Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Między realem a wirtualem

13-05-2020 22:51 | Autor: Mirosław Miroński
Kiedy mówimy „człowiek współczesny”, przed oczami staje nam najczęściej mieszkaniec miasta otoczony gadżetami współczesnej technologii. Jak wiemy z historii ewolucji, należy on do gatunku homo sapiens (człowiek rozumny). Właśnie, dzięki rozumowi potrafił ewoluować ze świata zwierząt i w przeciwieństwie do innych hominidów zająć szczytową pozycję na Ziemi. Tworzył język i stale udoskonalał narzędzia oraz złożone relacje społeczne.

Dziś potrafi wpływać nie tylko na swoje najbliższe środowisko, ale też na całą planetę. Należy pamiętać, że nawet współcześnie żyjący homo sapiens nie jest gatunkiem uformowanym ostatecznie. Nikt, nawet on, nie jest w stanie wyrwać się z prawideł ewolucji. One wciąż istnieją i oddziałują na wszystkie żywe organizmy. Przypomniał nam o tym dość boleśnie koronawirus. To jednak inny temat, być może na kolejny felieton.

Wracając zaś do człowieka współczesnego warto zastanowić się przez chwilę, jak wielkiego skoku cywilizacyjnego dokonał on w ostatnich latach. Wystarczy porównać jego dawne narzędzia – jak np. kamienne groty strzał, gliniane naczynia, rozmaite krzesiwa do rozpalania ognia, znane z wykopalisk z dzisiejszymi narzędziami. Nikogo nie trzeba przekonywać, że dzieli je cywilizacyjna przepaść.

Dawne narzędzia pokazują nie tylko, jakie potrzeby miał człowiek, ale też, jak ich wynalezienie zmieniało jego życie. To atrybuty, dzięki którym możemy prześledzić jego długą drogę i dowiedzieć wiele na jego temat. Dzisiejszymi atrybutami człowieka żyjącego w stolicy lub w jakiejkolwiek innej miejscowości bywa samochód z przyjaznym dla środowiska napędem, smartfon wyposażony w najróżniejsze aplikacje, pozwalające śledzić aktualne informacje ze świata, słuchać muzyki, oglądać filmy, telewizję, zaglądać do muzeów lub galerii w sposób wirtualny, komunikować się ze znajomymi (dzięki dostępowi do portali społecznościowych), korzystać z map i nawigacji dzięki rozmieszczonym nad naszymi głowami satelitom). Może on ustalać lokalizację niemal wszystkiego na naszym globie, włącznie z własną. Oczywiście, zależy to od zasobności portfela. Nie zmienia to faktu, że każdy posiadacz smartfona może z niego korzystać na wiele sposobów. Może też śledzić położenie planet, liczyć kroki podczas marszu lub biegu, korzystać z gier komputerowych, etc. Smartfon czy komputer pozwala załatwić wiele spraw, nie wychodząc z domu, co jest niezwykle ważne w czasie epidemii, kiedy każde wyjście z domu może stanowić zagrożenie dla nas lub innych. Oprócz aplikacji dostarczających czystej rozrywki i pozwalających uprzyjemnić sobie czas, np. podczas podróży, istnieje wiele praktycznych, niezwykle użytecznych aplikacji umożliwiających m. in. robienie zakupów na odległość, płatność w sklepie, restauracji.

Współczesny człowiek jest coraz bardziej uzależniony od technologii. Jest to zjawisko o charakterze globalnym. Nie inaczej jest tu, w grodzie nad Wisłą, czy mniejszych aglomeracjach. Zależność ta w ostatnich dekadach wyraźnie przyśpiesza. Truizmem byłoby mówić, że to zjawisko niespotykane w dziejach świata, jednak tak właśnie jest. Nigdy w historii świata nie mieliśmy do czynienia z równie szybko następującymi zmianami.

Uzależnienie od technologii wpływa na zachowania poszczególnych osób, ale też całych społeczeństw. Powoduje ono zmianę relacji między ludźmi oraz stylu życia.

Już niemal wszystkie dziedziny zostały opanowane przez informatykę. Wkroczyła ona w najważniejsze obszary gospodarki i nauki. Teraz, wciska się każdą niszę broniącą się dotąd przed jej wpływem. Widać to w sposobie komunikowania się z innymi ludźmi. Częściej tweetujemy, esemesujemy, lajkujemy, a rzadziej spotykamy się z naszymi rozmówcami w tzw. realu, czyli w świecie rzeczywistym. Zawieramy nowe znajomości dzięki technologicznym wynalazkom. Chętnie przenosimy się w świat cyfrowy, choć nie zawsze sobie to uświadamiamy. Wygląda na to, że dla wielu z nas stał się on bardziej atrakcyjny niż ten, który nas otacza. Im więcej czasu spędzamy w Internecie, czy na forach społecznościowych, tym mniej pozostaje go na inne sprawy.

Korona wirus i kryzys epidemiologiczny tylko to zjawisko pogłębił. Nasz dotychczasowy styl życia zmienił się bezpowrotnie. Już nie musimy wychodzić z domu, żeby coś załatwić, ale też zadowalamy się połączeniem cyfrowym w kontaktach z ludźmi. Wolimy użyć odpowiedniej aplikacji np. Skype. Nie zamierzam deprecjonować znaczenia podobnych aplikacji. Mają one on zastosowanie także w sprawach zawodowych. Zamiast fizycznej obecności w studiu telewizyjnym, czy radiowym rozmówcy mogą pojawić się w nim za sprawą komunikatora. Jest to nie tylko oszczędzaniem czasu, ale też pozwala unikać zbędnego ryzyka w czasie pandemii.

Mimo to, jak mówi stare porzekadło - nie ma nic za darmo. Skok technologiczny też ma swoją cenę. Płacimy więc na różne sposoby.

Ceną jest m. in. utrata anonimowości i prywatności. Informacje na nasz temat są gromadzone w przestrzeni wirtualnej zwanej chmurą. Dane te nie giną, chociaż przy odpowiednim wysiłku z naszej strony możemy je usunąć.

Żyjemy w dwóch równoległych światach – rzeczywistym i wirtualnym. Tak naprawdę wcale nie są one równoległe, bo coraz częściej się ze sobą krzyżują. Splatają się ze sobą w nierozerwalny warkocz, wspomagają się i uzupełniają. Nadzwyczajna sytuacja epidemiologiczna sprawia, że nie da się już od tego odejść, a niektóre rozwiązania wprowadzone teraz pozostaną na dłużej. Światów tych nie da się przeciwstawiać sobie nawzajem, ani zrezygnować z jednego lub drugiego. Pozostaje uczyć się żyć w obu jednocześnie.

Wróć