Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kultura picia piwa

26-07-2017 21:24 | Autor: Mirosław Miroński
Kiedyś, to znaczy w czasach mojej młodości, nie należałem do zwolenników picia piwa. Prawie w ogóle nie piłem alkoholu. Nawet przy nadarzających się okazjach, jak uroczystości rodzinne, czy jakieś oficjalne bankiety starałem się jakoś wykpić. Znajdowałem (zgodnie z prawdą) rozmaite wymówki – sport, nauka etc. Nawet piwo, którego wybór był w tamtych czasach ograniczony, nie było wyjątkiem. Obserwowałem, jak dramatyczne skutki może wywoływać spożywanie tego napoju w nadmiarze. Doświadczyło tego kilku znajomych – z mojego pokolenia i nie tylko mojego. Mimo że na tle innych łatwo dostępnych i niezwykle popularnych wtedy mocnych alkoholi piwo prezentowało się dość niewinnie, jego nadużywanie prowadziło do niebezpiecznego nałogu. Tak, jak w przypadku pozostałych.

Picie alkoholu, a piwa w szczególności, postrzegane było wówczas jako zjawisko zdecydowanie naganne, choć de facto było niemal powszechne i wszechobecne w domu, przy rozmaitych okazjach, bez okazji, nawet w pracy.

Czytelnika zapewne zastanawia, dlaczego tak długo rozwodzę się na temat napojów, których sprzedaż w naszym kraju i tak ma się całkiem nieźle. Może to rodzić podejrzenie, że zachęcam do ich spożywania, albo, że sam tekst jest sponsorowany przez któregoś z producentów, czyli mówiąc wprost – jakiś browar czy gorzelnię. Nic z tych rzeczy. Nie chodzi tu o reklamowanie czegokolwiek. Ani w tym, ani w żadnym z innych moich felietonów. Nawet reklamowanie alkoholu tak słabego jak piwo byłoby ostatnią rzeczą , która przyszłaby mi do głowy .

Chociaż tak prawdę mówiąc, wcale nie tak słabego. Jak wiadomo, jedno piwo o pojemności 0,5 l zawiera 25 ml czystego C2H5OH [sic!] – stuprocentowego alkoholu.

Jako osoba o naturze filozoficznej skłonna do refleksji pragnę zauważyć, że przyszło mi żyć w czasie dwóch rewolucji, które w istotny sposób odmieniły nasze życie. Pierwsza z nich to oczywiście rewolucja komputerowa, za sprawą której z rynku pracy zniknęły niektóre zawody albo diametralnie się przekształciły, a na ich miejsce pojawiły się inne. Komputeryzacja, jak tocząca się kula śniegowa, pociągnęła za sobą ograniczenie wielu dziedzin życia bezpowrotnie je burząc i tworząc na ich gruzach nową jakość. Druga z rewolucji przebiegała w mniej spektakularny sposób, chociaż równie dogłębny „przeorała” nasze społeczeństwo. To rewolucja przepraszam za słowo „kulturalna”. Oczywiście, nie ma ona nic wspólnego z chińską rewolucją kulturalną, chociaż podobnie jak tamta zawiera słowo „kultura”. Nasza rewolucja to rewolucja obyczajowa, której istotą była i wciąż jest zmiana zachowań i obyczajów naszych obywateli, jeśli nie wszystkich, to znaczącej większości. Jednym z takich obyczajów było picie piwa.

W przeszłości, odbywało się ono zazwyczaj w otoczeniu sławetnych budek z piwem, w których to wspomniany napój serwowano. Słowo „serwowano” wydaje się być nieco na wyrost, bo nabywanie trunku odbywało się z pominięciem jakichkolwiek zasad i norm (patrząc na to z dzisiejszej perspektywy), ale wtedy nikomu nie przychodziło do głowy, że coś jest z tymi budkami nie tak. Dziś, w dobie europejskich norm i unijnych przepisów, taka sprzedaż mogłaby być podstawą do odebrania koncesji, a także do gwałtownej reakcji ze strony organizacji międzynarodowych dbających o prawa konsumenta.

Czasy budek mamy na szczęście za sobą. Pozostały po nich jednak ślady w języku polskim w rodzaju określenia niektórych zachowań, że są jak „spod budki z piwem”. Co ciekawe podobne pejoratywne określenia nie dotyczą dawnych punktów dystrybucji wody sodowej zwanej też „gruźliczanką”, a to z powodu braku higieny przy jej sprzedaży i wielorazowych szklanek często przymocowanych do dystrybutora łańcuchem. Dość jednak tych nostalgicznych wspomnień. Przejdźmy do meritum, czyli do właściwego tematu, którym jest zmiana obyczajów.

Jak wiadomo obyczaje dotyczące tzw. „kultury picia piwa”, otóż na kulturę w ogóle składają się nie tylko sale koncertowe, galerie sztuki wraz z ich zawartością, teatry kina, spotkania autorskie literatów z czytelnikami, ale również publiczne toalety, obsługa w sklepach, w urzędach etc. Ludzie mają różne potrzeby i należy o to zadbać, by w odpowiedni sposób mogli je zaspokajać.  Wiedziano o tym od dawna w Europie. Na przykład: mieszkańcy Wielkiej Brytanii wyjście do pubu traktują jako stały element życia towarzyskiego. Wielu z nich rezerwuje jakiś wieczór na spotkania w pubie. Wrosło to tak silnie w tradycję, że trudno byłoby odwieść Brytyjczyka od tego przyzwyczajenia. Podobnie ma to miejsce we Francji, gdzie rolę pubów pełnią kawiarenki. Jeżdżąc po Europie widywałem wiele takich zachowań, których w naszym kraju z różnych względów brakowało. Spotkanie przy piwie, czy kieliszku wina jest dla Europejczyków pretekstem do wyjścia z domu, nawiązania nowych znajomości etc. Paradoksalnie, na ulicach nie widać tam osób pijanych, zataczających się na ulicy, czy zalegających na przystanku, w autobusie, czy tramwaju. Kiedyś, trochę tego innym nacjom zazdrościłem, zadając sobie pytanie – dlaczego nie może być tak u nas?

W ostatnich latach wiele się w Polsce zmieniło w tej kwestii. Widać to wyraźnie na przykładzie dzisiejszej sprzedaży piwa w miejscach publicznych, a za takowe należy uznać wszelkiego rodzaju bary piwne, puby, ogródki, w których podawane jest piwo, małe browary i manufaktury przy restauracjach, hotelach, targi i kiermasze piwa etc. Jak zapewne zauważyłeś drogi Czytelniku, nie wymieniłem tu innych publicznych miejsc w rodzaju parków, trawników w pobliżu sklepów, w których piwo bywa spożywane.

Nawiasem mówiąc, konia z rzędem temu, kto wyjaśni – na czym polega różnica między wspomnianymi wcześniej miejscami publicznymi a tymi ostatnimi? Może „publiczność” jednych i drugich daje się określić w pieniądzach, bo gdy nie wiadomo o co chodzi, może chodzić właśnie o nie. A może ktoś uznał, że picie piwa w parku jest niezdrowe? Widać ustawodawca w trosce o obywatela zadbał, by wypijał on piwo w domu albo w miejscach do tego przeznaczonych, czyli takich, w których zapłaci za dzieło browarników kilkakrotnie więcej niż w sklepie.

Wróć