Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Licząc na wór prezentów od św. Mikołaja...

20-12-2017 22:05 | Autor: Maciej Petruczenko
W swej niczym niezmąconej naiwności wierzę, że jak co roku pod mój dom zajedzie saniami święty Mikołaj i wysypie mi wór prezentów pod choinkę, którą tej zimy jeszcze mogę się nacieszyć w domowym zaciszu bożonarodzeniowym. Bo jeśli w rządzie pozostanie minister Jan Szyszko, to za rok już nam wytnie wszystkie naturalne choinki w pień i trzeba będzie się zadowolić plastikowymi namiastkami.

Zanim jednak doczekam się przybycia św. Mikołaja z Laponii (chcielibyśmy mieć w Polsce drugą Laponię!), gwiazdkowym prezentem ma mnie obdarzyć dwóch lokalnych świętych Mikołajów – czyli burmistrz Ursynowa Robert Kempa i burmistrz Wilanowa Ludwik Rakowski, którzy w obliczu Świąt zamierzają otworzyć wespół w zespół z dawny oczekiwany przejazd między Kabatami i Powsinem, żeby codzienny kulig samochodowy mógł tam wreszcie ruszyć rysią, a nie wlec się niczym kondukt pogrzebowy.

Pod ogólnowarszawską choinką z kolei mąż pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz chce ponoć wrzucić w formie zwrotnego prezentu aż milion złotych, opakowanych w piękne słowa o potrzebie przestrzegania prawa i o tym, że kradzione nigdy nie tuczy. Nawet jeśli chodzi o pożydowską nieruchomość. Gdybyż jeszcze jakiś święty Mikołaj odniósł warszawiakom pod choinkę to wszystko, co stracili we wspólnym majątku nieruchomościowym od czasu, gdy zaczęła działać mafia lewej reprywatyzacji...

Tymczasem – zaraz po wyjściu z redakcji „Passy” – znajduję jako prezent pod choinkę nową nazwę pobliskiej przelotowej arterii, która wprawdzie nadal za patrona ma Ciszewskiego, tylko że to już nie Józef Feliks Ciszewski, przedwojenny działacz PPS i KPP, tylko Ciszewski Jan, słynny komentator sportowy radia i telewizji. Taka wolta nastąpiła w ramach dekomunizacji ulic i placów stolicy, co po prawdzie zaczęło się tak naprawdę wiele lat temu, gdy dawnej ulicy Wołoskiej przywrócono właśnie tę nazwę, usuwając jako patrona sowieckiego pułkownika Władymira Komarowa, skądinąd zasłużonego kosmonautę, który się zabił, niestety, w roku 1967 w katastrofie pilotowanego przez siebie statku kosmicznego Sojuz 1. Jak pamiętam,  ludzie żałowali wtedy, że doszło tylko do upadku tej jednej latającej machiny, a nie całego Sowietskowo Sojuza, co nastąpiło dopiero w 1991 roku.

Niemniej mamy znowu wyraźne analogie polsko-sowieckie i polsko-rosyjskie. U nas władze zaczęły zachęcać obywateli, żeby garnęli się do roli kapusiów, dla elegancji zwanych sygnalistami (na wzór angielskich „whistleblowers”). Jednocześnie z moskiewskiego dziennika „Izwiestia” dowiaduję się, że minister spraw wewnętrznych Rosji również promuje zajęcie donosiciela i zachęca do dyskretnego meldowania o popełnianiu przestępstw. Na stronie internetowej ministerstwa podany jest oficjalny cennik takich usług. Za szczególnie wartościowy donos można otrzymać honorarium nawet w wysokości 3 milionów rubli (200 tysięcy złotych). Autor artykułu w Izwiestiach ocenia, że jest to wynagrodzenie „solidne”. Można się oczywiście wzdragać i łapać za głowę, pamiętając jak w czasach Związku Sowieckiego rozplenione było zabarwione politycznie donosicielstwo, ale gdy się spojrzy na wiele innych krajów, można tam dostrzec uprawiany bez najmniejszej żenady identyczny proceder. Nam będzie to jeszcze długo kojarzyć się ze smutną epoką UB i SB. I niewielkim  pocieszeniem jest to, że rodzimy Pawka Korczagin zasiada akurat w Sejmie...

Na pewno nie ma co rozdzierać szat, tylko na ekscesy reagować śmiechem. Mamy na przykład obecnie odniesienie do postaci babki Pawlakowej z komediowego filmu „Sami swoi”, bo szef partii „Solidarna Polska” zdaje się komunikować społeczeństwu, że sąd sądem, ale Prawo i Sprawiedliwość muszą być po naszej stronie. Nad tym zabawnym grepsem zastanowią się teraz ważne gremia w Wenecji i Brukseli, które chciałyby, jak sądzę, żeby Polska była Polską, tylko w trochę innej konwencji, a na razie stawiają nas do kąta i przygotowują do zmniejszenia przydzielanych Polakom funduszy. I to wcale nie z tego powodu, że posłanka Krystyna Pawłowicz nie lubi, gdy obok polskiej flagi narodowej powiewa „ta unijna szmata”.

Nowy premier Mateusz Morawiecki dostrzegł – po swej pierwszej wizycie w Brukseli – gwałtowną potrzebę rechrystianizacji Europy, nawiązując, być może, do dawnych alarmów słynnej dziennikarki włoskiej Oriany Fallaci, obawiającej się, że podmywa nas islam. Pewnie dostrzegli to też chrześcijanie niemieccy, którzy – jak wykazuje sonda „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – zaczęli intensywniej chadzać do kościoła. Zatem Morawiecki ma rację, jakkolwiek musi pamiętać, że o fundusze unijne można skutecznie zabiegać w drodze dyplomatycznych rozmów, ale nie da się ich wymodlić. Wszak nie każdy jest toruńskim redemptorystą, którego modły sprawiają, iż kasa płynie doń wartkim nurtem.

Powracając jednak do prezentów pod choinkę, pozwolę sobie zauważyć, że Warszawa Południowa otrzymała ich w tym roku całkiem sporo. Ursynowianie – oprócz wspomnianej arterii Rosnowskiego/Korbońskiego dostali dom kultury przy Kajakowej i takiegoż przybytku doczekał się Mokotów (nowa wersja Kadru). W Miasteczku Wilanów cieszą się z Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego z przedłużeniem Osi Królewskiej, a w Konstancinie już cieszy oko okazały gmach świeżo budowanego ratusza.

Perspektywy południowej części miasta mamy dobre, ale jeszcze lepsze życzenia jak najweselszych Świąt kieruję pod adresem Czytelników. Zwłaszcza tych, którzy męczą się ze mną już 25 lat, czyli od momentu, gdy Passmita pisał się tylko przez jedno „s”. Kto to jeszcze pamięta?

Wróć