Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Lepiej późno niż wcale...

27-05-2020 21:54 | Autor: Maciej Petruczenko
Całkiem niedawno odpowiednia instytucja zaregowała po dość długim czasie na to, że schody prowadzące do stacji metra na Ursynowie stały się swoistym torem przeszkód, zwłaszcza dla osób niezupełnie sprawnych i mieszkańcy walczący o naprawę tychże od razu wyraziły radość. Kilka lat wcześniej skrytykowaliśmy zagospodarowanie ulicy Świętokrzyskiej w postaci drzewek zasadzonych w ogromnych donicach, podczas gdy sens ekologiczny mają tylko naturalnie rosnące drzewa. Ktoś wtedy poszedł po rozum do głowy i donice zniknęły.

Oba zdarzenia pokazały, że może być właściwa komunikacja pomiędzy urzędami a społeczeństwem, mającym prawo do krytyki, wyrażanej częstokroć przez nas, gryzipiórków. W wielu wypadkach jednak zamiast sensownej reakcji na słowa krytyki mamy do czynienia z objawieniem przez krytykowanego wściekłości. I np. Stefan hrabia Niesiołowski, pozostający w randze profesora znany polityk – całkiem bez właściwej arystokratom elegancji tak powiedział o Agacie Kornhauser-Dudzie: „jest palącym wstydem, nieporozumieniem i żenadą”. Los go chyba za to srogo ukarał obyczajowym skandalem. Tym bardziej, że krytykowana przezeń Pierwsza Dama to akurat znakomicie się prezentująca, elegancka pani i zapieniony profesor strzelił po prostu kulą w płot. Podobną wściekłość wykazał wobec jednej z indagujących go dziennikarek, krzyknąwszy do niej: „won stąd, won do PiS-u” – jakby krzyczał do któregoś ze swoich parobków. Nie lepszy od Niesiołowskiego był pewien poseł, co to wykrzyknął w Sejmie pod adresem swoich adwersarzy: „Wy mordy zdradzieckie”. Każdy językoznawca musiał to uznać za wyrażenie nieparlamentarne.

Ostatnio takie zachowania się mnożą. Oto minister rolnictwa nagle zaskoczył prowadzącego z nim wywiad dziennikarza groźbą: „Bo zaczyna rozmowa być bardzo nieprzyjemna i mogę być wobec pana nieprzyjemny”. Na dźwięk tych zaskakujących słów nawet konie w Janowie Podlaskim zarżały ze śmiechu, choć – jak wynika w oficjalnych raportów – nie do śmiechu im wcale. Panu ministrowi radziłbym wziąć sobie do serca maksymę hiszpańskiego filozofa Baltasara Graciana y Moralesa: „Bądź wytworny w gniewie, niech trzeźwe myślenie uprzedzi wybuch gniewu, dla rozumnego nie jest to trudne”.

Tak samo wypadałoby radzić decydentom, którzy wywołali nagłe trzęsienie ziemi w Programie III Polskiego Radia, doprowadzając do odejścia czołowych dziennikarzy. Co ciekawe, początkowo dla zażegnania kryzysu zaczęto wysyłać pod Trójkę policjantów, którzy nękali osoby protestujące przeciwko poczynaniom owych decydentów. Dopiero gdy się zrobił wielki wstyd już na cały świat (bez najmniejszej przesady), ktoś poszedł po rozum do głowy i przede wszystkim wymienił nadgorliwego w swej politycznej służalczości funkcjonariusza, a kierownictwo Trójki objął świetny dziennikarz – lubiany przez słuchaczy Kuba Strzyczkowski. Nie można tak było od razu – wypada teraz zapytać. Bo nie jest zbyt honorowym zajęciem gaszenie pożaru, który się samemu wywołało.

Tak samo się władza skompromitowała przed społeczeństwem, gdy nałożyła karę aż 10 tysięcy złotych na poszczególnych uczestników happeningu, którzy ściśle przestrzegając przepisów epidemicznych zanieśli ze Świętokrzyskiej pod Sejm 14-metrowy transparent z napisem „Żyć nie, umierać”, mający być protestem przeciwko organizowaniu wyborów prezydenckich 10 maja. Dopiero po interwencji rzecznika praw obywatelskich Sanepid wycofał tę karę, tak jak wcześniej uczynił w innej sprawie wojewoda mazowiecki, nasz były sąsiad z Ursynowa Konstanty Radziwiłł, który zamiast sprawdzić kogo posyła do zwalczania epidemii koronawirusa, zaczął nakładać na Bogu ducha winne pielęgniarki natychmiastowe kary.

W realizowniu systemu represji władza często się gubi, a polityczne zcietrzewienie przyćmiewa umysł. Kiedyś – jako środowisko dziennikarskie – ostro zaprotestowaliśmy przeciwko najściu funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na redakcję „Wprost”, gdzie w poszukiwaniu kompromitujących materiałów w tzw. aferze taśmowej usiłowano odebrać redaktorowi naczelnemu Sylwestrowi Latkowskiemu jego służbowy laptop. Wszystkie media, niezależnie od preferencji politycznych, uznały to wtedy za próbę naruszenia wolności słowa i złamania zasady tajemnicy dziennikarskiej.

Teraz słowo zaczyna mieć coraz większa wagę. Media wielokrotnie już podnosiły kwestię wplątywania aparatu wymiaru sprawiedliwości w rozpatrywanie spraw bagatelnych i nakładania przy tym kar nieproporcjonalnych do popełnionych przestępst czy wykroczeń. Ciekawe zatem, jak zostanie potraktowana sprawa całkowicie nielegalnego – jak się wydaje – wydrukowania kart do głosowania korespondencyjnego w dniu 10 maja. Ponoć kosztowało to blisko 70 mln złotych, a karty stały się bezużyteczne, skoro wyborów nie udało się przeprowadzić. Zawiadujący oficjalnie całą operacją minister Jacek Sasin dziś zasłania się tym, że polecenie druku miał wydać sam premier Mateusz Morawiecki. Nie wiem, czy ktokolwiek poniesie w końcu odpowiedzialność za zmarnotrawienie aż ta dużej kwoty publicznych środków, ale wypada politykom przypomnieć, iż sprawowanie władzy to nie jest zabawa w piaskownicy, w której Jacuś może Mateuszkowi przywalić łopatką albo sypnąć piachem w oczy i co najwyżej dostanie burę od mamusi.

Zwalczające się dziś polityczne strony potrafią ten sam temat ukazać w zupełnie różnym świetle. Minister Marlena Maląg, próbująca zapewne zdyskredytować potencjalnego kandydata na prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego wytknęła mu jako prezydentowi Warszawy, iż w stolicy rozpatrzono dotychczas najmniej wniosków o pożyczki dla mikroprzedsiębiorców (ponoć tylko 14 procent). „To farsa” – odpowiedział na Twitterze Trzaskowski. „Porównywanie miast, które mają łącznie po kilka tysięcy złozonych wniosków, z Warszawą, gdzie tyle składanych jest w ciągu jednego dnia, to kpina i skandaliczna manipulacja” – podkreślił. No i masz babo placek! Co ma bowiem myśleć publiczność?

Wróć