Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kobiece czucie sportu

20-05-2020 22:17 | Autor: Maciej Petruczenko
Z Aleksandrą Szmigiel o drodze do wygranej w Grand Press Photo.

MACIEJ PETRUCZENKO: Wygrała pani konkurs fotografii sportowej w tegorocznym Grand Press Photo, zyskując uznanie jury, składającego się ze światowych autorytetów. Czy z tego powodu odbył się wielki bankiet w miejscu pani zamieszkania na Kabatach?

ALEKSANDRA SZMIGIEL: W normalnych okolicznościach, a nie w okresie pandemii, taka impreza by się oczywiście odbyła. Lubię celebrować miłe momenty w gronie przyjaciół. I sukces smakuje lepiej, gdy masz kogoś, z kim możesz się nim podzielić. To mój drugi Grand Press, dwa lata temu zdobyłam III miejsce. Gdy przed rokiem nie udało mi się wywalczyć nawet nominacji, było mi źle, postanowiłam ciężej pracować, żeby sięgnąć po najwyższe trofeum. To bardzo budująca chwila, gdy taki cel zostaje osiągnięty.

W środowisku fotoreporterskim mówią, że nie jest pani li tylko dodatkiem do nowoczesnego aparatu fotograficznego, bo robiąc zdjęcie po prostu „czuje” pani temat, angażując się weń emocjonalnie...

Nie wiem, czy tak mówią, ale to prawda – angażuję się emocjonalnie, robiąc zdjęcia. Bez tych emocji nie miałabym zapewne takiej wrażliwości i sposobu patrzenia na sport. Gdy pracuję, jestem bardzo skupiona i istnieje dla mnie jedynie świat, jaki widzę za obiektywem. Zdarzało mi się jednocześnie płakać ze wzruszenia, robiąc zdjęcia, gdy np. kobieca sztafeta 4x400 m z genialną Justyna Święty-Ersetic zdobyła srebrny medal na mistrzostwach świata w Katarze, czy gdy Adam Kszczot po raz trzeci z rzędu wywalczył tytuł mistrza Europy w biegu na 800 m. To były wspaniałe chwile.

Mówi się też, że każda baba fizycznie słaba i nie nadaje się do dźwigania ciężkich obiektywów. Ile pani dotychczas dźwignęła najwięcej?

Bywało, że słyszałam teksty od kolegów po fachu, iż fotografia sportowa to nie dziedzina dla kobiety. Z natury jestem dość nieposłuszna i uparta, więc nie zniechęciły mnie ich docinki, a wręcz zmotywowały, żeby przełamywać kolejne bariery. Na Mistrzostwach Świata w Dosze pracowałam z obiektywem 800 mm, był bardzo duży, długości niemal mojej nogi. W dźwiganiu obciążeń pomaga mi to, że wciąż amatorsko uprawiam sport i dbam o formę. Mam to szczęście, że producent aparatów Sony, których używam, produkuje lżejszy sprzęt. Technologia poszła bowiem do przodu.

Czy jako była biegaczka na średnich dystansach lepiej pani rozumie sportowców niż fotoreporter, który nigdy sam nie uprawiał sportu?

Tak, pomaga mi doświadczenie, które zdobyłam, trenując 10 lat wyczynowo lekką atletykę. Pozostała mi wielka miłość do tego sportu oraz empatia, która przydaje się w pracy. W fotografii sportowej lubię wyszukiwać chwilę, szczegół, historie, których inni nie zauważyli, aby właśnie na nich skupić uwagę odbiorców, a także opowiedzieć sportowcom coś nowego o nich samych. Staram się zwracać uwagę na rzeczy nieoczywiste, niedostrzeżone gołym okiem. Lubię też przyglądać się jak trenują, aby pokazać, że ciężko pracują na swoje wyniki.

Które imprezy sportowe wspomina pani z największym sentymentem i dlaczego najbardziej tę imprezę, na której był między innymi redaktor naczelny PASSY?

Na pewno będą to lekkoatletyczne Mistrzostwa Świata w Pekinie w 2015 roku, na których posmakowałam, jak się fotografuje najlepszych sportowców na świecie, w tym wspaniałego Usaina Bolta, no i poznałam smak zawodowej fotografii w całym tego słowa znaczeniu. Było to 10 dni ciężkiej pracy, zdobywania bardzo cennego doświadczenia, podglądania pracy najlepszych. Wtedy też poznałam fotografów z agencji Reuters, którzy bardzo mi zaimponowali. Zakiełkowało we mnie marzenie, aby kiedyś pracować tak jak oni. Spełniło się ono 4 lata później. am już nawet legitymację Reutersa.

Czy łatwo jest być freelancerem w fotoreporterskim zawodzie, zwłaszcza wtedy, gdy jest się kobietą?

Daję sobie radę, ale trzeba być twardym, dobrze zorganizowanym i umieć oczywiście ciężko pracować, żeby przetrwać. Środowisko fotoreporterów jest niestety dość podzielone, nie brakuje kolegów po fachu, którzy chętnie podłożyliby mi kłody pod nogi. Staram się jednak myśleć pozytywnie, otaczać się autorytetami, które pozwalają mi wzrastać w mojej pracy. Na szczęście ta praca jest jednocześnie moją pasją.

Czteroletni synek Franio ma prawo narzekać, bo mamy wciąż nie ma w domu...

Oj, nieprawda. Szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko. Udało mi się odnaleźć balans w pracy i życiu. Każdy wyjazd jest zaplanowany z dużym wyprzedzeniem, a gdy wyjeżdżam, synek ma szansę spędzić więcej czasu ze swoim tatą bądź dziadkami. Kiedyś zabierałam Franka na imprezy. W 2017, gdy był w wieku 4 miesięcy, poleciał ze mną i opiekunką do Belgradu na Halowe Mistrzostwa Europy lekkoatletów. To była świetna przygoda, podróżowaliśmy akurat z reprezentacją Polski i nieodżałowaną Ireną Szewińską. Pani Irenka wzięła Frania na kolana. To było bardzo miłe. Zrobiłam pamiątkowe zdjęcie.

Czy Ursynów to dla pani dobre miejsce do mieszkania?

Tak, Ursynów jest bardzo bliski mojemu sercu. Mieszkam w Warszawie już 10 lat i nie zamieniłabym mojej "dzielni" na żadną inną. Mam tu wszystko pod ręką, nawet na lotnisko jedzie się zaledwie 15 minut.

A widuje się czasem panią biegającą po Lesie Kabackim?

Bardzo często biegam w naszym pięknym lesie. Jako mieszkańcy Ursynowa mamy wielkie szczęście i luksus, że możemy odetchnąć od miasta w zielonym zaciszu.

 

ALEKSANDRA SZMIGIEL (ur. w 1988 roku w Lubaniu), absolwentka licencjackich studiów na wydziale filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego oraz studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskich. Uprawiała wyczynowo biegi na 800 i 1500 metrów.

Wróć