Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto zaprasza fanatycznych nacjonalistów do kompanii?

05-08-2020 20:21 | Autor: Tadeusz Porębski
Jeszcze niedawno poważni socjologowie uważali, że nacjonalizm wkrótce całkowicie zniknie i świat podąży w przyszłość jedyną drogą – liberalnej demokracji. Pomylili się. Nacjonalizm nie tylko nie zgasł, ale ma się coraz lepiej. Tym samym w głowach polityków i przywódców państw powinna zapalić się czerwona lampka.

Postawa nacjonalistyczna to skrajnie niebezpieczny zbiór zasad wyznawanych przez najróżniejsze nurty polityczne od prawicy (polska Narodowa Demokracja, turecki kemalizm) do lewicy (francuscy jakobini, kambodżańscy Czerwoni Khmerzy). Roman Dmowski, główny ideolog polskiego nacjonalizmu, był absolwentem wydziału fizyczno–matematycznego na Cesarskim Uniwersytecie Warszawskim. Przywódca jakobinów Maximilian Robespierre, który utopił Francję w morzu krwi, ukończył studia prawnicze na uniwersytecie państwowym w Douai. Pol Pot, Ieng Sary i Khieu Samphan – przywódcy Czerwonych Khmerów – byli stypendystami prestiżowych uczelni francuskich, a ten trzeci doktorem nauk ekonomicznych. Mają na sumieniu ponad 3 miliony brutalnie zgładzonych rodaków. Wykształcenie nie ma więc nic wspólnego z moralnością i poszanowaniem praw innych.

Od setek lat mamy do czynienia z różnymi typami nacjonalizmów, jak na przykład narodowy konserwatyzm, narodowy liberalizm, narodowy radykalizm, narodowy socjalizm (nazizm), faszyzm, narodowy bolszewizm, narodowy komunizm. Narodowy socjalizm głosił supremację rasy aryjskiej oraz nienawiść do Żydów i Słowian. To właśnie Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników (NSDAP), której przewodził Adolf Hitler, pokazała światu – jak cienka granica dzieli nacjonalizm od nazizmu. To właśnie nacjonalistyczne idee zawarte w programie NSDAP uczyniły Niemców katami Europy.

Ponura pamięć o Einsatzgruppen

Dzień 31 lipca to data znamienna w historii naszego kontynentu, o czym niestety nie wszyscy wiedzą. W tym dniu minęła 81. rocznica wydania przez SS-Obergruppenführera Reinharda Heydricha, szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) rozkazu nr 6, który stanowił wstęp do Zagłady. Rozkaz ten powoływał do życia Specjalne Oddziały Operacyjne Policji Bezpieczeństwa (Einsatzgruppen), których zadaniem było „zwalczanie wszelkich elementów wrogich Rzeszy w krajach nieprzyjacielskich na tyłach walczących wojsk”. Ogólny charakter rozkazu pozwalał dowódcom Einsatzgruppen na daleko idącą swobodę działania. W czasie przygotowania agresji na Polskę w połowie 1939 roku zorganizowano w ramach operacji „Tannenberg” osiem grup operacyjnych, które miały działać przy poszczególnych armiach biorących udział w ataku na nasz kraj.

Trzydziestosiedmioletni generał SS Bruno Streckenbach, dowódca Einsatzgruppe I, ponosi odpowiedzialność za aresztowanie i deportację profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego (Sonderaktion Krakau). W ramach operacji „Intelligenzaktion” grupy operacyjne wymordowały około 50 tys. polskich nauczycieli, księży, przedstawicieli ziemiaństwa, wolnych zawodów, działaczy społecznych i politycznych oraz emerytowanych wojskowych. Egzekucje wykonywano od września 1939 do kwietnia 1940 roku w różnych regionach Polski. Grupy operacyjne działające w Polsce rozformowano latem 1940 roku i przystąpiono do formowania czterech Einsatzgruppen (A,B,C,D), które w związku z planowanym na czerwiec 1941 r. atakiem na ZSRR miały działać na zapleczu frontu wschodniego.

