Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kogo bronili dotychczas stróże prawa?

15-02-2017 21:10 | Autor: Tadeusz Porębski
Już 4 marca wejdzie w życie nowa ustawa o prokuraturze. Pod koniec stycznia uchwalił ją Sejm i bez poprawek przyjął Senat. Opinie są krańcowo różne – od negatywnych, artykułowanych m. in. przez Krajową Radę Sądownictwa, do pozytywnych – wyrażanych przez wielu Polaków i dziennikarzy uprawiających dziennikarstwo śledcze.

Jest to poważna zmiana ustrojowa w funkcjonowaniu prokuratur, dotyczy bowiem 6 tys. prokuratorów, 11 prokuratur apelacyjnych, 45 okręgowych i 357 rejonowych. Najważniejsza ze zmian to połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Zniknie kadencyjność stanowisk szefów jednostek prokuratury, a w miejsce prokuratur apelacyjnych powstaną regionalne. Miejsce Prokuratury Generalnej zajmie Prokuratura Krajowa. W łonie tej instytucji powstanie wydział spraw wewnętrznych ds. przestępstw popełnianych przez sędziów, prokuratorów i asesorów. Prokuratury apelacyjne zostaną przekształcone w regionalne. Prokurator Generalny będzie miał przywilej przejmowania i prowadzenia na poziomie Prokuratury Krajowej spraw zawiłych i o dużym znaczeniu dla państwa oraz społeczeństwa. Zniknie również prokuratura wojskowa, która stanie się częścią prokuratury powszechnej

Zmiany w prokuraturze wydają się niezbędne. Praca prokuratorów jest od lat coraz ostrzej krytykowana przez media (m. in. afera Amber Gold), w tym także przez „Passę” (m. in. niechlujstwo i opieszałość w sprawie reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Narbutta 60 na Mokotowie). Rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego nie sprawdziło się. Przesłuchania prowadzone w sprawie afery Amber Gold przez sejmową komisję śledczą obnażają nicość instytucji o nazwie prokuratura. Wiceprzewodniczący komisji trafnie określił stan gdańskiej prokuratury, odpowiedzialnej za umożliwienie szefowi Amber Gold Marcinowi P. okradzenie kilkunastu tysięcy osób na ponad 800 milionów złotych, jako obraz nędzy i rozpaczy.

W tej bulwersującej sprawie powinno spaść wiele prokuratorskich głów, bowiem komisja ma coraz więcej dowodów pozwalających na postawienie tezy, że kilkoro gdańskich prokuratorów osłaniało oszusta, a to poraża świadomość zwykłego zjadacza chleba. Dlatego bardzo dobrym pomysłem jest powołanie w strukturach Prokuratury  Krajowej wydziału wewnętrznego, samodzielnej komórki do prowadzenia postępowań przygotowawczych w sprawach przestępstw popełnianych przez prokuratorów, sędziów i asesorów.

Tymczasem Krajowej Radzie Sądownictwa nie podoba się, że wydział wewnętrzny będzie mógł oskarżać kolegów z branży przed sądem. Na przykład prokurator Mateusz Wolny uważa, że nowa ustawa to powrót do ciemnej komuny. – Prokuraturze grozi paraliż – złowrogo wieszczą w KRS. Poseł – sprawozdawca Marek Ast wyjaśnia, że obawy są nieuzasadnione, ponieważ prokuratorzy, którzy odejdą, zostaną zastąpieni nowymi, pozyskanymi z innych zawodów prawniczych.  Jego zdaniem, prokuraturze nie grozi paraliż. Przy zmianach ustrojowych zawsze obserwuje się większą liczbę rezygnacji ze służby. To stwarza jednakowoż szansę dla młodych, którzy chcieliby trafić do zawodu. Dla starszych i doświadczonych stwarza zaś możliwość awansu. Ministerstwo Sprawiedliwości szacuje, że ze służby odejdzie około 300 prokuratorów, w zdecydowanej większości z prokuratur okręgowych. W ministerstwie uważają, że jest to efekt nie tylko niezadowolenia z wejścia w życie nowej ustawy, ale również owoc reformy emerytalnej sprzed lat.

W Europie przeważają dwa modele prokuratur.  W pierwszym, instytucja ta znajduje się w obrębie władzy wykonawczej, gdzie rola główna przypada ministrowi sprawiedliwości, który jednocześnie jest prokuratorem generalnym. Tak jest na przykład we Francji. W drugim, prokuratura pozostaje poza władzą wykonawczą, jak m. in. w Niemczech, a w Szwecji stanowi wyodrębniony z organów państwowych pion, zaś prokurator generalny powoływany jest przez parlament. Tak jest też w Słowacji, Słowenii i na Węgrzech.

