Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kiedy koniec zabawy z placem zabaw w Dolince?

09-12-2020 20:44 | Autor: Tadeusz Porębski
Rozmowa z Grzegorzem Jakubcem, prezesem zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Służew nad Dolinką”.

TADEUSZ PORĘBSKI: Chciałbym w wywiadzie z Panem skoncentrować się na palącej kwestii, jaką jest gospodarka odpadami w Warszawie, czyli ich odbiór, segregacja, wywóz, utylizacja i związane z tym opłaty. Ostatnio ratusz poinformował o planach wybudowania w stolicy nowoczesnej spalarni śmieci. Okrzyknięto wielki sukces. Proszę o pański komentarz, z punktu widzenia członków warszawskiej spółdzielczości mieszkaniowej.

GRZEGORZ JAKUBIEC: Czy jest to sukces, okaże się dopiero po uruchomieniu zakładu. Największe wątpliwości budzi we mnie jego nazwa – spalarnia. Faktycznie, część energetyczną odpadów trzeba termicznie utylizować, ale spalać wszystkie odpady komunalne „jak leci”? Bez sortowni, bez segregacji? Chyba coś jest nie tak. W nowoczesnych systemach gospodarki odpadami kluczową kwestią jest segregacja na różne frakcje – energetyczną, plastik, papier, szkło, bio, kompost. Dopiero po dokładnej segregacji wkłada się do pieca frakcję energetyczną lub tzw. paliwo alternatywne z odpadów.

W Niemczech spala się ponad 54 proc. odpadów, a najwięcej, bo ponad 60 proc., w państwach skandynawskich: Danii, Szwecji i Norwegii. W całej Europie działa ponad 500 spalarni. W Polsce jest ich zaledwie osiem…

Minęło trzydzieści lat od transformacji ustrojowej w państwie, a my w kwestii gospodarowania odpadami nadal tkwimy w dołkach startowych. Należy wreszcie zmienić podejście do tego kluczowego zagadnienia. Wszak jest to strategiczna gałąź gospodarki każdego kraju. W niektórych krajach zachodnich spalarnie śmieci powstały kilkadziesiąt, a nawet ponad sto lat temu. Dzisiaj UE stawia coraz większe wymogi na recykling odpadów. Do 2035 roku mamy przygotować recykling, by wagowo ponownie użyć minimum 65 proc. odpadów komunalnych. Warszawa powinna rozpocząć inwestycje od nowoczesnej instalacji do sortowania odpadów, a nie od ostatniego elementu systemu. Może spalanie frakcji energetycznej należałoby powierzyć dysponującej spalarnią "Czajce" i rozbudować istniejącą, a niekoniecznie budować nową za 2 miliardy złotych? Za te środki można by wybudować kilka nowoczesnych, laserowych instalacji do segregowania odpadów, gdzie śmieci dzieli się na poszczególne frakcje i później te frakcje wykorzystuje – część do kompostowania, część do ponownego wykorzystania, część do produkcji, na przykład materiałów budowlanych i innych. Zbieranie śmieci i ich palenie to najdroższa z możliwych metod pozbywania się odpadów.

Ratusz twierdzi, że spalarnia będzie dodatkowo generować energię cieplną, która posłuży mieszkańcom…

Ale Warszawa nie potrzebuje zastrzyku dodatkowej energii cieplnej, ponieważ w mieście funkcjonują trzy potężne ciepłownie, które bez problemu zapewniają ciepło w naszych mieszkaniach. Poza tym należy zauważyć, że zapotrzebowanie na ciepło ciągle maleje – z dwóch powodów. Po pierwsze, ociepla się klimat; po drugie od lat wykonywana jest termomodernizacja budynków mieszkalnych, więc nawet ciągle zwiększająca się liczba nowych domów nie spowoduje problemów z dostawami do nich ciepła, ponieważ będą m.in. konsumować oszczędności wygospodarowane w ocieplonych starych zasobach.

