Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Końska dawka nonsensu

24-04-2019 20:27 | Autor: Tadeusz Porębski
W świątecznym felietonie sygnalizowałem, że wrócę do tematów wyścigowych. Są one na czasie, bowiem już w najbliższą niedzielę, 28 kwietnia, tory na Służewcu obudzą się z zimowego snu. Tegoroczny sezon zakończy się 10 listopada, wcześniej niż zazwyczaj. Co do spraw ważnych, to w pierwszych słowach mojego listu – jak to się drzewiej pisało – uprzejmie donoszę PT.

Trenerom na Służewcu, że wkrótce tor treningowy, służący im od zarania dziejów, ma zostać zaanektowany na inne cele. Takie pozyskałem informacje ze sprawdzonego, wiarygodnego źródła. Oficjalnie cisza na ten temat, co specjalnie mnie nie dziwi, bo od dawna większość operacji dotyczących zagospodarowania Służewca ma charakter poufny, by nie powiedzieć – tajny.

Jakież to cele roją się w głowie decydentów z Totalizatora Sportowego, który od 2008 r. jest dzierżawcą zabytkowego hipodromu? Po odwołaniu na początku ubiegłego roku z funkcji dyrektora służewieckiego oddziału TS dobrze sobie radzącego i znającego się na wyścigowej robocie Włodzimierza Bąkowskiego, los torów oddano w ręce nieznanej w środowisku wyścigowym pani Joli, robiącej dotychczas jako zastępca dyrektora Zespołu Gospodarowania Zasobem w Agencji Nieruchomości Rolnych w Warszawie. Rychło okazało się, że pani Jola to nieodrodne dziecko tak zwanej "dobrej zmiany". Zero wyścigowej wiedzy, zero inicjatywy, za to znakomite umocowanie polityczne. Wróble buszujące po dachach służewieckich stajni zaćwierkały, że nowa dyrektorka Służewca jest protegowaną nie byle kogo, bo dawnego kierowcy Morawieckiego-seniora. Ile prawdy jest we wróblim ćwierkaniu nie wiadomo, bo wróble to plociuchy i straszne gaduły.

Okres rządów pani dyrektorki Joli nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii Służewca. Na torach nie działo się nic, poza tym, że zatrudniono doradcę, który rzadko bywał w Warszawie, a mimo to pobierał co miesiąc kilkanaście tysięcy złotych za doradztwo. Gdy oglądałem wówczas Służewiec, często przychodził mi na myśl film pod znamiennym tytułem "Wystarczy być". Jesienią zarząd TS wkurzył się na panią Jolę i posunął ją ze stanowiska w trybie nagłym. Na jej miejsce powołano pana Dominika, faceta z Poznania, którego największym osiągnięciem jest organizowanie Cavaliad, czyli międzynarodowych zawodów jeździeckich, na które składa się cykl halowych zmagań sportowych Cavaliada Tour. Celem Cavaliady jest popularyzacja jeździectwa jako dyscypliny sportowej i formy rekreacji. Impreza ta ma mniej więcej tyle wspólnego z wyścigami konnymi, co ja z mongolskim baletem państwowym.

Pan dyrektor Dominik rozpoczął rządy na Służewcu od radykalnych podwyżek biletów wstępu, jak również całorocznych karnetów. To tak jakby przed bramą Służewca koczowały tłumy żądne wejścia na tor, przy czym liczba wejściówek jest mocno ograniczona. W rzeczywistości tory w zwykłe dni wyścigowe świecą pustkami i jedynie na galach Derby i Wielka Warszawska widzów można liczyć w tysiącach. Podejrzewam, że od tego roku będzie ich coraz mniej, bo w te dni trzeba będzie zapłacić za prawo wejścia na nie wyremontowaną trybunę środkową, zwaną "świniarnią" bądź "paszteciarnią", nie 5 złotych, jak dotychczas, ale aż 19 złotówek. Kilkuosobowa grupka przyjaciół za sam wjazd na tory będzie więc musiała wyłożyć około setki, a dodatkowe koszty to jakiś napój, no i obstawienie kilku gonitw w totalizatorze. Kiedy młodzi policzą sobie po ostatniej bombie poniesione koszty, zapewne powiedzą: "W dupie z tym Służewcem, za taką kasę mam dobry ubaw w mieście, z gorzałą i zagrychą". Ale może ogarnia mnie czarnowidztwo, może zakrzykną: "Hurrra! To była pyszna zabawa, my tu jeszcze wrócimy". Oby.

Teraz w głowie pana dyrektora Dominika, a może nie tylko w jego głowie, zakwitła koncepcja, która ma wszystkie koncepcje pod sobą. Odebrać trenerom tor roboczy, zmodernizować go i przeznaczyć pod zawody hippiczne, czyli Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego, skoki przez przeszkody i takie tam inne. Uzasadnienie: tor roboczy nie jest w pełni wykorzystywany, a ponadto nadszedł czas, by "przesunąć na tym zabytkowym obiekcie środek ciężkości". To może oznaczać sprzeniewierzenie się wcześniejszym deklaracjom zarządu TS "o zachowaniu i rozwijaniu podstawowej funkcji Służewca, jaką są wyścigi konne".

