Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto nas wciąż śledzi...

25-01-2023 20:40 | Autor: Tadeusz Porębski
W tym roku mija 60 lat od zamachu na prezydenta USA Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, zwanego skrótowo przez Amerykanów „JFK”. Cieszący się dużą popularnością w społeczeństwie prezydent został zastrzelony w centrum Dallas (Teksas). Jest to jedna z najczarniejszych kart w historii USA, bowiem wszystko wskazuje na to, że JFK padł ofiarą spisku, w którym brali udział wysocy rangą przedstawiciele amerykańskich służb wywiadowczych – CIA, Pentagonu, wywiadu wojskowego oraz departamentu policji w Dallas. Zamachowi miała patronować kamaryla tworząca tzw. kompleks militarno-przemysłowy, nieformalne lobby dążące do kontynuowania wojny w Wietnamie, przed którego niszczycielskimi dla USA wpływami ostrzegał poprzednik JFK, prezydent Dwight Eisenhower.

Po zamachu w Dallas Biały Dom nakazał utajnienie ponad 4 tys. kluczowych dokumentów z przeprowadzonego śledztwa. Utajnione dokumenty prawdopodobnie dowodzą, że JFK padł ofiarą spisku. Opatrzono je klauzulą "Bezpieczeństwo Narodowe" (National Security), a kolejne rządy największego mocarstwa świata przedłużają ją z dekady na dekadę. Co takiego jest w tych dokumentach, że ich ujawnienie może zagrażać bezpieczeństwu USA? Zabijają Amerykanom prezydenta, a jego następcy zamiast wyjaśnić ten niebywały akt terroru i wyłożyć obywatelom prawdę na stół, prawdę tę uporczywie ukrywają. W listopadzie 2017 roku Donald Trump ujawnił część tajnych dokumentów dotyczących zamachu w Dallas, ale nadal 1000 najważniejszych jest „Top Secret – National Security”.

Zgodnie z oficjalnymi ustaleniami specjalnej komisji, kierowanej przez prezesa Sądu Najwyższego Earla Warrena, którą powołano do zbadania okoliczności towarzyszących zamachowi na JFK, zabójcą prezydenta był oskarżany o komunizowanie "samotny wilk" Lee Harvey Oswald. Miał on oddać w ciągu 8,3 sekundy z piętra składnicy książek trzy celne strzały do JFK z rozkalibrowanego karabinu Mannlicher Carcano M.91, rocznik 1938, z uszkodzonym celownikiem optycznym. Poniewczasie okazało się, że archaiczny karabin był bronią powtarzalną z dwutaktowym zamkiem wymagającym przeładowania po każdym strzale, więc tak szybkie i celne strzelanie z niego nie było według ekspertów możliwe. Osoby, które posiadały wiedzę na temat zamachu, bądź były jego naocznymi świadkami, po kolei ginęły w tajemniczych okolicznościach. Ktoś przedawkował, ktoś wpadł pod samochód, ktoś został wzięty za łosia i zastrzelony, ktoś jeszcze inny zabił się na prostej drodze, jak dróżnik Lee Bowers, który widział podejrzanych ludzi z podłużnymi pakunkami kryjących się za płotem na trawiastym pagórku. Najważniejsi świadkowie, czyli sam Lee Harvey Oswald (zastrzelony w budynku policji w Dallas (!) przez Jacka Ruby`ego, który wkrótce rzekomo zmarł na raka), Guy Bannister (zmarł nagle na wylew rok po zamachu), David Ferrie i Clay Shaw także pożegnali się z życiem. Ani przedtem, ani potem świat nie widział podobnego mataczenia w prestiżowym śledztwie i podobnego naciągania faktów. Przyjmowano karkołomne koncepcje (teoria "magicznej kuli"), zacierano ślady, pozbywano się świadków, a w końcu utajniono kilka tysięcy dokumentów.

By uprawdopodobnić tezę, że Oswald działał sam i nie było spisku na życie JFK, Komisja Warrena przyjęła karkołomną i do dzisiaj wyśmiewaną tzw. teorię magicznej kuli. Wobec uznania przez komisję, że padły tylko trzy strzały oddane przez Oswalda ze znajdującej się za plecami prezydenta składnicy książek i nie było drugiego strzelca z przodu, za płotem na trawiastym pagórku, należy przyjąć, że jeden pocisk zadał dwóm osobom aż 7 ran. Magiczna kula trafia JFK w plecy (rana nr 1), następnie przesuwa się w górę i wychodzi przodem przez szyję prezydenta (rana nr 2). Odczekuje około pół sekundy – zapewne wisząc w powietrzu – skręca w prawo i trafia w pachwinę gubernatora Teksasu Johna Conally`ego siedzącego na przednim fotelu prezydenckiej limuzyny (rana nr 3). Następnie leci w dół pod kątem 27 stopni, miażdży mu żebro i wychodzi z prawej strony klatki piersiowej (rana nr 4). Magiczny pocisk skręca w prawo i ponownie trafia gubernatora, tym razem w nadgarstek (rana nr 5). Miażdży kość promieniową i wychodzi na zewnątrz (rana nr 6). Dokonuje nagłego zwrotu i utyka w udzie gubernatora (rana nr 7), skąd sama wypada. Na ostatnim etapie pocisk leci do szpitala Parkland, gdzie zostaje znaleziony na marach z JFK. Bez większych uszkodzeń na płaszczu. Taka wersja została kupiona przez komisję kierowaną przez prezesa Sądu Najwyższego USA i oficjalnie obowiązuje do dnia dzisiejszego.

