Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mezalians

02-09-2015 21:43 | Autor: Mirosław Miroński
Guwernantka zakochuje się w młodym ordynacie, jednak sielankę burzą przesądy jego rodziny. Takie, w skrócie jest tło cieszącej się przed laty powieści obyczajowej Heleny Mniszkówny - „Trędowata”.

Autorka opisuje tragiczne dzieje miłości guwernantki w arystokratycznym domu, Stefanii Rudeckiej i ordynata Waldemara Michorowskiego. Klasyczny mezalians, który w konsekwencji prowadzi do tragicznej śmierci dziewczyny. Czy to tylko ramota z przełomu XIX i XX wieku?

Mimo znakomitych adaptacji filmowych, zarówno książka jak i filmy powstałe na jej podstawie nie wzbudzają dziś większego zainteresowania. Czyżby temat przestał być aktualny? Czy mezalians współcześnie nie istnieje, a małżeństwo z osobą nieodpowiednią ze względu na pochodzenie to tylko przesąd?

Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by znaleźć odpowiedź na to pytanie. Mezalianse wciąż istnieją, mamy z nimi do czynienia na co dzień. Dlatego staramy się pokazać siebie w korzystniejszym świetle, albo udajemy kogoś lepszego niż naprawdę jesteśmy. Wieś udaje miasto, Warszawa udaje Paryż lub inną metropolię.

Epoka, w której określone zasady sprawdzały się przez stulecia, a doświadczenia zdobywane przez pokolenia stanowiły niepodważalne normy zostawiła swój ślad w naszej obyczajowości. Wiek XX wraz z rozwojem mieszczańskiej klasy średniej nie spowodował ich kresu. Mezalians, a właściwie przekonanie jednej ze stron związku, że jest się niegodnym partnera tkwi w każdym z nas, nawet jeśli on sam nie daje nam tego odczuć. To poczucie jest głęboko zakorzenione w naszych umysłach. Stąd bierze się postawa klientelistyczna wobec innych. Dlatego Polacy starają się zadowolić Europę kosztem swoich własnych interesów.

Są grupy i określone lobby, którym jest to na rękę. Które zrobią wszystko, by taką postawę wobec europejskich hegemonów w nas umacniać. Komuś może zależeć byśmy jako naród tkwili w przekonaniu, że jesteśmy gorsi, że nic nam się nie należy, a to co można o nas powiedzieć to jedynie to, że jesteśmy nietolerancyjnymi homofonami, antysemitami, że zamiast pracować zajmujemy się polityką.

Niestety, trudno oczekiwać by inni mieli o nas dobrą opinię, jeśli nie szanujemy się jako naród i pozwalamy wmawiać sobie takie opinie. To nie żadna teoria spiskowa. Każdy może przeprowadzić prosty test. Wystarczy, w towarzystwie powiedzieć coś pozytywnego o Polakach, a zaraz znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że Polacy to uosobienie wszystkich wad obarczając nas przy tym licznymi winami, a naszą historię przedstawiając, jako pasmo mrocznych wydarzeń, porażek, błędów i pomyłek. Niektórzy nawet będą dowodzić, że polskość to nienormalność. Czyżbyśmy więc byli jedynie osobliwym eksponatem w światowym panopticum?

Mezalians zdarza się nie tylko w małżeństwie, ale również w relacjach międzynarodowych

Obserwując medialną wrzawę i trwogę różnych „zatroskanych” można dojść do wniosku, że nasz związek z Europą jest mezaliansem. Że jesteśmy jakąś trędowatą panną na wydaniu. Ci „zatroskani” stale nasłuchują, co o nas Polakach i o naszym kraju powiedzą inni. Słyszymy często „cały świat puka się w czoło”, „cały świat z nas się śmieje” etc.

Można to skwitować - dobrze, niech się puka, niech się śmieje. Przynajmniej będzie wesoło. A my róbmy swoje - jak śpiewał swojego czasu Wojciech Młynarski.

Prawda jednak jest taka, że świat zajmuje się swoimi sprawami i nie w głowie mu przyglądanie się co akurat Polacy wyprawiają. Polacy mimo swoich przywar, (a kto ich nie ma?) są wspaniałym narodem. Wystarczy prześledzić naszą historię, otworzyć szerzej oczy na rzeczywistość, nie ulegać szerzącemu się defetyzmowi, wbrew poglądom, że nasze państwo „istnieje tylko teoretycznie”. Może wtedy uparta słoma przestanie z butów wyłazić.

W ostatnich latach pojawił się termin - „słoiki”, używany w odniesieniu do napływowej części mieszkańców stolicy. Pomijając już fakt, że jest to próba dzielenia Polaków na lepszych i gorszych należy stwierdzić, że często sięgają po to określenie ci, których związki z Warszawa nie są zbyt długie. Jak mawiali o nich dawni warszawiacy - „Przyjechali tu z kartoflami i zostali, a słoma z butów wystaje”. Po co więc to robią? Przyklejając innym etykietkę mogą poczuć się lepiej i ukryć własne kompleksy.

Wróć