Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

„Koniec Gry” w wielkim stylu

24-04-2019 20:28 | Autor: Michał Kaczoń
W środę 24 kwietnia na ekranach polskich i światowych kin zagościło „Avengers: Endgame”, jedna z najważniejszych (o ile nie najważniejsza) premier kinowych 2019 roku.

Najnowszy film Anthony’ego i Joe Russo jest zwieńczeniem Sagi Nieskończoności, rozpoczętej już w 2008 roku pierwszym klockiem o nazwie „Iron Man” i sceną po napisach, która zapoczątkowała całą opowieść o Avengersach i samo Marvel Cinematic Universe. Teraz, po 11 latach, seria ma na koncie 22 filmy, a „Endgame” rzeczywiście stanowi „Koniec Gry”, przynajmniej tego etapu komiksowej opowieści.

„Avengers: Endgame”, jako najbardziej oczekiwana premiera roku, owiana była ogromną dozą tajemnicy. Nawet materiały promocyjne skrzętnie unikały jakichkolwiek konkretnych informacji co do fabuły. My również, aby pozwolić widzom samodzielnie delektować się umiejętnie poprowadzoną historią, nie będziemy zbyt wiele mówić o samych wydarzeniach obrazu. Zdradzimy jedynie, że „Endgame” to rzeczywiście zwieńczenie całej fabularnej drogi, którą, jako widzowie, przeszliśmy w poprzednich 21 filmach, a twórcy w pełni zdają sobie z tego sprawę. To kolejny film skierowany do fanów, którzy dobrze znają wszystkie postaci, wiedzą o ich wzajemnych koneksjach, niesnaskach i drodze, którą przeszli, aby dostać się do miejsca, w którym znajdują się teraz. Co ciekawe jednak, w przeciwieństwie do „Infinity War”, które nie miało czasu na tłumaczenie czegokolwiek, puszczając akcję w zawrotnym tempie, „Endgame” skupia się częstokroć na motywacjach i przeżyciach samych bohaterów, pozwalając nam jeszcze silniej zżyć się z nimi i współodczuwać targające nimi rozterki. W tym kontekście najnowsza odsłona „Avengers” to także niezwykle pokrzepiający obraz o sile rodziny. Zarówno biologicznej, jak i (a może przede wszystkim?) tej, którą tworzymy sami. Taką „patchworkową rodziną” są przecież sami Avengersi, którzy stanowią nie tylko trzon dla całej opowieści, ale i opokę dla siebie nawzajem. Opokę, która będzie im potrzebna zwłaszcza po dramatycznych wydarzeniach finału zeszłorocznego „Infinity War”.

Najnowszy obraz MCU jest niezwykle sprawnie napisany i wyreżyserowany, stawiając zupełnie inne akcenty niż pozostałe filmy serii i zaskakując niemal na każdym kroku. Nawet jeśli ktoś spodziewa się drogi fabularnej, jaką film może obrać, gwarantuję, że co najmniej kilkakrotnie będzie zwyczajnie zszokowany tym, co dzieje się na ekranie. To ogromna zaleta najnowszego obrazu, pełnego odniesień do pozostałych „odcinków” serii, umiejętnie łączącego wątki i wynajdującego coraz ciekawsze powiązania. Warto też  zaznaczyć, że z ekranu wielokrotnie padną słynne słowa, silnie związane z konkretnymi postaciami. Podane zostaną jednak w nowym kontekście, dzięki czemu zaczną stanowić piękną klamrę wielo-filmowej opowieści.

„Avengers: Endgame” jest bowiem niczym list miłosny pisany dla fanów. Dający im nie tylko to, czego oczekiwali, ale także to, co potrzebowali zobaczyć na ekranie. Dzieło piękne, wyważone, stonowane, pełne mniejszych momentów i małych radości, ale nie pozbawione też epickiej akcji o ogromnym rozmachu, czy szalonej jazdy bez trzymanki, jakiej oczekujemy od najlepszych blockbusterów. Duet reżyserów dokonał rzeczy niezwykłej – stworzył kolejny, silnie oddziałujący na widza obraz, który przysparza mu morza różnorodnych wrażeń. Warto było czekać na ten film. Człowiek po jego seansie jest wyjątkowo syty.

Wróć