Zadanie postawione przed dowódcami Einsatzgruppen A,B,C i D – formacji liczących łącznie tylko około 3 tysięcy funkcjonariuszy – wydawało się niewykonalne. Mieli oni bowiem zorganizować likwidację od 1,5 do 2,5 miliona Żydów zamieszkujących tereny Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii oraz Besarabii. Kilka tysięcy policjantów i esesmanów miało uśmiercić w krótkim czasie środkami konwencjonalnymi miliony istnień ludzkich. Niewyobrażalne, ale – jak się okazało – wykonalne. Tu należy postawić kropkę i zająć się pięcioma osobami, stanowiącymi kadrę dowódczą Einsatzgruppen na froncie wschodnim, bo to właśnie oni zaplanowali i sprawnie przeprowadzili likwidację 1.250.000 Żydów i Rosjan.

Bandytyzm intelektualistów

Dowódcami czterech grup operacyjnych nie byli bynajmniej prymitywni oprawcy z kryminalną przeszłością, lecz młodzi niemieccy intelektualiści zafascynowani narodowym socjalizmem. Dowódcą Einsatzgruppe „A” (republiki bałtyckie) był czterdziestoletni Walter Stahlecker, prawnik z zawodu. Einsatzgruppe „B” (Białoruś) dowodził krótko doktor teologii Arthur Nebe, a przez kolejne dwa lata trzydziestopięcioletni Erich Neumann, jedyny dowódca nieposiadający wyższego wykształcenia. Za to kolejnych dwóch posiadało doktoraty kilku wyższych uczelni. Otto Rasch dowodzący Einsatzgruppe „C” (Ukraina) studiował na trzech uniwersytetach i uzyskał tytuły doktora z dziedziny prawa oraz stosunków politycznych. Natomiast trzydziestoczteroletni Otton Ohlendorf, szef Einsatzgruppe „D” (Ukraina płd., Krym), ukończył ekonomię i prawo, uzyskując tytuł doktora z obu tych fakultetów. Przed wybuchem wojny był asystentem w Instytucie Gospodarki Światowej w Kilonii. Neumann i Ohlendorf zostali po wojnie powieszeni, Rasch zmarł śmiercią naturalną w trakcie procesu, a Stahlecker zginął w 1942 roku w potyczce z sowieckimi partyzantami.

Co spowodowało, że ludzie perfekcyjnie wykształceni, a były ich w SS tysiące, stali się masowymi mordercami i potworami w ludzkim ciele, organizując i nadzorując egzekucje setek tysięcy Żydów? Może to, że zakończenie ich edukacji przypadało na realia Wielkiego Kryzysu ogarniającego gospodarkę, społeczeństwo, politykę i parlamentaryzm Republiki Weimarskiej. Trudności z jakimi musieli zmagać się świeżo upieczeni doktorzy najlepszych niemieckich uniwersytetów mogły przyczynić się do odnalezienia narodowego socjalizmu. Prawdopodobnie to właśnie niechęć do demokracji doprowadzała intelektualistów w szeregi skrajnie antyintelektualnego ruchu narodowosocjalistycznego. Świetnie wykształceni SS–Akademiker adaptowali do swej psychiki i podświadomości popełniane przez siebie ludobójstwo, utrzymując opinię o dziejowej konieczności i zagrożeniu niemieckiej wspólnoty narodowej. Ich przemianę w ludobójców nakręcał fanatyzm narodowosocjalistyczny wskazujący wspólnego wroga, stanowiącego śmiertelne zagrożenie dla Rzeszy. Był nim Żyd.

W przemówieniu wygłoszonym w Reichstagu w styczniu 1939 roku Hitler powiedział m. in.: "W czasach walki mojej o władzę naród żydowski przyjmował z uśmiechem moje przepowiednie, że kiedyś w Niemczech obejmę kierownictwo państwem i że wówczas doprowadzę do rozwiązania problemu żydowskiego. Sądzę, że ten rozlegający się wówczas śmiech żydostwa zamarł im w gardle. Dzisiaj znowu chcę być prorokiem: jeżeli międzynarodowej finansjerze żydowskiej w Europie i poza Europą miałoby się udać raz jeszcze popchnąć narody do wojny światowej, to rezultatem tego nie będzie zbolszewizowanie świata i przez to odniesienie zwycięstwa przez Żydów, lecz jedynie zniszczenie rasy żydowskiej w Europie".

Państwowy antysemityzm

Już w latach dwudziestych pisał w liście do niejakiego Gemlicha, że „wyrazem emocjonalnego antysemityzmu są pogromy, natomiast antysemityzm rozsądkowy musi prowadzić do planowego, ustawowego zwalczania i likwidowania żydowskich przywilejów, a jego ostatecznym celem jest bezapelacyjnie usunięcie Żydów w ogóle”.

