Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Liwki (Hliwki) Szlacheckie

06-07-2022 20:45 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
W „Passie” nr 7(1098) z 17 lutego 2022 r. opisałem tragiczne losy około 500 studentów Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Nowej Aleksandrii (Puławach) oraz ochotników z miast, miasteczek i wsi Lubelszczyzny i Sandomierszczyzny, który w nocy z 22 na 23 stycznia 1863 r. przystąpili do powstania styczniowego. Po 17 dniach, oddział został rozbity i przestał istnieć. Poległo blisko 100 powstańców, pewna liczba dostała się do rosyjskiej niewoli, część się rozproszyła, a tylko ok. 150 dołączyło do innych oddziałów. Przywódcą oddziału był dwudziestoletni Leon Frankowski.

Leon Frankowski (1843 – 1863) był nadzwyczaj czynnym uczestnikiem konspiracji przedpowstaniowej, a w trakcie powstania – komisarzem Komitatu Centralnego Narodowego na województwo lubelskie. Urodził się 25 marca 1843 r. w majątku Liwki (Hliwki) Szlacheckie w powiecie łosickim na Podlasiu. Wieś ta znajduje się ok. 30 km na wschód od Siedlec oraz ok. 12 km na południe od Łosic, w pobliżu drogi krajowej „19”. Pochodził ze średniozamożnej szlachty, której dwór znajdował się w centrum wsi.

Miał dwóch starszych braci: Jana i Stanisława. W 1857 r. zdał egzamin do Instytutu Szlacheckiego w Warszawie, który wcześniej ukończyli jego bracia. Uczniem Instytutu był przez dwa lata. Instytut Szlachecki był jednym z narzędzi rusyfikacji polskiej młodzieży z elit społecznych, czemu sprzyjały cieplarniane warunki nauki oraz otwarta droga kariery w rosyjskiej administracji, bądź wojsku. Atmosfera tej placówki nie odpowiadała Leonowi, toteż – wbrew woli ojca – przeniósł się do warszawskiego Gimnazjum Realnego (1860), które wówczas mieściło się w wybudowanym, wg projektu Antonia Corazziego w latach 1841-1842, specjalnym budynku na ternie obecnego UW. W 1862 r. - po „przeniesieniu” Gimnazjum Realnego do Puław - w budynku tym umieszczona została Szkoła Główna. W gimnazjum znalazł się w wyjątkowo patriotycznym i rozpolitykowanym środowisku. Aktywnie uczestniczył w konspiracji. Brał udział w większości warszawskich, przedpowstaniowych demonstracji, a często był ich współorganizatorem. Od grudnia 1860 r. Frankowski i wielu mu podobnych, rozpoczęło agitację na prowincji. On rozpoczął od Opola Lubelskiego, a w 1861 r. przeniósł się do Lublina, gdzie z bratem Janem założył pierwszą organizację spiskową, rozszerzoną później na podlubelskie miejscowości. Jesienią 1861 r., wraz z braćmi, uczestniczył w zorganizowaniu wielkiej, patriotycznej manifestacji, celem uczczenia 450-rocznicy polsko-litewskiej unii w Horodle. 17 października 1861 r. Leon wraz z braćmi wszedł w skład tzw. Komitety Miejskiego, powołanego przez „Czerwonych”, w odpowiedzi na na wprowadzenie przez władze carskie 14 października 1861 r. stanu wojennego w Królestwie Polskim. W okresie zimy 1861/1862 Leon (i jego bracia) był bardzo aktywnym agitatorem wśród młodzieży różnych miast i regionów. W maju 1862 r. aresztowany został jego brat Jan. Leon stał się w tym okresie jeszcze bardziej aktywny w lubelskiej konspiracji, osiągając dużą popularność wśród młodzieży. Gdy w czerwcu 1862 r. Komitet Miejski przekształcił się w Centralny Komitet Narodowy, Leon Frankowski mianowany został komisarzem województwa lubelskiego. Frankowski, wówczas 19-letni młodzieniec wypracował sobie uznanie i zaufanie środowiska i władz CKN. Z polecenia Komitetu w lipcu 1862 r. wyjechał do Kijowa, a następnie do Mołdawii, gdzie spotkał się Zygmuntem Miłkowskim (Teodor Tomasz Jeż). Po powrocie późnym latem 1862 r. przebywał przez pewien czas na Podlasiu, skąd powrócił w Lubelskie, gdzie organizował struktury władz powstańczych. Był zwolennikiem wybuchu powstania z chwilą ogłoszenia przez rosyjskie władze tzw branki, to jest przymusowego wcielenia do rosyjskiego wojska młodych mężczyzn wytypowanych przez władze. Zabieg ten – wg władz - miał na celu udaremnić wybuch powstania. Termin branki na prowincji, rosyjskie władze wyznaczyły na 25 stycznia. W odpowiedzi, Centralny Komitet Narodowy wybuch powstania wyznaczył na noc z 22 na 23 stycznia 1863 r. Leon był entuzjastą walki zbrojnej i wielkim optymistą, chociaż aresztowania na Lubelszczyźnie znacznie przerzedziły szeregi spiskowców, a on nie miał żadnego doświadczenia wojskowego. Początek działań powstańczych był niefortunny, albowiem w wyniku zdrady, atak na rosyjski garnizon w Końskowoli nie doszedł do skutku. Frankowski z podległym mu oddziałem zajął Kazimierz Dolny, który tym samym stał się centralnym ośrodkiem powstańczym na Lubelszczyźnie. W trzeciej dekadzie stycznia 1863 r. Frankowski mianował Antoniego Zdanowicza, byłego porucznika wojsk rosyjskich - naczelnikiem sił narodowych województwa lubelskiego. Był to najpoważniejszy błąd w dotychczasowej działalności, a skutki katastrofalne. Leon Frankowski był człowiekiem czynu, toteż pobyt w Kazimierzu, uważał za stratę czasu. Są podstawy aby przyjąć, że Frankowski chciał pomaszerować z oddziałem w rejon Zamościa, wzmocnić tam oddział Feliksa Piaseckiego i ewentualnie, w sprzyjających okolicznościach, zaatakować twierdzę zamojską. Objęcie dowództwa wojskowego przez Zdanowicza przekreśliło te plany. Ostatecznie prawie 700-osobowy oddział przeprawił się przez Wisłę i pomaszerował do Lipska, a stamtąd, po kilku dniach, w kierunku przeprawy przez Wisłę w Zawichoście. Frankowski odmówił połączenia swoich sił z oddziałem Langiewicza. Uważał, że jego misją jest walczyć na Lubelszczyźnie, do której starał się dotrzeć. W tym właśnie celu skierował oddział do Zawichostu. gdzie spodziewał się znaleźć promy do przeprawy przez Wisłę i przez Roztocze dotrzeć w rejon Zamościa. Skoro promów nie było, skierował oddział w stronę Sandomierza. Po drodze była Słupcza, a konkretnie dwór i folwark Ignacego Ośniałowskiego, gdzie powstańcy postanowili odpocząć. Było popołudnie 8 lutego 1863 r. Oddział ppłk Miednikowa bez trudu i chyba bez strat rozgromił zaskoczonych powstańców. Zdanowicz porzucił wojsko i uciekł, natomiast Leon Frankowski został ciężko ranny i dostał się do niewoli.

