Churchill, który spędził niemałą część życia, włócząc się po różnych niebezpiecznych miejscach jako korespondent prasowy, zdobył się też na jeszcze jedno trafne spostrzeżenie. Jego zdaniem otóż, „różnica między działaczem państwowym a politykiem polega na tym, że polityk myśli o następnych wyborach, a działacz państwowy – o następnym pokoleniu”.
Te słowa człowieka, którego przeciętny Polak zna głównie jako miłośnika cygar i whisky, powinny być wyryte u wejścia do Sejmu Rzeczypospolitej, gdzie ostatnio nie dyskutuje się o zaradzeniu pandemii koronawirusa, ratowaniu gospodarki i miejsc pracy ani o dramatycznych skutkach suszy czy też czekającym nas w dalszej perspektywie braku pieniędzy na wypłatę emerytur. Jak na ironię, leitmotywem sejmowych obrad stały się bowiem mające w tym kontekście trzeciorzędne znaczenie – wybory prezydenta RP albo kontrowersyjna kwestia aborcyjna. Dla walczącej zaciekle o władzę zgrai wybrańców ludu nie patria (ojczyzna) bynajmniej jest ważna, tylko partia. Choćby dlatego, że to ta druga rozdaje lukratywne posady.
O tym, że i nasi współcześni generałowie przygotowują się do poprzedniej wojny, przekonaliśmy się, gdy trzeba było zacząć walkę z koronawirusem. W tamtym momencie okazało się, że wojskowi spece, wysługujący się politykom, doradzali przede wszystkim potwornie obciążające budżet państwa wydatki na zbrojenia, które i tak – wobec przewidywanego teoretycznie ataku ze strony Rosji – kompletnie nic by nam nie dały. Tymczasem, jak wyszło na jaw, na ewentualny atak biologiczny (nie mówiąc już o cyberataku) nie byliśmy w ogóle przygotowani. Gdy więc władze państwa odkryły brak podstawowych środków higienicznych i zabezpieczających, od razu popędzono ze stanowiska – być może Bogu ducha winnego – szefa Agencji Rezerw Materiałowych.
Teraz nastąpił w końcu właściwy, bardzo potrzebny ruch, czyli sprowadzenie potężnego zapasu tych materiałów z Chin, co mogliśmy oglądać na własne oczy, gdy na warszawskim lotnisku Chopina usiadł najpotężniejszy transportowiec świata – Antonow 225 Mrija z Ukraińskich Linii Lotniczych. Przy okazji ci kanapowi bohaterowie, którzy chcą jeszcze dzisiaj walczyć z Ukraińską Powstańczą Armią, nagle przymknęli dziób i przestali nawet narzekać, że Ukraińcy zabierają Polakom miejsca pracy. Może więc – idąc już tokiem współczesnego myślenia – przestaną również urągać dzisiejszym Rosjanom i obciążać ich in gremio za zbrodnie Lenina i Stalina. O potrzebie odizolowanego od polityki podchodzenia do braci Słowian mówił tydzień temu w wywiadzie dla „Passy”, słynny podróżnik, obywatel Polski i Włoch – Jacek Pałkiewicz, skądinąd wróg wszelkiego rodzaju fanatyzmów politycznych i religijnych, zagorzały przeciwnik jawnej inwazji Europy przez nieliczący się z naszą kulturą islam.
Jak na ironię jednak, polityczni kombinatorzy już od dziesięciu lat lansują w Polsce i upowszechniaja z wielką skutecznością – swoistą religię smoleńską, wydając ciężkie miliony złotych na propagowanie mitu wokół tragedii, jaką była katastrofa rządowego tupolewa, w której śmierć poniosło 96 przedstawicieli elity państwowej i społecznej – z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego wspaniałą małżonką włącznie. Bałaganiarstwo i całkowitą nieodpowiedzialność organizatorów tamtej tragicznej wyprawy upamiętnia się pomnikami i celebrami, które wydają się jawnym naigrawaniem z pamięci blisko stu ofiar domniemanego zamachu, a także z pamięci 21 000 ofiar mordu katyńskiego – chociaż lot do Smoleńska odbył się właśnie po to, żeby te drugie godnie uczcić.
Mądrząc się w kwestiach ogólnych, nie zapominam oczywiście, że wciąż – podobnie jak reszta świata – musimy trwać w niezbędnej kwarantannie. I na przykład trzeba współczuć 37 pensjonariuszom Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego przy Bobrowieckiej na Czerniakowie, bo po odkryciu koronawirusa w tej placówce niemal cały personel stamtąd po prostu zbiegł i dopiero mający odpowiednie kompetencje w tym zakresie wojewoda Konstanty Radziwiłł zorganizował tam jakie takie posiłki kadrowe, a wobec ogromnego nagłośnienia medialnego zgłosili się do pomocy wolontariusze.
Nie ukrywam, że sprawa Bobrowieckiej jest mi szczególnie bliska, ponieważ jednym z pozostających w tym zakładzie pensjonariuszy jest mój brat. Tym bardziej więc oburza mnie postawa obecnego prezydenta RP Andrzeja Dudy, który – zamiast dążyć do maksymalnego zabezpieczenia społeczeństwa przed skutkami zarazy, głosi, że planowane już w maju ponowne wybory na to stanowisko to taka sama bagatelka jak pójście do sklepu. A przecież nawet kodeks karny przewiduje bardzo poważne sankcje „za sprowadzanie niebezpieczeństwa powszechnego”, w tym zagrożenia epidemiologicznego lub szerzenia choroby zakaźnej. Nieprawdaż?