Żydzi kojarzyli się Hitlerowi z brudem cielesnym i moralnym. To on prawdopodobnie jest autorem stwierdzenia, że likwidacja żydostwa nie jest kwestią rasową, lecz higieniczną, choć słowa te przypisywane są Heinrichowi Himmlerowi, szefowi SS. Podczas pobytu przyszłego wodza III Rzeszy w Wiedniu na początku XX wieku biły go po oczach nie tylko brutalne nierówności społeczne, zawłaszczanie przez Żydów najbardziej lukratywnych zawodów, próby opanowania sektora bankowego, czy ich nadmierne bogacenie się w sytuacji pogłębiającej się nędzy szerokich mas ludności, ale również głęboko zakorzenione konflikty narodowościowe w wieloetnicznym mieście. Jednak obsesyjna nienawiść Hitlera do Żydów datuje się od dnia zakończenia przegranej przez Niemcy I wojny światowej. Adolf Hitler nie był odosobniony w swoim poglądzie, że wojenną porażkę sprowadziła na Niemcy koalicja socjalistów z żydowską finansjerą. Przeświadczenie to towarzyszyło mu do końca życia.

Wyszukanie w społeczeństwie śmiertelnego wroga i wieloletnie szczucie wodza przeciwko Żydom doprowadziło do tego, że jego obsesyjne idee całkowicie zawładnęły psychiką nie tylko przeciętnego Niemca, ale także młodych intelektualistów, takich jak Rasch, Ohlendorf i tysiące podobnych im esesmanów posiadających dyplomy wyższych uczelni, a nawet doktoraty.

To wpajane im latami przeświadczenie o istnieniu wroga śmiertelnie groźnego dla państwa i obywateli uczyniło z nich zimnokrwistych ludobójców na skalę nienotowaną w historii naszej planety. Zazwyczaj myślimy, że intelektualista siedzi za biurkiem i pisze książki. Tymczasem jest to ktoś, komu podobają się konkretne idee, a w przywódcach państw, przewodniczących partii, czy w dyktatorach fascynuje go to, że jego własne poglądy mogą dzięki przywódcom zostać natychmiast wprowadzone w życie.

Powstańcy ostrzegają...

Kilka dni temu uczciliśmy kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego i rzezi Woli, podczas której szumowiny z tzw. brygady Dirlewangera zamordowały ponad 60 tysięcy warszawiaków. Pisarz Stanisław Podlewski, żołnierz AK, tak opisuje tę brygadę: „Rekrutuje się z volksdeutschów z różnych krajów, dezerterów z armii, z wielkomiejskich i portowych szumowin, kawalerów majchra, recydywistów, niebezpiecznych kryminalistów, zbrodniarzy w typie Kuby Rozpruwacza, czy upiora z Düsseldorfu, wypuszczonych z więzień, obozów koncentracyjnych i domów poprawczych wielkiej Rzeszy”. Kim jednak był dowódca bandy prymitywnych szumowin?

To SS-Oberführer (brygadier) Oskar Dirlewanger – posiadacz doktoratu wydziału politologii na uniwersytecie we Frankfurcie, skrajny sadysta, morderca, gwałciciel i rabuś. Był od dzieciństwa wychowywany w nienawiści do Żydów i do wszystkiego, co nie niemieckie. Zaprogramowany na antysemitę mógł się realizować tylko dzięki wprowadzeniu do umysłów Niemców wytycznych wodza zawartych w kipiącej od nienawiści książce „Mein Kampf”. Po zakończeniu wojny Dirlewanger został pojmany przez Francuzów i osadzony w obozie w Altshausen w Szwabii, w którym Niemcy przetrzymywali kilkuset warszawiaków, wywiezionych po upadku powstania. To, co tam się wydarzyło, stanowi do dzisiaj tajemnicę. Wiadomo, że Dirlewanger był pilnowany m. in. przez uwolnionych przez Francuzów polskich żołnierzy. Rankiem 7 czerwca 1945 roku znaleziono go w celi dosłownie rozerwanego na strzępy. Grób kata warszawskiej Woli w Altshausen został po kilku latach zniwelowany.