11 lutego 1863 r. w. ks. Konstanty Mikołajewicz w telegramie do cara napisał: „Otrzymałem właśnie od Chruszczowa (gen. gub. lubelski – przyp. LK) następującą depeszę: naczelnik mobilnej kolumny podpułkownik Miednikow z 3 rotami i 40 kozakami przeprawił się 27 (8 lutego – przyp. LK) przez Wisłę w Annopolu, zajął Zawichost, dogonił wichrzycieli pod dowództwem Zdanowicza i Frankowskiego, rozbił ich i 28 (9 lutego – przyp. LK) wkroczył do Sandomierza, z którego wichrzyciele zbiegli w nocy. Zabitych ponad 100, wziętych do niewoli 32, w tej liczbie ciężko ranny Leon Frankowski. Oswobodzonych jeńców rosyjskich 63. Straty nasze prawdopodobnie nieznaczne, gdyż Chruszczow, na ten temat nic nie mówi”.

Dwa dni później (1.II/13.II 1863 r.) w. ks. Konstanty wyekspediował do Petersburga kuriera z obszernym listem do Aleksandra II. Prawie na początku listu poinformował cara: „… wzięcie do niewoli Leona Frankowskiego. Bardzo ważne. On od samego początku niepokojów w Królestwie był jednym z najbardziej aktywnych członków Centralnego Komitetu, potrafił ciągle jeździć za granicę, lub przebywać w Królestwie, i pomimo wszelkich starań, w żaden sposób nie udawało się go wyśledzić i schwytać. Teraz on ciężko ranny. Dobrze byłoby go najpierw wyleczyć, żeby starannie przesłuchać, a życia mu nie darować”.

Leon Frankowski został aresztowany i przewieziony do Lublina, gdzie umieszczono go w więziennym szpitalu. Został wyleczony i poddany śledztwu, a następnie postawiony przed sądem wojennym. Leon Frankowski nie wydał nikogo, mówił jedynie o sobie. W sentencji sądu wojennego napisano, m.in.: „(…) na wszystkie pytania dawał wymijające odpowiedzi, usiłując skryć prawdę i zasłonić te osoby, które brały z nim udział w buncie i powstaniu. (...) Sąd postanawia (…) szlachcica Leona Frankowskiego ukarać śmiercią przez rozstrzelanie". Pomimo rozpaczliwych działań matki i dotarcia przez nią do najwyższych kręgów władzy, Generalny Audytoriat Polowy utrzymał wyrok w mocy. Władze, w ostatniej chwili, zamieniły rozstrzelanie na powieszenie.