Natomiast prokuratura amerykańska, będąca dla reszty świata niedościgłym wzorcem, to model unikatowy. Prokuratorzy USA nie mają odpowiedników na świecie, cechuje ich bowiem wyjątkowa niezależność. Jest to jednak model sprawdzany i sprawdzony przez ponad 100 lat. To są również odpowiednio dobierani i wybierani ludzie, skrupulatnie przestrzegający kodeksu etyki i nadzorowani przez stanowe komisje dyscyplinarne, działające w oparciu o zapisy tego kodeksu. W USA znakomicie działa system dyscyplinowania prokuratorów popełniających błędy. Mogą być ścigani w sądach, bądź poddawani ocenie inspektora zawodowej odpowiedzialności działającego w departamencie sprawiedliwości. Amerykańskie kodeksy etyki prokuratorów i sędziów są wzorem dla innych krajów.

W Polsce, niestety, nie możemy pozwolić sędziom i prokuratorom na pełną niezależność. W przypadku sędziów pełna niezależność powinna przysługiwać im wyłącznie w orzekaniu, bo jest to podwalina i fundament sądownictwa w demokratycznym państwie prawa. Ale z tą niezależnością w orzekaniu różnie ostatnio bywa, czego najlepszym dowodem jest przypadek międzynarodowego oszusta o pseudonimie "Hoss". Ścigany w kilku krajach Europy za milionowe wyłudzenia metodą "na wnuczka" wpadł wreszcie w ręce policji i został doprowadzony przed oblicze sądu.

Tymczasem Wysoki Sąd – miast zastosować areszt tymczasowy – wypuścił groźnego przestępcę na wolność za kilkusettysięcznym poręczeniem majątkowym i zarządził dozór policyjny. "Hoss" bez mrugnięcia okiem wpłacił kaucję i zapadł się pod ziemię. Rzekomo ciężko choruje. Tak ciężko, że nie jest w stanie codziennie meldować się na posterunku policji. Trudno w parlamentarnych słowach ocenić decyzję sędzi Katarzyny Zaczek – Czech z Sądu Rejonowego Warszawa – Mokotów, na usta cisną się bowiem wyrazy mocno niecenzuralne.

Pojawia się okazja, by w sposób płynny przenieść się na nasze mokotowsko-ursynowskie podwórko, które podlega jurysdykcji Prokuratury Rejonowej Warszawa – Mokotów i mokotowskiemu Sądowi Rejonowemu. Tamtejsza prokuratura to był w naszej ocenie kolejny, po prokuraturze gdańskiej, obraz nędzy i rozpaczy.  Przynajmniej do niedawna, za rządów rejonowej prokuratorki Małgorzaty Szeroczyńskiej. W sprawie naszych doniesień o ewidentnych nieprawidłowościach przy reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Narbutta 60 popełniono tyle błędów, dopuszczono się tylu niechlujstw, że można by nimi obdzielić kilka prokuratur.

I nie jest to wyłącznie nasza subiektywna ocena, lecz również Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która w sierpniu ubiegłego roku wzięła się za tę sprawę.

Z dokonanej przez okręgówkę analizy akt prokuratury na Mokotowie wynika, że usiłowano rozwodnić sprawę Narbutta 60, odmawiając wszczynania śledztw, umarzając te wszczęte bez przeprowadzenia jakichkolwiek czynności, odmawiano przyjęcia ustnych zawiadomień o przestępstwie i uznawania za stronę w postępowaniu osób będących stroną. Podejmowano decyzje nie przedstawiając uzasadnienia, zaś umarzając kolejne postępowania, powoływano się na to, że były już one rzekomo prowadzone i kończyły się umorzeniami. Jednym słowem – spychologia na całym froncie.

W marcu 2015 r. sierżant z wydziału dochodzeniowo-śledczego mokotowskiej komendy policji odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień przez urzędników miasta stołecznego Warszawy przy prywatyzacji nieruchomości Narbutta 60. Postanowienie wydane przez policjanta zatwierdziła mokotowska prokurator Marzena Łubik-Ogłozińska. Ponad rok później Prokuratura Okręgowa uznała, że w trakcie prowadzonych czynności sprawdzających przystąpiono do przesłuchania urzędnika Biura Gospodarki Nieruchomościami Jerzego M. bez pozyskania i analizy akt postępowania reprywatyzacyjnego, co przesłuchanie to czyniło mało przydatnym.   