Jedyną instytucją amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości, która wszczęła oficjalne śledztwo w sprawie zamachu w Dallas, był Jim Garrison, prokurator okręgowy w Nowym Orleanie. Śledztwo miało swój finał 1 marca 1968 r., kiedy tamtejsza Wielka Ława Przysięgłych przyznała, że JFK faktycznie padł ofiarą spisku, ale nie ma wystarczających dowodów na udział w nim Claya Shawa. Przysięgli orzekli, że śmiertelny strzał padł z przodu, zza płotu za trawiastym pagórkiem, a nie z tyłu ze składnicy książek, co dowodzi, że jednak był drugi strzelec. A drugi strzelec oznacza spisek i unicestwia rządową teorię o "samotnym wilku" Oswaldzie. Prokurator Garrison usiłował udowodnić, że Clay Shaw pełnił rolę koordynatora „czarnej” operacji w Dallas. Nie udało mu się tego dowieść podczas procesu. Jednak kilkanaście lat później Richard Helms, ówczesny szef CIA, przyznał w oficjalnym komunikacie, że Shaw był etatowym, tyle że „zamrożonym” oficerem Agencji w stopniu pułkownika. Miał także ścisłe powiązania z komórką wywiadu wojskowego działającą w Nowym Orleanie. Shaw zmarł pięć lat później rzekomo na raka płuc. Nie zezwolono na sekcję zwłok. Rano w dniu, w którym Lee Harvey Oswald został zastrzelony przez Jacka Ruby’ego w budynku komendy policji w Dallas, ówczesny dyrektor FBI Edgar J. Hoover poinformował kapitana Williama Fritza, szefa tamtejszego wydziału zabójstw i rabunków, że Biuro nawiązało kontakt z mężczyzną, który twierdzi, iż "Komitet" spiskuje przeciwko Oswaldowi i zaplanował jego zabójstwo. Fritz zignorował tę ważną informację. O jaki "Komitet" Hooverowi chodziło do dziś nie wiadomo. Dokumenty są utajnione.

Sześćdziesiąta rocznica niewyjaśnionego do dzisiaj zamachu na JFK ma swoją symbolikę. To prawdopodobnie pierwszy przypadek, kiedy tajne służby w kraju uchodzącym za w pełni demokratyczny stały się państwem w państwie i do dzisiaj pozostają poza kontrolą. Nie dotyczy to wyłącznie USA, problem stał się globalny. W najmniejszym stopniu dotyka państw o najwyższym wskaźniku demokracji, czyli skandynawskich – Norwegii, Finlandii, Islandii, Danii i Szwecji, ponadto Szwajcarii oraz Nowej Zelandii i Australii. W corocznym rankingu Democracy Index Report 2022 „kolebka demokracji”, jak zwyczajowo określa się USA, została zakwalifikowana jako „demokracja wadliwa” i umieszczona dopiero na 26 miejscu, w sąsiedztwie Chile. W tej samej grupie wadliwych demokracji, choć dużo niżej, bo na 51. pozycji, znalazła się Polska. To właśnie w demokracjach wadliwych, systemach hybrydowych (np. Chiny) i w reżimach tajne służby mają się najlepiej, a w USA termin "Bezpieczeństwo Narodowe" stał się z biegiem lat zasłoną kryjącą łajdactwa dokonywane przez tamtejszy rząd i jego agendy, przede wszystkim przez służby wywiadowcze. To właśnie w wadliwych systemach można bezkarnie zabijać prezydentów, przetrzymywać w nieskończoność podejrzanych w aresztach wydobywczych, niszczyć przeciwników politycznych oraz podsłuchiwać i inwigilować obywateli za pomocą szpiegowskich systemów, m. in. systemu „Pegasus”.

Edward Snowden, były pracownik CIA, poinformował w 2013 roku media o istnieniu tajnego programu PRISM. Chodzi o sekretną inicjatywę amerykańskiej NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego), która służy do totalnej inwigilacji Internetu i internautów. Amerykanie tłumaczą skrót NSA na swój sposób „No Such Agency” (Nie Ma Takiej Agencji). A teraz uwaga, uwaga! NSA ma swobodny dostęp do serwerów największych graczy na rynku internetowym, czyli Apple, Google, Facebook, Microsoft i Yahoo!, co umożliwia tajniakom przeglądanie poczty elektronicznej i daje dostęp do czatów oraz serwisów społecznościowych. NSA grzebie również w bazach danych YouTube (należy do Google). To wszystko pod płaszczykiem walki z terroryzmem. Tak więc zatopiony w Internecie za pomocą wszechobecnych smartfonów Polaku, miej się ciągle na baczności! Nawet jeśli nie jesteś terrorystą.

Wróć