Edward Carr, zastępca redaktora naczelnego wpływowego brytyjskiego tygodnika „The Economist”, napisał w jednej ze swoich ostatnich publikacji: „Kiedy piszę o nowym nacjonalizmie, mam na myśli zmianę polegającą na przejściu od nacjonalizmu obywatelskiego, który wpisuje specyficzne cechy narodu w uniwersalne wartości, do nacjonalizmu bardziej pesymistycznego, który uznaje, że świat zewnętrzny jest zagrożeniem dla danego narodu. I taki rodzaj nacjonalizmu widzimy dziś na całym świecie – w Ameryce Donalda Trumpa, w Indiach, Japonii, Chinach, Wielkiej Brytanii, Polsce, czy w Niemczech, gdzie wzrosła popularność dla „Alternatywy dla Niemiec”.

Syndrom Tutsi i Hutu

Zadaniem polityki jest utrzymanie spójności społeczeństwa. Politycy powinni zapewnić obywatelom bezpieczeństwo, powinni też dbać o ciągły rozwój gospodarki. Polityka to rodzaj struktury, który gwarantuje spójność społeczeństwa, spaja ludzi ze sobą za pomocą pewnych powiązań. To bardzo szeroka dziedzina, która jednak nigdy nie powinna wkraczać w osobiste życie człowieka, bo wtedy przeradza się w totalitaryzm, o czym wiemy z doświadczeń nazizmu czy komunizmu. Tymczasem dziś w Europie Wschodniej liczne reżimy polityczne chcą ingerować w życie swoich obywateli, stygmatyzując mniejszości kulturowe i odmienne pod względem orientacji seksualnej. To bardzo niebezpieczna tendencja.

Co socjolog, to definicja własna nacjonalizmu. Fakty historyczne dowodzą jednakowoż, że nacjonalizm i nazizm posiadają wspólny rdzeń – nienawiść do innych. Wojnę bałkańską (1991–95) wywołały narastające od wielu lat antagonizmy narodowościowe, a masowe wysiedlenia oraz czystki etniczne miały podłoże nacjonalistyczne. Konflikt kosztował życie około 200 tysięcy osób. W wojnie domowej w Rwandzie (1990–93) zginęły ponad 2 miliony osób, a katalizatorem była nienawiść Hutu do Tutsich. Dwa wymienione konflikty nie miały podłoża politycznego, religijnego, czy kulturowego – katalizatorem był wzbogacony nienawiścią nacjonalizm. Zwiększa się liczba socjologów twierdzących, że odradzający się nacjonalizm i wszechobecna nienawiść są po stokroć groźniejsze niż pandemie i broń atomowa.

Nienawiść istnieje odkąd na ziemi pojawił się człowiek. Każda z wojen religijnych, których ofiarami padły miliony istnień ludzkich, powodowana była nienawiścią do inaczej myślących i inaczej wierzących, czyli heretyków. W dzisiejszych czasach robi się naprawdę groźnie wtedy, kiedy nienawiść organizuje państwo. Tak, niestety, jest dzisiaj w Polsce. Mamy na co dzień do czynienia ze szczuciem aparatu państwa i jego przywódców tak na konkretne osoby, jak i na całe grupy społeczne czy zawodowe. Za wrogów państwa, sypiących piasek w tryby „dobrej zmiany”, uznawani są m. in. zasłużeni dla Polski i Polaków Jurek Owsiak i Lech Wałęsa, a także lekarze rezydenci, nauczyciele, których wysyła się do zbierania truskawek, sędziowie broniący się przed polityczną kontrolą ministra, twórcy oraz niezależni dziennikarze. Natomiast osoby LGBT uznawane są za śmiertelnych wrogów polskiej katolickiej rodziny.

Skoro żyjący jeszcze warszawscy powstańcy, osoby w mocno podeszłym wieku, trąbią w mediach na alarm, ostro krytykując i potępiając skandaliczne wybryki grupy narodowców podczas ostatnich obchodów Powstania Warszawskiego, coś musi być na rzeczy. Coś bardzo niepokojącego i złowrogiego. Czym jest często używane przez narodowców hasło „Polska dla Polaków”, jak nie nacjonalizmem w najczystszej postaci wzbogaconym nienawiścią? Ci ludzie nie są w stanie pojąć, że świat jest dla wszystkich – czarnych, czerwonych, żółtych, białych, metysów, mulatów, chrześcijan, muzułmanów, ateistów i żarliwych katolików, a także dla gejów i lesbijek. Oni tego nigdy nie pojmą, bo ich umysły przesiąknięte są nienawiścią.