Problem ze śmieciami nie powstał dziś. Brak spalarni i nowoczesnych instalacji do segregowania odpadów to „zasługa” wszystkich kolejnych zarządów Warszawy począwszy od 1990 r. Co, Pana zdaniem, jest powodem zaniechań? Brak wyobraźni?

W okresie ostatnich kilkunastu lat wielokrotnie spotykałem się z różnymi stołecznymi decydentami i niczym mantrę powtarzałem, że opracowanie nowoczesnego systemu pozbywania się odpadów to dla miasta absolutny priorytet. Wie pan, jaką otrzymywałem odpowiedź? Zawsze taką samą: problem śmieci, jak wiele innych, załatwi niewidzialna ręka wolnego rynku. Załatwiła…, ale kosztem mieszkańców Warszawy. A tak naprawdę, niewidzialna ręka w tym przypadku zawiodła, bo nie było szans, by ogarnęła kwestię tak rozległą i tak ważną jak gospodarka odpadami. A ta gospodarka to gigantyczny biznes i po handlu bronią oraz narkotykami najbardziej opłacalny. Związana jest z wieloma innymi obszarami gospodarki oraz ochroną środowiska. Pytanie: co dzieje się ze śmieciami odbieranymi od mieszkańców Warszawy? Gdzie trafiają i czy są segregowane? W jaki sposób są utylizowane? Tego nie wiemy, choć władze miasta powinny w ramach edukacji społeczeństwa zaprezentować mieszkańcom kolejne etapy prowadzące do całkowitego zutylizowania warszawskich odpadów. Wtajemniczeni twierdzą, że nasze śmieci są częściowo dołowane, przeładowywane na peryferiach i rozwożone po kraju, bo przecież stolica nie posiada własnych instalacji, poza niewielką spalarnią na Targówku i niewielką prywatną sortownią. To z kolei generuje koszty, stąd te drastyczne podwyżki opłat dla mieszkańców.

Mówi Pan nie tylko w swoim imieniu, lecz także w imieniu setek tysięcy warszawskich spółdzielców. Krytykować łatwo, ale wskazać konkretne rozwiązania znacznie trudniej…

Chcę mocno zaznaczyć, że, owszem, jest to z mojej strony krytyka poczynań stołecznych decydentów, ale nie ich piętnowanie. Moje częste ostatnio wystąpienia w sprawie opracowania spójnego i nowoczesnego systemu gospodarowania odpadami to bardzo głośno artykułowany apel do prezydenta Rafała Trzaskowskiego, by zgodnie z deklaracjami o wsłuchiwaniu się w głos warszawianek i warszawiaków zechciał wsłuchać się także w warszawski vox populi w kwestii śmieci, bo zaczynamy w nich tonąć. Nie wolno zrzucać konsekwencji wynikających z wieloletnich błędów na barki mieszkańców, fundując im co pewien czas drastyczne podwyżki. Nowe zasady naliczania opłat za śmieci według zużycia wody nie są – wbrew twierdzeniom urzędników – sprawiedliwe i wprowadzają wiele niebezpiecznych mechanizmów, które będą prowadzić do niekontrolowanego wzrostu opłat za śmieci.

Mianowicie?

Rozliczenia dokonuje się według wskazań licznika głównego budynku, a nie wodomierzy w mieszkaniach. Brak jest jakichkolwiek zabezpieczeń chroniących przed naliczaniem wysokich opłat za śmieci w przypadku niekontrolowanego wycieku wody, a to może prowadzić do opłat rzędu kilku tysięcy złotych w przypadku na przykład awarii. Rada m.st. Warszawy nie określiła maksymalnej wysokości opłat za śmieci dla gospodarstwa domowego, co jest niezgodne z orzeczeniem TK. Wbrew twierdzeniom urzędników warszawskiego ratusza, wprowadzenie nowego systemu wcale nie doprowadzi do znaczącego obniżenia opłat dla gospodarstw jednoosobowych. W wielu przypadkach będzie nawet drożej, a w przypadku gospodarstw wieloosobowych nowe zasady prowadzą wprost do skokowego, wielokrotnego wzrostu opłat. Tak na marginesie – powiązanie cen wywozu odpadów ze zużyciem wody w czasie pandemii, kiedy rządzący i media nawołują do częstszego mycia rąk i prania odzieży, jest posunięciem cokolwiek dziwnym i chyba niezbyt dobrze przemyślanym. Tak duża podwyżka opłat tylko w jednej pozycji – sama w sobie będzie dla wielu rodzin wręcz nie do udźwignięcia. I to wszystko w sytuacji nadciągającego dużego kryzysu ekonomicznego.