Ale gdzie będą odbywać się treningi koni? To bardzo proste – na środku toru "zielonego". Przepraszam, ale prawie tysiąc koni w treningu to groźba całkowitego zadeptania liczącej ponad 80 lat bieżni! Tak? Tu też mamy bardzo proste rozwiązanie – wybudujemy podziemne tunele. Cóż za śmiałe koncepcje! Sam Gaudi, wielki urbanista i architekt – wizjoner, złożyłby dłonie do oklasków. I znów nasuwa mi się na myśl kultowy film, tym razem polski, pod tytułem "Poszukiwany, poszukiwana". Tam też jest pan dyrektor, też głowi się nad rozwiązaniem problemu związanego z urbanistyką. "Ależ panie dyrektorze, przecież tam jest jezioro, zatem nie możemy w tym miejscy projektować osiedla mieszkaniowego". "Ach, tak... No cóż, w takim razie jezioro przesuniemy w inne miejsce, na przykład tu". Może jednak pan dyrektor Dominik rozważyłby wydanie pieniędzy w pierwszym rzędzie na remont łącznika i zrujnowanej dżokejki oraz opracował koncepcję i kosztorys dokończenia modernizacji wyremontowanej tylko w połowie trybuny środkowej? To chyba ważniejsze niż realizacja rojeń o uczynieniu ze Służewca centrum krajowej hippiki, która poza koniem nie ma nic wspólnego z wyścigami.

Od 2015 r. piszę, że zmiany w kraju były niezbędne, bo "państwo teoretyczne" – "Murzynia", "Ch... dupa i kamieni kupa", oplecione nadto przez VAT-owskie, reprywatyzacyjne i komornicze ośmiornice – nie mogło nadal istnieć. Moim zdaniem, na tym tle PiS zrobiło wiele dobrego dla Polski i Polaków, ale kadry, którymi dysponuje Prezes, to katastrofa. Skąd oni biorą taką rzeszę nieudaczników? To naprawdę wielka sztuka, żeby zgromadzić ich w swoich szeregach aż tak wielką liczbę. Fatalne zarządzanie Służewcem przez niekompetentnych ludzi to tylko jeden z przykładów braku w PiS wykwalifikowanej kadry. Weźmy pod lupę sam Totalizator Sportowy, spółkę o znaczeniu strategicznym dla państwa i dzierżawcę stołecznego hipodromu. Mieć w garści taki skarb jak Służewiec, znakomicie zlokalizowany, z gigantycznym potencjałem inwestycyjnym i tego potencjału nie wykorzystać! To się po prostu nie mieści się w głowie.

Kolejna kura znosząca złote jaja to automaty do gry. Decyzja o prowadzeniu salonów gier na automatach została przyznana TS w II kwartale 2017 r., ale zarząd spółki wiedział o przyznaniu monopolu dużo wcześniej. Do realizacji projektu powołano specjalny zespół o nazwie P4, na szefa wyznaczono Tomasza Cekałę, który szefuje również spółce "Traf" organizującej w Polsce koński totalizator. Cekała był przez nasz tygodnik często krytykowany, m. in. za bezsensowne i szkodliwe zawyżanie podstawowych stawek w totalizatorze. Okazało się, że jest niezatapialny. Do współpracy przy tworzeniu automatów, systemu rejestracji i archiwizacji danych oraz tworzenia sieci przesyłającej te dane wybrano firmę niemającą żadnego doświadczenia w tej trudniej branży – Wojskowe Zakłady Łączności. W 2018 r. podpisano umowę na dostawę 1200 automatów wraz z systemem. Do tej pory WZŁ nie wywiązały się z umowy.

Jako plan awaryjny uruchomiono projekt zakupu 600 automatów u niemieckiego producenta "Merkur". Dlaczego akurat "Merkur", skoro w legalnych kasynach w Polsce nie było automatów tej firmy? To dobre pytanie, ale na razie bez odpowiedzi. Dlaczego zakupiono automaty w cenie 60 tys. zł, skoro na rynku można było kupić inne, o połowę tańsze? To kolejne pytanie retoryczne. A dlaczego zakupiono drogie automaty o trzech monitorach? Przecież trzeci monitor w ogóle nie jest potrzebny do gry na automacie. Jest on wykorzystywany do prezentacji dodatkowej wygranej, jaką jest "jackpot". Za automat bez trzeciego monitora można było uzyskać tańszą cenę. Zdecydowano się jednak na opcję droższą, zupełnie nieuzasadnioną z biznesowego punktu widzenia. Zatem kolejne: dlaczego? I tu pytanie jest wyjątkowo zasadne.

O nieudolności i nieudacznikach mógłbym pisać bez końca. Jednak dla mnie, pasjonata wyścigów konnych od 46 lat, priorytetem jest przyszłość służewieckich torów i utrzymanie tam wiodącej funkcji, jaką są wyścigi. Ścierałem się z nieboszczykiem Andrzejem Lepperem, który uporczywie dążył do sprzedaży 8 ha służewieckich torów. Starałem się przeganiać stada sępów planujących zniszczenie wyścigów i wybudowanie w tym miejscu mieszkaniowego kondominium. Jakoś się udawało, ale ostatnie dwa lata kosztowały mnie bardzo dużo zdrowia. Tak czy siak, znajdę go jeszcze na tyle, by stanowczo przeciwstawić się bezsensownej koncepcji zlikwidowania toru roboczego. Jak będzie trzeba, poskarżę się samemu Prezesowi. Już raz to zrobiłem. Odpisał na mój list i pomógł.

Wróć