Puentą tej publikacji powinno być ponowne przywołanie wymienionego wyżej Ottona Ohlendorfa, dowódcy Einsatzgruppe „D”, która wymordowała na południowej Ukrainie ponad 100 tysięcy Żydów. Trzydziestokilkuletni generał SS został skazany przez aliancki sąd na karę śmierci i powieszony. Jest on książkowym przykładem narodowego socjalisty i nazisty. Amerykański prokurator Benjamin Ferencz, syn niemieckich Żydów, odwiedził go w celi śmierci dzień przed egzekucją. Liczył, że dowie się, co kierowało młodym intelektualistą z doktoratem wyższej uczelni, ojcem pięciorga dzieci, „szczerym przystojnym facetem”, jak go określił, że dopuścił się takich potworności.

Otton Ohlendorf ani przez moment nie stracił przekonania do swoich racji. Powiedział, że jest wierny narodowosocjalistycznym ideom i gdyby można było cofnąć czas, zrobiłby to samo. Do końca wierzył, że eksterminując rasę żydowską, broni ojczyzny „przed podstępnymi pasożytami”. Na pytanie, dlaczego nie oszczędził nawet dzieci, odparł, że po likwidacji rodziców ich dzieci z pewnością wyrosłyby na wrogów Niemiec, więc i je należało zgładzić. Był to według niego obronny ruch wyprzedzający niezbędny dla zabezpieczenia kolejnych pokoleń Niemców przed śmiertelnym wrogiem. Na koniec spojrzał Ferenczowi twardo w oczy i rzekł: „Wy, amerykańscy i europejscy Żydzi, kiedyś za to zapłacicie”. Zamiast w godzinie śmierci prosić o przekazanie żonie i dzieciom wyrazów miłości, posunął się do gróźb pod adresem prokuratora.

Trudno się dziwić, że prokuratorowi Ferenczowi zjeżyły się włosy na głowie i nie chciał już rozmawiać z żadnym skazanym esesmanem. Spustoszenie wyrządzone w psychice Ohlendorfa i jemu podobnych przez sączoną im przez całe lata nienawiść faktycznie może przerażać. Czy gdyby jego mózgowi nie dostarczyły odpowiedniej pożywki nacjonalistyczne idee głoszone przez wodza II Rzeszy w programie NSDAP oraz w „Mein Kampf”, doktor Otton Ohlendorf pędziłby żywot praworządnego Niemca, uczciwie pracującego dla dobra swojej ojczyzny? To bardzo możliwe, bo co by o nim nie mówić nie był to tępy jaskiniowiec, lecz człowiek myślący i bardzo zdolny. Trafnie opisała nienawiść nasza noblistka Wisława Szymborska w swoim wierszu pod tym samym tytułem (m. in. „nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą”). Strzeżmy się zatem tej mistrzyni kontrastu między czerwoną krwią a białym śniegiem, by w przyszłości nie wyhodować polskich Ohlendorfów..

 

Wisława Szymborska „Nienawiść”

 

Spójrzcie, jak wciąż sprawna,

Jak dobrze się trzyma

w naszym stuleciu nienawiść.

Jak lekko bierze wysokie przeszkody.

Jakie to łatwe dla niej - skoczyć, dopaść.

 

Nie jest jak inne uczucia.

Starsza i młodsza od nich równocześnie.

Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia.

Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.

 

Religia nie religia -

byle przyklęknąć na starcie.

Ojczyzna nie ojczyzna -

byle się zerwać do biegu.

Niezła i sprawiedliwość na początek.

Potem już pędzi sama.

Nienawiść. Nienawiść.

Twarz jej wykrzywia grymas

ekstazy miłosnej.

 

Ach, te inne uczucia -

cherlawe i ślamazarne.

Od kiedy to braterstwo

może liczyć na tłumy?

Współczucie czy kiedykolwiek

pierwsze dobiło do mety?

Porywa tylko ona, która swoje wie.

 

Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.

Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.

Ile stronic historii ponumerowała.

Ile dywanów z ludzi porozpościerała

na ilu placach, stadionach.

 

Nie okłamujmy się:

potrafi tworzyć piętno.

Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.

Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.

Trudno odmówić patosu ruinom

i rubasznego humoru

krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.

 

Jest mistrzynią kontrastu

między łoskotem a ciszą,

między czerwoną krwią a białym śniegiem.

A nade wszystko nigdy jej nie nudzi

motyw schludnego oprawcy

nad splugawioną ofiarą.

 

Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.

Jeżeli musi poczekać, poczeka.

Mówią, że ślepa. Ślepa?

Ma bystre oczy snajpera

i śmiało patrzy w przyszłość

- ona jedna.

Wróć