Na konferencjach prasowych i w wypowiedziach dla mediów ciągle przewija się słowo „niesprawiedliwe”. Może pan odnieść się w szczegółach do tej, pańskim zdaniem, niesprawiedliwości? Na czym ma ona polegać?

Uchwały Rady m.st. Warszawy wprowadzają preferencyjny system naliczania opłat za śmieci dla niektórych lokali użytkowych, np. sklepów. A przecież tego typu placówki wytwarzają znacznie więcej odpadów niż gospodarstwa domowe, z jakiego więc tytułu te preferencje? Zużycie wody jest w takich lokalach niewielkie, więc będą one płacić opłaty za śmieci na dużo niższym poziomie niż mieszkańcy, a śmieci wytwarzają wielokrotnie więcej. I tak, sklep spożywczo – warzywny o powierzchni około 75 mkw. obecnie płaci około 100 zł za miesiąc, a po zmianie zasad będzie płacił tylko 50. Jeszcze większa dysproporcja występuje w przypadku sklepów wielkopowierzchniowych, zlokalizowanych w budynkach mieszkalnych. Sklep o powierzchni 1100 mkw. dotychczas płacił około 1500 zł miesięcznie, po zmianach będzie płacił prawie 10 razy mniej, około 160 zł, czyli na poziomie opłaty trzyosobowej rodziny. Czy jest to sprawiedliwe?

Większość mieszkańców Warszawy nie ma bladego pojęcia o takich dysproporcjach...

Właśnie, ale to nie wszystko. Nie jest też sprawiedliwe całkowite wyłączenie z opłat za śmieci lokali niezamieszkiwanych bądź nieużytkowanych, a znajdujących się w budynkach mieszkalnych. W tych lokalach nie ma zużycia wody lub jest ono śladowe. Ktoś może powiedzieć, że nie wytwarzają także śmieci. Ale przecież odpady powstają też na nieruchomości wspólnej (liście, trawa, gałęzie, opakowania po środkach utrzymania i wyposażenia części wspólnych nieruchomości, etc.). Ustawa o własności lokali mówi jasno, że koszty utrzymania części wspólnych nieruchomości ponoszą WSZYSCY właściciele. Coraz więcej osób fizycznych czy inwestorów instytucjonalnych kupuje po kilka, kilkanaście, a często i po kilkadziesiąt lokali mieszkalnych jako lokatę kapitału, by po kilku latach sprzedać z zyskiem. Dlaczego więc właściciele takich lokali nie mają partycypować w kosztach wywozu odpadów powstałych w częściach wspólnych? Może warto byłoby rozważyć wprowadzenie dwuparametrowego sposobu naliczania opłat? Adekwatne i proporcjonalne obciążenie wszystkich użytkowników systemu spowoduje obniżenie opłat dla mieszkańców Warszawy. Takie propozycje były przesyłane do ratusza i rady miasta. Niestety pozostały bez odpowiedzi. Czy biorąc to wszystko pod uwagę – jest sprawiedliwie?

Pytanie z gatunku retorycznych.

