Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Miasto jest jak byle dziura, no bo ta architektura...

20-05-2020 20:41 | Autor: Mirosław Miroński
Moja przyjaciółka podzieliła się ze mną zabawnym spostrzeżeniem, którego dokonała podczas wystawy materiałów budowlanych. Otóż, pojawiło się tam hasło mające zachęcić klientów do kupna dachówek określonej firmy – „W tym sezonie modne fioletowe i żółte”. Zresztą może chodziło o inne kolory, ale to nie tak istotne, jak to, że komuś mogło przyjść do głowy, aby kolor dachu uzależniać od sezonowej mody.

Dobre sobie, „w tym sezonie”. A co w przyszłym? Czy trzeba będzie zerwać dach i zamienić go na inny w modnym kolorze? Rozumowanie takie wydaje się idiotyczne, ale tylko pozornie. W istocie jest w nim ukryty sens i zmyślny sposób trafienia w czuły punkt klienta. Używając marketingowej nowomowy – ma trafiać w target.

Hasło zawiera słowo „modne” trafiające do podkorowych, najczęściej nieuświadamianych sobie kompleksów i niskiej samooceny tego, do kogo jest skierowane. Przecież, każdy z chce wypaść dobrze, a dobrze to znaczy w zgodzie z oczekiwaniami innych. To właśnie inni oceniają nasz gust i dokonywane przez nas wybory. Wszyscy lubimy być chwaleni, doceniani przez otoczenie. Moda jest jednym z wyznaczników nadążania za obowiązującymi trendami w kulturze, choćby tylko wizualnie. Jest ona ważna szczególnie dla osób pozbawionych naturalnej asertywności i pewności siebie. Ludzie znający swoją wartość są pewni siebie, nie podążają bezkrytycznie za nowinkami mody, jednak znaczna część społeczeństwa hołduje zasadzie: jak cię widzą, tak cię piszą. Liczy się dla nich zewnętrzny blichtr, opakowanie, a nie samo wnętrze. Nawet, jeśli zdajemy sobie z tego sprawę i ulegamy pokusie wydawania ocen na podstawie pierwszemu wrażenia. Zanim przeczytamy książkę, zanim zagłębimy się w jej treść to okładka sprawia, że po nią sięgamy.

Ta nasza cecha jest wykorzystywana szeroko przez specjalistów od reklamy. Potrafią wmówić potencjalnym klientom, co powinno im się podobać, bez czego nie mogą się obyć. Co więcej, spece ci wytworzyli niemal powszechne przekonanie, że to co modne nie musi być ładne, ale nic, co niemodne, ładne być nie może. Tę opinię podtrzymują autorytety wszelkiego autoramentu. W sukurs idą im media i rozmaite przedsięwzięcia promujące produkty, towary, fizyczne oraz duchowe wymysły ludzkiego intelektu etc. Te same czynniki mogą zadziałać w drugą stronę i zamiast promować, mogą wszystko zdezawuować, czyli mówiąc kolokwialnie „zjechać” lub „zaorać” – mówiąc językiem młodzieżowym zaczerpniętym z Internetu.

Wracając do powyższej historyjki z dachówkami na jeden sezon, zauważmy, że producent, czy też autor hasła z pewnością traktowali rzecz serio i działali z rozmysłem. Najwidoczniej wykorzystali niedoskonałość natury ludzkiej. Ludzie mają swoje słabe punkty. Wystarczy je znaleźć i podsunąć pomysł, że łatwiej wydadzą pieniądze na dach w modnym kolorze. Mogą potem pochwalić się przed innymi – proszę, oto mój modny dach. A skoro dach modny, to i właściciel, który go wybrał – też. Czego chcieć więcej. Korzystaj z życia, chwytaj dzień – carpe diem!

Parafrazując nieco ową maksymę Horacego, należałoby dodać – wykorzystuj każdą chwilę, ale rób to z rozmysłem, szanuj przy tym tradycję. W niej bowiem jest zawarta mądrość wielu pokoleń. I właśnie do tradycji, po tym humorystycznie brzmiącym, nieco przydługim wstępie i nieco patetycznej puencie chciałbym nawiązać. Do tradycji w architekturze w szczególności, bo to w jej otoczeniu żyjemy. To od niej zależy, czy żyje nam się wygodnie, to ona dostarcza nam wrażeń estetycznych.

Z pewnością nikt lepiej niż poeta rzymski Horacy (łac. Horatius), żyjący i tworzący w czasach cesarza Augusta, nie rozumiał jej wagi i znaczenia. Przecież wszystko, co go otaczało, wyrastało z tradycji. To ona determinowała wygląd ówczesnego imperium rzymskiego, podobnie jak poprzednich epok. To ona określała styl, w jakim wznoszono wielkie budowle użyteczności publicznej, domy patrycjuszy i skromniejsze siedziby plebsu.

Zastanawiające jest, jak mało wagi przywiązuje się do naszych tradycji architektonicznych w polskich miastach i na terenach wiejskich. Efektem tego jest prawdziwa architektoniczna kakofonia, istne pomieszanie z poplątaniem. Domy góralskie nad morzem i na odwrót. Budowane dziś obwodnice, trasy szybkiego ruchu, kaskady nie zachwycają raczej nieciekawą architekturą i niezbyt wyszukaną kolorystyką. Są wprawdzie perełki w naszej urbanistyce i architekturze ale są to obiekty historyczne (po rewitalizacji). Niewiele powojennych budowli zasługuje na uwagę i wysoką ocenę. Niestety, dotyczy to również Warszawy. Oczywiście, trudno mieć pretensję o taki stan rzeczy, zważywszy na historię i niszczące skutki wojen, jednak od ostatniej wojny minęło już wiele lat i dekad, a stolica – poza nielicznymi obiektami – nie ma się czym poszczycić. A przecież mamy naprawdę wielu zdolnych architektów i planistów przestrzeni, jednak nie widać tego w praktyce. Wiele stolic europejskich ma punkty charakterystyczne w swoim obrębie swych. Tymczasem u nas – poza Pałacem Kultury i Nauki – brak wyrazistych, rozpoznawalnych akcentów – słyszy się czasem z ust odwiedzających miasto.

Wróć