Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Lubimy wierzyć w paskudę

22-06-2016 21:36 | Autor: Mirosław Miroński
Życie jest grą i jak każda gra – rządzi się swoimi prawami. Wszyscy gracze chcą wygrać, a jeśli zdobędą przewagę, dążą do jej utrzymania. Zwykle, po serii ataków, przychodzi czas na złapanie oddechu. Mieliśmy tego przykłady w emocjonujących w piłkarskich zmaganiach biało-czerwonych z Niemcami. Po usilnych próbach zdominowania przeciwnika obie strony zadowoliły się wynikiem bezbramkowym. Nie mniej emocjonujące było spotkanie biało-czerwonych z Ukrainą.

Nie wdając się w roztrząsanie szans naszej drużyny w Euro 2016, warto zauważyć analogię z tym, co nas otacza w życiu. A dzieje się wiele, choćby w najbliższym otoczeniu. Tu i ówdzie pojawiają się ostre ataki ze strony przeciwników politycznych. No cóż, można skomentować to, podobnie jak Niemcy po meczu z Polską, którzy stwierdzili, że nie kontrolowali czasu gry. Gdyby go kontrolowali to… Nie wiadomo, jaki byłby ostateczny wynik. Bo czas to ważna rzecz, przynajmniej dla Niemców. Tak czy inaczej, dla jednych czas udziału w turnieju dobiegł końca i pora wracać do domu. Dla innych nadchodzi czas ostatecznych zmagań.

Autorzy politycznych ataków wydają się również być na bakier z czasem. Gdyby go kontrolowali, zauważyliby, że zaostrzenie narracji, (zwłaszcza w odniesieniu do niektórych ważnych osób w naszym kraju) może być odczytane jako przejaw desperacji niektórych graczy, którym puszczają nerwy. Dowodzi to braku wyczucia czasu. Nadchodzi bowiem pora wakacji, a więc czas na złapanie oddechu i „doładowanie akumulatorów”. Używając przenośni – „Niedługo zabrzmi gwizdek sędziego” sygnalizujący początek masowych wyjazdów na urlopy.

Jedni pozostaną w kraju, inni wyruszą na wypoczynek za granicę. Zazwyczaj obywatele nie są skłonni angażować się w sprawy polityczne, czy społeczne, w czasie tzw. kanikuły. Planują wyjazdy, pobyty na działkach etc. Podejmowanie jakiekolwiek debaty publicznej (na poważne tematy) lub prób rozpętania burzy politycznej nie jest więc uzasadnione w pełni lata. Chyba że ktoś chce zdążyć przed zbliżającym się nieuchronnie szczytem NATO w Polsce. Wówczas atak na jednego z inicjatorów tego istotnego dla losów Polski wydarzenia staje się bardziej zrozumiały. Rozpoczyna się sezon ogórkowy, co oznacza, że większość z nas nie jest zainteresowana polityką, choćby nawet dotyczyła ważnych kwestii. Sezon ogórkowy to pora, kiedy na rynku pojawiają się ogórki gruntowe smaczniejsze od tych szklarniowych z chłodni. Jest to również czas nieprawdopodobnych historyjek, którymi będą nas karmić media.

Starsi z nas pamiętają zapewne opowieści o dziwnym stworze wychodzącym z Zalewu Zegrzyńskiego, czyli o tajemniczej „paskudzie”, o czarnych wołgach, o uprowadzanych dzieciach itp.

Paskudy mogą być pożyteczne, nawet jeśli nie są prawdziwe. Nie o prawdę przecież tu chodzi. Najlepszy przykład, że „nasza paskuda” przyczyniła się do spopularyzowania Zalewu Zegrzyńskiego, jako atrakcyjnego miejsca na mapie turystycznej. Odkąd pojawiły się pierwsze doniesienia o tym, jakoby tu właśnie ją widziano, Zegrze stało się sławne i chętnie odwiedzane przez turystów, ciekawskich oraz kryptozoologów pragnących dodać polskiego potwora do listy znanych już stworów, takich jak: yeti, wielka stopa, chupacabra, czy kraken.

Nasza paskuda szybko znalazła swoje stałe miejsce w mediach. Doniesienia o niej pojawiały się w prasie, w telewizji i audycji Polskiego Radia „Lato z Radiem”. Sceptycy przypisywali właśnie redaktorom radiowym jej wymyślenie. Oczywiście, na użytek sezonu ogórkowego i ku uciesze telewidzów, czytelników i słuchaczy. Po wielu latach sami zainteresowani przyznają się do tej „drobnej” manipulacji. To jednak nie osłabia wiary entuzjastów „paskudy” w jej istnienie.

Tak czy inaczej, ludzie potrzebują „paskud”, a nawet przywiązują się do myśli, że jakieś monstrum żyje sobie w najlepsze gdzieś obok. Jak się okazuje, nawet potwora można pokochać i traktować go jak swego, o czym świadczy fakt, że gdy rozpuszczono plotkę o ewentualnej sprzedaży zagrzyńskiej „paskudy” Amerykanom odezwały się głosy protestu. Lokalni obrońcy potwora nie chcieli słyszeć, że nasz stwór miałby trafić do oceanarium w Kalifornii. Mimo, że Amerykanie podobno byli gotowi zapłacić za niego nie bagatelną sumkę – milion dolarów. Japońscy filmowcy podobno chcieli nakręcić film „Paskuda kontra Godzilla”, ale i to nie przekonało zwolenników pozostawienia stwora w kraju.

Jak to mówią niektórzy – „Nawet największa potwora znajdzie swego amatora” i zapewne powiedzenie to nie dotyczy jedynie relacji damsko-męskich.

Patrząc na sprawę z szerszej perspektywy, warto zauważyć, że to, co dla jednych jest kontrowersyjne, z innego punktu widzenia może wyglądać całkiem inaczej. Czy zatem warto angażować się w sprawy, o których niewiele wiemy i ulegać emocjom, jak w przypadku potwora z Zalewu Zegrzyńskiego? A jeśli po latach okaże się, że różne informacje są wymysłem mediów?

W przypadku „paskudy”, tak właśnie było. A przecież znaleźli się „naoczni” świadkowie, a nawet zdjęcia przedstawiające potwora, które potem okazały się być jedynie zdjęciami modelu wykonanego na podstawie opisów rzekomych obserwatorów.

Historia paskudy zaczęła żyć własnym życiem, więc redaktorzy radiowi, co jakiś czas musieli odświeżać pamięć o tajemniczym stworzeniu. Trudno im było przyznać publicznie, że wszystko wymyślili. To przecież było tylko niegroźne kłamstewko. Nikt od tego nie umarł, a nawet się narodził. Narodziła się nasza paskuda. Wielu chciałoby, żeby mit stał się prawdą. No cóż… Niektóre prawdy są po prostu wymyślone. Pamiętajmy o tym również w sezonie ogórkowym.

Wróć