Poza tym dodam, że uchwały wprowadzają niejasny i niezgodny z prawem (są już w tej kwestii orzeczenia wojewódzkich sądów administracyjnych) mechanizm naliczania opłat według „historycznego” zużycia wody – średnia z 6 miesięcy z ostatnich 12 miesięcy. Nie wiadomo których. Taka dowolność pozostawiona w uchwale była już zakwestionowana przez sądy w przypadku uchwał innych samorządów. Oznacza tak naprawdę opłatę ryczałtową, a nie od faktycznego bieżącego zużycia wody. Ostatnie uchwały Rady m.st. Warszawy to nic innego, jak przerzucenie na mieszkańców Warszawy kosztów ponaddwudziestoletnich zaniedbań warszawskiego ratusza w zakresie gospodarki odpadami. Urzędnicy miejscy chętnie zasłaniają się zapisami ustawy – faktycznie ułomnej i wymagającej szybkiej nowelizacji – ale nie wszystkie zaniedbania i narastające koszty da się wytłumaczyć złą ustawą. W miastach, w których wybudowano nowoczesne instalacje, opłaty są dwu, a nawet trzykrotnie niższe. Dodam, że uchwały mają jeszcze inne poważne mankamenty, stąd Stowarzyszenie Spółdzielców Mieszkaniowych i Zarządców Nieruchomości „Konfederacja Warszawska” przygotowało akcję informacyjną o skutkach ich wejścia w życie,

Lek na całe śmieciowe zło? Zna pan taki lek?

Trzeba po prostu chcieć i myśleć długofalowo. Najlepszy przykład Białystok, gdzie mieszkańcy płacą za wywóz śmieci ponad trzykrotnie mniej niż warszawiacy. Ale tam funkcjonuje gminny Zakład Utylizacji Odpadów Komunalnych, którego budowa trwała 9 lat. Obiekt wyposażony jest w instalację oczyszczania spalin, która wychwytuje i unieszkodliwia toksyczne związki. Białystok ma jedne z najniższych stawek w Polsce, ponieważ miasto posiada własne instalacje – wybudowano tam nowoczesną instalację do sortowania, kompostowania i termicznej utylizacji śmieci, przekształcającą je w energię cieplną, oraz własne składowisko. To powoduje, że samorząd nie musi płacić pośrednikom. To jest właśnie lek na śmieciowe zło. Każde duże miasto w Polsce powinno posiadać takie instalacje. Jest jeszcze kilka przykładów w Polsce, gdzie poradzono sobie znakomicie z gospodarką odpadami, jak chociażby Bydgoszcz czy Rzeszów. Przed nowelizacją ustawy zwanej śmieciową w Warszawie działało 120 firm wywożących odpady, dzisiaj funkcjonuje… 7. Nie robią sobie konkurencji, nie wchodzą sobie w drogę, na niektóre dzielnice oferty składała tylko jedna firma. Nie było wyjścia i miasto musiało wybierać. Wytworzyła się sytuacja, że firmy śmieciowe dyktują ceny, a płacić musimy my, mieszkańcy.

Zmieniamy temat. Plany wybudowania przez miasto na terenie Parku Dolina Służewska „Naturalnego Placu Zabaw” wywołały ostre protesty okolicznych mieszkańców. Co konkretnie jest zarzewiem konfliktu?

Rzeczywiście, realizacja tego projektu wzbudziła niespotykany na naszym osiedlu protest społeczny. Mieszkańcy twierdzą, że to tak, jakby zbudować paśnik do dokarmiania dzikich zwierząt na pl. Defilad. Taki sam efekt będzie z placem zabaw w Parku Dolinka Służewska, który nie jest typowym miejskim parkiem. Jest to naturalny teren z bogatą fauną i florą, niespotykaną w innych rejonach miasta. Mimo protestu społecznego Zarząd Zieleni m.st. Warszawy z uporem godnym lepszej sprawy forsuje budowę placu zabaw na tym terenie, twierdząc, że musi on być zrealizowany, ponieważ jest to projekt Budżetu Obywatelskiego. Urzędnicy nie podali jednak konkretnej podstawy prawnej takiego twierdzenia, a przecież znane są przypadki rezygnacji z realizacji projektów z BO. Jeżeli realizacji jakiegoś projektu towarzyszy tak duży protest społeczny, to taki projekt przestaje tak naprawdę mieć cechy obywatelskie. Staje się projektem narzuconym wbrew woli mieszkańców danego terenu.

