Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Lepiej odkorkować Warszawę niż butelkę

20-03-2019 21:13 | Autor: Maciej Petruczenko
W południowej części Warszawy toczy się swoisty wyścig o miejsce na ziemi. Z jednej strony bowiem deweloperzy starają się zabudować biurowcami i apartamentowcami każdy skrawek wolnego terenu, z drugiej zaś – w dość ślamazarnym tempie modernizuje się infrastrukturę drogową. Samochodów przybywa nam – jak wiadomo – w rekordowym tempie i z powodu tego przybytku miasto zaczyna coraz bardziej się dusić.

W stosunkowo niewielkim stopniu rozwiązuje problem rozbudowywanie sieci metra, dlatego jak najsłuszniej postanowiono uruchomić na powrót linię tramwajową łączącą centrum miasta z Wilanowem. Inwestycja ta mocno się opóźnia i dlatego niektórzy warszawiacy mają za złe stołecznemu ratuszowi, że zamiast koncentrować uwagę chociażby na takim problemie, zatroszczył się nagle o osoby kochające inaczej. Ogłoszenie Karty LGBT+ oraz związana z tym po części zapowiedź wprowadzenia w szkołach fakultatywnych zajęć w zakresie edukacji seksualnej i tolerancji sprowadziły gromy na głowę prezydenta Rafała Trzaskowskiego, wywołując – daleko wykraczającą poza granice Warszawy – ogólnonarodową dyskusję, w której rzecznik praw obywatelskich starł się z rzecznikiem praw dziecka, a biskupi z reprezentantami „ideologii gender”. Wywiązała się angażująca niemal wszystkie media wojna katolickich tradycjonalistów ze zwolennikami liberalizmu obyczajowego i w konsekwencji dochodzi do zaskakujących paradoksów. Mamy oto teoretycznie prześmiewczy felieton Macieja Pawlickiego, zamieszczony w tygodniku „Sieci”. Jedni mogą uznać ów tekst li tylko za dobry żart, zdaniem innych wszakże może on mieć charakter jawnie pornograficzny. Autor roztacza bowiem przed oczami czytelnika imaginowaną przez siebie wizję praktycznej lekcji masturbowania, jaka jego zdaniem ma być wkrótce – w ramach realizowania standardów Światowej Organizacji Zdrowia – udzielana warszawskim... przedszkolakom, z dorosłym profesorem-masturbantem w roli głównej.

Chociaż taka wizja nie ma nic wspólnego z faktycznymi założeniami programu Trzaskowskiego, wywołuje mimo wszystko piorunujący efekt medialny, jakiego nie da się stłumić nawet najbardziej racjonalnymi argumentami. Tym bardziej, że Kościół, zmuszony ostatnio do spowiadania się przed społeczeństwem z grzechu pedofilii, od razu użył Karty LGBT+ niczym tarczy w obronie własnej, zasłaniając się nią przed atakami antyklerykałów. Przeciętnemu obywatelowi nurzanie się w tej problematyce wydaje się zapewne tematem zastępczym, odciągającym uwagę od spraw zasadniczych, do których należy właśnie wspomniany na wstępie problem przejezdności w mieście stołecznym Warszawa.

Sam jestem z konieczności bardziej taksówkarzem niż dziennikarzem na co dzień, więc pozostaję na tę kwestię szczególnie uczulony. Nie ma przecież dla kierowcy nic bardziej męczącego niż wystawanie w korkach ulicznych. Cóż jednak zrobić w wielkim mieście, skoro nawały aut w jednej chwili przecież się nie powstrzyma. Już blisko trzydzieści lat temu odczułem na własnej skórze, co to znaczy być mieszkańcem podnowojorskiej wioski. Kwaterując przez pewien czas u znajomych, docierałem wraz nimi na Manhattan w trybie komunikacji łączonej. Najpierw był to dojazd własnym autem do drogi głównej, by przesiąść się tam w zdążający do Nowego Jorku autobus, a na koniec wsiąść w metro. W celu zracjonalizowania dojazdu moi gospodarze umawiali się z sąsiadami: jednego dnia my was wieziemy naszym mercedesem, innego to wasz cadillac nas wszystkich powiezie.

Taką perspektywę widać również, jeśli chodzi o mieszkańców Warszawy i okolic, przy czym mamy już pewność, że w transporcie zbiorowym o wiele lepszym wyjściem od trakcji drogowej jest trakcja szynowa. Planiści z czasów PRL mieli pogląd wprost przeciwny, stąd na przykład likwidacja torów ciuchci, jaka jeździła kiedyś z Warszawy do Piaseczna i Grójca, a także do Konstancina. Tymczasem uruchomiona w roku 1927 Elektryczna Kolej Dojazdowa (dziś WKD) na linii Warszawa – Podkowa Leśna sprawdza się do dzisiaj, a tak zwana linia średnicowa PKP spełniała już od dawien dawna rolę metra w kierunkach Wschód – Zachód, umożliwiając między innymi bezkolizyjny dojazd do Stadionu Dziesięciolecia (dziś Stadionu Narodowego).

W obrębie Warszawy Południowej, a zwłaszcza Ursynowa, bodaj największą zmorą jest korkowanie się Dolinki Służewieckiej i biegnącej aż do Piaseczna Puławskiej, na której – Bogu niech będą dzięki – zwiększono dozwoloną prędkość na długich odcinkach do 60 kilometrów na godzinę (miejscami jest to nawet 70 km/godz). Puławska pozostaje akurat skrajnie negatywnym przykładem braku właściwej koordynacji zagospodarowania przestrzennego. Powinna być w zasadzie umożliwiającą płynny przejazd ważną arterią wylotową na południe, ale tak ją pocięto światłami sygnalizacyjnymi, pozbawionymi zielonej fali, że ledwie człowiek ruszy na jednych światłach, już zatrzymują go drugie, ustawione niekiedy w odległości zaledwie 100 metrów. Stąd wielu „południowców” z okolic Warszawy wypatruje niczym kania dżdżu otwarcia Puławskiej-bis oraz wiaduktu przy Marynarskiej, który ma umożliwić między innymi swobodny przejazd skrzyżowania z ulicą Postępu.

Tymczasem wypadki drogowe na fatalnie oznakowanych warszawskich jezdniach mnożą się niczym grzyby po deszczu, tym bardziej, że wciąż nie brakuje kierowców pijanych albo będących pod wpływem narkotyków. Ostatnio na zasadzie zatrzymania obywatelskiego uniemożliwiono niemal pewne dojście do katastrofy, stopując na ulicy Żołnierskiej auto z szoferem, który nie tylko miał ponad dwa promile alkoholu we krwi, ale jeszcze raczył się nim w trakcie jazdy – wespół z pasażerami. Może więc dobrym przesłaniem dla prowadzących pojazdy byłyby te oto słowa: lepiej odkorkować Warszawę niż butelkę.

Wróć