Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto wierzy w cuda, temu się uda

17-05-2017 20:20 | Autor: Maciej Petruczenko
Komu ze starszego pokolenia skleroza jeszcze nie zatarła dawnej rzeczywistości, ten z pewnością pamięta, że – z nielicznym wyjątkami (Październik 1956, rewolucja studencka 1968, okres pierwszej „Solidarności”, stan wojenny) – demonstracje na ulicach Warszawy miały na ogół w okresie PRL charakter radosnej defilady z udziałem czołowych artystów i sportowców, a niemal całe społeczeństwo zamieniało się wtedy w kopię znanego z okresu międzywojnia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem.

W materiałach Polskiej Kroniki Filmowej zachowały się materiały pokazujące chociażby jak stojącym na trybunie honorowej przed PKiN dygnitarzom przyjaźnie machają chorągiewkami gwiazdorzy sceny dramatycznej – Andrzej Łapicki, Adam Hanuszkiewicz i Gustaw Holoubek, przy ogłuszających okrzykach na cześć pierwszego sekretarza PZPR („Niech żyJE!). Polityczne protesty były przez wiele lat sporadyczne, a ich echo nie docierało do szerszych warstw obywateli, bo cenzura po prostu nie dopuszczała takich informacji w mediach i o przeciwstawianiu się tamtoczesnemu reżimowi można się było dowiedzieć jedynie z mocno zagłuszanych rozgłośni – Głosu Ameryki lub Wolnej Europy.

Dziś na szczęście – rzetelnych informatorów lub przeciwników rządu nikt nie zagłusza. Co najwyżej, niektórych nie dopuszcza się tu i ówdzie do mikrofonu, ale wobec ogromnej liczby środków przekazu pozostaje to bez znaczenia. Co z tego, że popędzono z TVP chłopaków z Kabaretu Moralnego Niepokoju, skoro momentalnie znaleźli sobie oni internetową niszę, no i ich Ucho Prezesa od razu zyskało większy oddźwięk niż wszystkie programy informacyjne i opiniotwórcze telewizji publicznej razem wzięte. Bo siła rażenia internetu jest dziś o wiele większa niż pohukiwanie którejkolwiek ze stacji tv. A tak zwane media społecznościowe, będące po trosze odpowiednikiem dawnego „drugiego obiegu” albo wydawnictw „podziemnych”, stwarzają praktycznie całkowicie nieocenzurowaną możliwość błyskawicznych porozumień interpersonalnych, co oznacza nie tylko natychmiastowe formowanie określonego światopoglądu, lecz również pozwala na skrzykiwanie się w celu ogłoszenia wspólnego protestu przeciwko czemuś lub przeciwko komuś.

W ostatnich tygodniach mieliśmy w stolicy demonstrację za demonstracją i – o dziwo – większość z nich nie wiązała się z żądaniami ekonomicznymi. Tylko w sporadycznych wypadkach chodziło o podwyżki albo poprawę ogólnych warunków zatrudnienia. Demonstrowano przede wszystkim na płaszczyźnie politycznej i ideologicznej, zaczęła się też swoista licytacja poszczególnych zgromadzeń. Na mocy prawa powstał specjalny ranking, wedle którego demonstranci ekstraklasy mają pierwszeństwo przed drugoligowcami, jakby potwierdzając ogłoszony już wcześniej nieoficjalny podział społeczeństwa na lepszy i gorszy sort, do którego – jak wiadomo – zaliczani są komuniści i złodzieje. Żeby znaleźć się w tej zaledwie drugiej gildii, nie trzeba bynajmniej głosić ideologii Włodzimierza Iljicza Lenina ani czegokolwiek nakraść. Wystarczy wyznawać inną wiarę niż całkiem nowa, bardzo modna obecnie religia smoleńska, w której Bóg występuje w dwóch osobach. W tej deistycznej konstrukcji akurat – tertium non datur.

O dziwo, nabożeństwa wedle wyznania smoleńskiego są poprzedzane rodzajem wstępu w postaci katolickiej mszy świętej, przy czym najważniejszy kaznodzieja na drabince społecznej nie wypowiada się bynajmniej w słodko brzmiącym tonie anielskim, wyrażającym miłość bliźniego. Słowa, jakie kieruje do wiernych, nigdy nie brzmią pojednawczo, a ewentualne zaśpiewanie złowróżbnej pieśni „Rozkwitały pąki białych róż” może go po prostu rozwścieczyć, choć ma ona w zasadzie pokojowy wydźwięk, nawołując do powrotu z wojenki.

Nowa religia rodzi nowe odkrycia. Nawet sam papież Franciszek nie wiedział zapewne, że w gronie prominentnych sług Kościoła w Polsce skrywa się skromnie wybitny ekspert w dziedzinie katastrof lotniczych, a jest nim nowy metropolita krakowski, arcybiskup Marek Jędraszewski, dotychczas znany w sferach naukowych jako  profesor nauk teologicznych. I onże podczas mszy w katedrze wawelskiej odniósł się do upadku rządowego tupolewa pod Smoleńskiem w tonie nauczającego naród apostoła: „Po katastrofie staliśmy się uczestnikami, a w przypadku wielu – ofiarami bezwzględnej mistyfikacji /.../ Symbolem mistyfikacji, której próbowano nadać wagę ostatecznej interpretacji przyczyn katastrofy, stała się słynna „pancerna” brzoza” – ogłaszał z wyżyn wawelskiego Sądu Ostatecznego Jędraszewski (nowa Ewangelia wg św. Marka). Tym sposobem dołączył zapewne do grona tych osób, które bardzo chętnie mówią co wiedzą, a nie bardzo wiedzą co mówią.

Wcześniej z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia, kiedy pani profesor Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy, uporczywie twierdziła przez lata, że cała reprywatyzacja w stolicy przebiega lege artis i że jej mąż stał się – w trybie spadkobrania – współwłaścicielem pożydowskiej kamienicy przy Noakowskiego 16 zgodnie z porządkiem postępowania prawnego i administracyjnego, choć od pół wieku było wiadomo, że ta kamienica to mienie kradzione. I nagle HGW doznała iluminacji. Zamiast odrzucać pomówienia bezczelnych pismaków, wskazujących na reprywatyzacyjne wypaczenia, sama zaczęła w tych sprawach składać doniesienia do prokuratury. Chyba na powrót wstąpił w panią profesor Duch Święty i natchnął ją wiedzą, która wcześniej była jej niedostępna.

Dziwnym trafem ten sam Duch natchnął również i oświecił prokuraturę, która do niedawna nie była w stanie dostrzec licznych wyłudzeń własnościowych w mieście, a teraz w te pędy zatrzymuje, a nawet aresztuje podejrzanych, stawiając im poważne zarzuty, choć poprzednimi laty zwykła umarzać jedną sprawę po drugiej. Chyba stał się cud – stwierdzą nawet ci, którzy w cuda nie wierzą.

Wróć