Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Marka Gaszyńskiego pożegnał orszak sław

01-02-2023 21:30 | Autor: Wojciech Dąbrowski
Kiedy kilka lat temu bard z Zielonej Góry, Maciej Wróblewski wykonał na melodię pieśni Władimira Wysockiego – Epitafium dla Czesława Niemena, długoletni prezenter muzyki w Polskim Radiu Marek Gaszyński zwrócił się wtedy do swojego przyjaciela: - Jak umrę, zaśpiewaj tę pieśń na moim pogrzebie.

I Maciek spełnił życzenie, obietnicy dotrzymał. W piątek 27 stycznia, gdy żegnaliśmy Marka Gaszyńskiego na Starych Powązkach, wszyscy zebrani, nie kryjąc swojego wzruszenia i przygnębienia, zastygli na chwilę, słuchając tych przejmujących słów:

Przed Stwórcą stanę z podniesionym czołem,

do ukrywania nie mam nic a nic,

dobrze czy źle, ale swój wóz ciągnąłem

i żyłem tak, jak się powinno żyć.

Rozróżniam też, co święte, a co podłe -

przynajmniej w to mnie wyposażył Bóg,

i jedną mam, lecz za to prostą drogę,

i nie chcę szukać żadnych innych dróg.

Marek Gaszyński był osobowością nietuzinkową. Na pogrzebie pojawiły się tłumy. Odprowadziła go nie tylko najbliższa rodzina, ale liczne grono przyjaciół z branży muzycznej, artyści, gwiazdy estrady, piosenkarze i kompozytorzy, jazzmani i radiowi słuchacze. Pogrzeb miał nietypowy charakter, stał się manifestacją przyjaźni i uznania dla dorobku wybitnego dziennikarza i radiowego prezentera.

Wzruszająco pożegnały tatę córki Zuzanna i Marta. Syn Michał, żegnając ojca, podkreślił, że tata nie życzyłby sobie smutnego pożegnania. Był zawsze duszą towarzystwa o wielkim poczuciu humoru, sypał jak z rękawa dowcipami i męskimi dykteryjkami, był człowiekiem pełnym optymizmu i radości życia. Po tej wypowiedzi w kościele rozległa się burza oklasków. Zebrani zerwali się z miejsc, dziękując i żegnając Marka owacją na stojąco.

Wydawało się, że Marek jest wciąż między nami i prowadzi jak zwykle swoją kolejną audycję. W skupieniu wysłuchaliśmy homilii podczas mszy w Kościele pw. Karola Boromeusza i ostatniej modlitwy przed złożeniem urny z prochami do rodzinnego grobowca, którą odmówił duszpasterz Środowisk Twórczych Diecezji Warszawsko-Praskiej ks. Robert Hodyna. Marek z pewnością z zażenowaniem słuchał komplementów i słów uznania pod swoim adresem podczas oficjalnej części uroczystości pożegnalnej. Nie zabrakło ciepłych słów w liście ministra kultury, wicepremiera Piotra Glińskiego, który odczytał Sekretarz Stanu w MKiDN Szymon Giżyński, ani w wystąpieniach Ferida Lakhdora, wiceprezesa ZAiKS-u, a także prezesa ZAKR-u Jerzego Mamcarza.

Gorąco i emocjonalnie pożegnali Marka Maria Szabłowska z Polskiego Radia, Paweł Brodowski (Jazz Forum), a w imieniu środowisk jazzowych i bluesowych Zbyszek Jędrzejczyk.

A potem ceremonia pogrzebowa stała się wielkim, wspaniałym koncertem, wyjątkową ucztą muzyczną. Jeszcze w kościele zabrzmiała trąbka Marka Shepharda, który zadedykował przyjacielowi jazzowy utwór Georgia on My Mind. Potem na miejsce wiecznego spoczynku odprowadzili Marka muzycy zespołu The Warsaw Dixielanders, którym towarzyszył na saksofonie były prezes Trybunału Konstytucyjnego, prawnik i artysta w jednej osobie Jerzy Stępień. Przy grobie wspomniany już Maciej Wróblewski zaśpiewał i zagrał na swojej dwunastostrunowej gitarze Sen o Warszawie.

Po pogrzebie w pobliskiej hali eventowej odbyła się konsolacja z udziałem 150 osób z całej Polski i zagranicy. Było refleksyjnie i nostalgicznie, ale też i wesoło. Wspominano ostatnie spotkanie Marka z dixielandowcami Starej Stodoły, które odbyło się podczas wigilii zaledwie miesiąc temu. Usłyszeliśmy starą Piosenkę o mojej Warszawie Alberta Harrisa, ale z nowym tekstem Marka Gaszyńskiego. Tomek Szwed przypomniał Down by the Riverside. All of me grano dwukrotnie. Koncert zakończyła nowoorleańska wiązanka z utworami: Just a Closer Walk with Thee, Oh, when the Saints Go Marchin’ In.

W ostatniej drodze towarzyszyli Markowi: Wojtek Gąssowski (Gdzie się podziały tamte prywatki), Jerzy Skrzypczyk z Czerwonych Gitar (Nie zadzieraj nosa), Andrzej Rosiewicz, Darek Kozakiewicz, Jarek Bem, Jacek Sylwin, Wojtek Żmuda i wielu, wielu innych przyjaciół.

A w niedzielę 29 stycznia uczczono pamięć Marka minutą ciszy na stadionie miejskim Wojska Polskiego przed meczem Legii z Koroną Kielce. I kolejny raz zabrzmiał nieśmiertelny Sen o Warszawie.

Ale Marek w pełni zasłużył na takie pożegnanie.

Wróć