Tomasz Dobrowolski, autor obszernego hasła w Słowniku biograficznym Podlasia i Wschodniego Mazowsza, napisał, m.in.:

„W dniu egzekucji, w bramie koszar świętokrzyskich w L. (ob. w miejscu tym znajduje się KUL), za pozwoleniem Chruszczowa, stanęli rodzice skazańca z aktem ułaskawienia i gotową do podpisania deklaracją lojalności. Kiedy ich syn zapoznał się z treścią urzędowego pisma, ucałował rodziców i wypowiedział następujące słowa: "Matko i ojcze tego zrobić nie mogę! Cara Aleksandra nie uważam za monarchę polskiego i nie mogę zdradzić tych, którzy mi wierzyli podczas organizacji i powstania narodowego. Kocham was rodzice, ale kocham więcej Ojczyznę, Polskę! Bądźcie zdrowi" (A. Słotwiński, Unia podlasko-chełmska, s. 18). Dwa razy zakładano mu sznur wisielczy, gdyż za pierwszym razem urwał się. Po egzekucji krakowski „Czas” (nr 154 z 10 VII 1863) napisał: "W chwili egzekucji, Leon był spokojny […] chciał jednakże zginąć, jak żołnierz i żądał zamienienia szubienicy na rozstrzelanie. Po odmownej odpowiedzi wstąpił na szafot […]". Leon Frankowski stracony został 16 czerwca 1863 r. o godz. 5 rano. Pochowano go w miejscu kaźni, skąd po latach prochy przeniesiono na lubelski cmentarz przy ul. Lipowej.

Leon Frankowski miał dwóch starszych braci: Jana Józefa (1834 - ?) oraz Stanisława Józefa (1835 - 1899). Wszyscy trzej bracia władali francuskim, niemieckim, angielskim, włoskim i rosyjskim.

Jan był organizatorem i uczestnikiem powstania styczniowego; później zesłańcem. Zasłynął, jako obrońca unitów. Jan, najstarszy z Frankowskich, podobnie jak jego młodszy brat Stanisław, po ukończeniu Instytutu Szlacheckiego studiował w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych.

Stanisław po Instytucie Szlacheckim wstąpił Szkoły Sztuk Pięknych, gdzie obaj bracia czynnie włączyli się do ruchu niepodległościowego. W maju 1862 Jan został aresztowany, osadzony w warszawskiej Cytadeli i zesłany do Wierchojańska w gub. jakuckiej, a następnie na Zabajkale. W 1870 r., po dwunastu latach zsyłki, powrócił do rodzinnych Liwek i objął majątek po ojcu. Tu zetknął się z represjami wobec unitów. Zaangażował się w ich obronę; został aresztowany (8 X 1884) i kolejny raz osadzony w Cytadeli, skąd po kilku miesiącach, wywieziono go do Kryłowa w gub. nowogrodzkiej. W sierpniu 1885 Jan Frankowski zbiegł z zesłania, ale jego dalsze losy są nieznane.

Stanisław Frankowski, tak, jak jego bracia był współorganizatorem demonstracji przedpowstaniowych, m.in. obok kościoła karmelitów na Lesznie, związanej z 30. rocznicą powstania listopadowego. Tam po raz pierwszy publicznie odśpiewano „Boże coś Polskę” oraz „Jeszcze Polska nie zginęła”. Od jesieni 1862 r. był komisarzem woj. mazowieckiego, a od marca 1863 - woj. kaliskiego. Był radykalnym działaczem obozu „Czerwonych”. Od września 1863 r. był członkiem Rządu Narodowego. Później przebywał we Francji, usiłując sprzedać listy zastawne, celem zdobycia pieniędzy na zakup broni. Staraniem władz rosyjskich został aresztowany w Paryżu, a później wydalony z Francji. Po dłuższej tułaczce zamieszkał w Galicji, gdzie ostatnie lata życia spędził w zakładzie dla nieuleczalnie chorych. Zmarł tam we wrześniu 1899 r. Pochowany jest na lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim.

Od pewnego czasu przygotowuję publikację na temat zagłady oddziału „Puławiaków” 8 lutego 1863 r. Zbierając materiały, 12 maja 2022 r. wybrałem się samochodem do wsi Liwki Szlacheckie, gdzie przyszli na świat opisani wyżej bracia Frankowscy. Przejechałem przez wieś dwukrotnie, szukając jakiegoś śladu pamięci o tych dzielnych i zasłużonych dla Polski ludziach. Nie znalazłem. Zacząłem więc pytać napotkanych mieszkańców. Pierwszych czterech nigdy nie słyszało nazwiska „Frankowski”. Dopiero piąty wskazał mi miejsce, gdzie mieszka młody człowiek, który powinien coś wiedzieć na ten temat. Rzeczywiście, za chałupą, stojącą na części parceli na której był niegdyś dwór Frankowskich, znajduje się niewielki (ok. 4 m) kurhan, z trzema tablicami z nazwiskami naszych bohaterów. Młody człowiek – właściciel gospodarstwa był dosyć życzliwy i sporo wiedział na temat Frankowskich. Później do samochodu podeszła starsza pani – sąsiadka, była bardzo rozmowna i bardzo ubolewała, że we wsi, gdzie urodzili się ci niezwykli ludzie, ich czyny i losy w ogóle nikogo nie interesują, w przeciwieństwie do dworu, który po wojnie został doszczętnie rozgrabiony.

Wróć