W lipcu 2015 r. policjantka z tego samego wydziału umorzyła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez urzędników BGN. Postanowienie o umorzeniu zatwierdziła prokurator Katarzyna Kalinowska-Rinas z Prokuratury Rejonowej Warszawa – Mokotów, prywatnie żona urzędującego wiceburmistrza Mokotowa. Postanowienie uzasadniła takim oto dziwolągiem logicznym: "w niniejszej sprawie jest już prowadzone postępowanie przygotowawcze (6 Ds. 193/15/I), a wydane w postępowaniu postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa nie posiada waloru prawomocności". Czyli, klasyczny prawniczy ping-pong. Prokuratura Okręgowa ustaliła, że Rinas popełniła błąd i uznała decyzję o umorzenia śledztwa 6 Ds. 193/15/I za niezasadną, zwłaszcza że w sprawie tej nie podjęto właściwych czynności procesowych.

Ta sama policjantka w marcu 2016 r. odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień przez Jerzego M. poprzez wydanie w maju 2014 r. decyzji administracyjnej umożliwiającej sprzedaż nieruchomości przy ul. Narbutta 60 spadkobiercom Jerzego Radoszewskiego. Postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa zatwierdziła mokotowska prokurator Agnieszka Surmaczyńska-Kalinowska. Ewidentne wątpliwości związane z reprywatyzacją Narbutta 60, których nie dostrzegła Surmaczyńska – Kalinowska, zostały dostrzeżone przez sędzię Martę Bujko z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa. Sędzia uznała postanowienie za przedwczesne, wytknęła prokuraturze błąd polegający na nieprzesłuchaniu Jerzego M.(sic!) na tzw. okoliczność i nakazała kontynuowanie postępowania.

Urzędnik ten został ostatnio zatrzymany przez agentów CBA i przewieziony na przesłuchanie do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu. Chodziło o jego udział w przestępczej reprywatyzacji słynnej, wartej 160 mln zł działki budowlanej przy Pl. Defilad 1 (d. Chmielna 70). Jerzego M. zwolniono za kaucją i zastosowano wobec niego dozór policyjny. W dniu 23 stycznia br. wrocławska prokuratura poinformowała nas, że materiały postępowania dotyczące niedopełnienia obowiązków przez pracowników Urzędu m. st. Warszawy (w tym Jerzego M.) w sprawie reprywatyzacji nieruchomości przy ul. Narbutta 60 zostały dołączone do akt śledztwa prowadzonego przez Wydział I ds. Przestępczości Gospodarczej PR we Wrocławiu o sygnaturze RP I Ds. 42.2016 celem wspólnego prowadzenia. Wszystko wskazuje na to, że Jerzy M. jeszcze nie raz będzie musiał bronić się przed prokuratorskimi zarzutami.

Koronnym przykładem niechlujstwa prokuratorów z Mokotowa było zaakceptowanie umorzenia przez policjantkę z KRP Warszawa II dochodzenia w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumencie urzędowym przez urzędnika BGN delegatury w dzielnicy Mokotów. Sprawa z punktu widzenia organów ścigania nie powinna podlegać żadnej dyskusji. Osobiście dostarczyłem bowiem do prokuratury zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa urzędniczego wraz z fałszywym dokumentem, w którym urzędnik poświadczył własnym podpisem, że budynek przy ul. Narbutta powstał przed 1945 r. Tymczasem powstał on w 1955 r., co jest uwidocznione dosłownie w każdym dokumencie znajdującym się w archiwum urzędu dzielnicy Mokotów.

Różnica w datach miała dla sprawy reprywatyzacji tej nieruchomości kluczowe znaczenie. Gdyby udało się "przepchnąć" fałszywkę, spadkobiercy byłego właściciela działki przy Narbutta 60 nie musieliby wykupować od miasta 10 mieszkań komunalnych. Otrzymaliby je gratis wraz z przekazanym w wieczyste użytkowanie gruntem. Mimo posiadania ewidentnego dowodu w postaci sfałszowanego dokumentu, śledcza Elwira Chodkiewicz umorzyła dochodzenie "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie czynu zabronionego". Nadzorująca dochodzenie prokurator z Mokotowa nie zareagowała.         

Kolejnym przykładem potwierdzającym niechlujstwo, nieróbstwo i wręcz bezczelność mokotowskich prokuratorów jest przypadek mieszkańca Mokotowa Sławomira J. W lipcu ubiegłego roku mężczyzna wylicytował na internetowej aukcji zegarek marki "Atlantic". Mimo że wpłacił na konto sprzedającego stosowną kwotę, zegarka nie otrzymał. Postanowił ścigać nieuczciwego sprzedawcę, tym bardziej, że w sierpniu liczba wyświetleń oszukańczej oferty, z tym samym zegarkiem, przekroczyła trzy tysiące. Istniało więc uzasadnione podejrzenie, że oszust mógł narazić na straty nawet kilka tysięcy osób. Sławomir J. złożył w mokotowskiej prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

We wrześniu wspomniana wyżej prokurator Agnieszka Surmaczyńska-Kalinowska wydała postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia. W mądrych słowach poinformowała, że "zdarzenie stanowi delikt cywilnoprawny i winno być w pierwszej kolejności dochodzone na drodze powództwa cywilnego przed właściwym sądem powszechnym". Pouczyła również natręta, iż "prawo karne stanowi swoiste ultima ratio i winno być wykorzystywane w ostateczności". Łacińskie ultima ratio oznacza ostateczny środek. 

Taka postawa na dobre rozsierdziła Sławomira J. Jak miałby wytoczyć sprawę cywilną komuś, o kim nic nie wie i nie posiada żadnych narzędzi prawnych, by móc ustalić jego nazwisko i adres? Przecież nie sposób sądzić się z anonimem. To akurat prokuratorka z wykształceniem prawniczym powinna wiedzieć, zatem odesłanie obywatela do sądu cywilnego bez wcześniejszego ustalenia personaliów oszusta (co dla prokuratury nie jest żadnym problemem) i przekazania ich poszkodowanej osobie można odebrać jako wyjątkowo kiepskiej jakości żart, by nie powiedzieć – bezczelność.

Sławomir J. poskarżył się na Surmaczyńską-Kalinowską do sądu. Na początku grudnia otrzymał od niej urzędową korespondencję w postaci kolejnego postanowienia. Pani prokuratorka doniosła mu, że po zapoznaniu się z aktami sprawy numer taki i taki oraz z jego zażaleniem postanawia je uwzględnić i podjąć na nowo postępowanie. Zastanawiają słowa "po zapoznaniu się z aktami sprawy". Czyżby prokuratorka odmówiła w sierpniu wszczęcia dochodzenia w ogóle nie czytając akt? Na to wychodzi. Nadal jednak na Mokotowie nic nie robiono w sprawie, o czym Sławomir J. dowiedział się z listu, który w styczniu skierował do niego naczelnik wydziału kryminalnego KRP w Olkuszu.

Okazuje się, że jednostka ta prowadzi dochodzenie przeciwko Ewelinie G. w sprawie szeregu oszustw internetowych. W dniu  13 lutego prowadzący dochodzenie policjant z Olkusza zwrócił się do KRP II na Mokotowie o przekazanie do swojej macierzystej jednostki policji akt postępowania w sprawie oszustwa na szkodę Sławomira J. Co w tej sytuacji ma do powiedzenia pani prokurator Agnieszka Surmaczyńska-Kalinowska, która mając przed sobą doniesienie o bardzo, bardzo uzasadnionym popełnieniu przestępstwa internetowego, odesłała poszkodowanego obywatela na drogę cywilną bezczelnie pouczając go, iż "prawo karne stanowi swoiste ultima ratio i winno być wykorzystywane w ostateczności"? Wszak Sławomir J. doniósł jej, że oszukańcza oferta ma już ponad 3 tys. wyświetleń, więc istnieje uzasadnione podejrzenie, iż oszuści nadal prowadzą przestępczą działalność. I to na dużą skalę. No i włos im z głowy nie spadnie przy takich działaniach prokuratorów.

Opisane wyżej przypadki w pełni obrazują stan i efektywność polskiej prokuratury. To bardzo poważny argument na rzecz przegłosowanej w Sejmie nowej ustawy. Prokuraturę należy zreorganizować tak, by pewne osoby z Mokotowa, z Gdańska i im podobne z terenu całej Polski, odziane w togi z czerwonymi wyłogami, pożegnały się ze służbą. Nasze smutne doświadczenia, wynikające z kontaktów i wieloletniej obserwacji pracy mokotowskiej prokuratury, uzasadniają postawienie tezy, że jej siedziba powinna zostać zrównana z ziemią, niczym Kartagina za sprawą Scypiona Emiliana, wybudowana na nowo i obsadzona nowym personelem.

Wróć