Słychać zarzuty o rzekomym naruszeniu obowiązujących procedur…

Naszym zdaniem, mieliśmy także do czynienia z istotnymi naruszeniami proceduralnymi w toku procesu decyzyjnego, dotyczącego wyboru lokalizacji dla tego projektu. Z informacji uzyskanych od Zarządu Zieleni m.st. Warszawy wynika, że lokalizacje naturalnych placów zabaw w ramach projektu nr ESOG 1235 zostały uzgodnione wyłącznie z pomysłodawcą projektu na spotkaniu w dniu 14 stycznia 2020 r., czyli już po głosowaniu. Odstąpiono od przeprowadzenia ankiet wśród mieszkańców, motywując to krótkim czasem realizacji zadania. Co więcej, nie wszystkie place zabaw, które obejmował ten projekt, zostaną wykonane. Czy to nie jest odejście od istotnych założeń projektu?

Ale konsultacje społeczne przeprowadzono?

Był to projekt ogólnomiejski i głosujący mieszkańcy Warszawy nie znali konkretnych lokalizacji naturalnych placów zabaw. Pytanie, czy projekt bez wyznaczenia konkretnych lokalizacji w ogóle powinien być poddawany pod głosowanie? Bezpodstawne są też twierdzenia Zarządu Zieleni o wynikach konsultacji społecznych z roku 2015, które rzekomo mają uzasadniać wybór konkretnego miejsca realizacji „Naturalnego Placu Zabaw” na terenie Parku Dolina Służewska. Wbrew twierdzeniom Zarządu Zieleni, nasi mieszkańcy domagali się zachowania naturalnego charakteru parku i unikania ingerencji w jego przyrodę. Mimo to urzędnicy „po uważaniu” zakreślili na mapie kółko nie bacząc na to, że niszczą ponad hektar cennego przyrodniczo terenu, który zdołał oprzeć się niszczącemu wpływowi cywilizacji.

Teren jest własnością miasta, więc to ono jest suwerenem, jak idzie o wybór sposobu zagospodarowania swojej własności. Widzi pan szanse na zmianę decyzji o lokalizacji „Naturalnego Placu Zabaw”?

Proszę pana, o ile mi wiadomo, jedynym suwerenem w państwie demokratycznym są mieszkańcy – obywatele, a nie władza. Ten park ma swój unikatowy charakter, nie widać w nim nadmiernej ingerencji człowieka i dlatego jest tak lubiany przez okolicznych mieszkańców. Właśnie przez swoją naturalność. Owszem, potrzebne są w nim pewne inwestycje, np. nawodnienie stawów, ale nie kolejny plac zabaw, których mamy na osiedlu 16, plus siedemnasty obok Służewskiego Domu Kultury, sąsiadującego na naszym osiedlem. Najbliższy – bardzo dobrze wyposażony i nowoczesny plac zabaw – znajduje się w odległości zaledwie 96,5 m od projektowanego!

Wnioski?

Najważniejszy – to obrona tego miejsca za wszelką cenę. Poczyniliśmy już pewne ruchy obronne, wyciągając jednocześnie rękę do miasta, by usiąść wreszcie przy stole i zgodnie wypracować stanowisko korzystne dla każdej ze stron. Patrząc jednak chłodnym okiem na to, co działo się wokół realizacji tego projektu, zasadne jest, by zastanowić się, czy projekty ogólnomiejskie, nie do końca sprecyzowane i zlokalizowane, powinny być poddawane pod głosowanie. Chciałem także podziękować mieszkańcom osiedla, że zainicjowali ten protest i dzielnie walczą o zachowanie naturalnego charakteru Parku. Mam nadzieję, że ich głos zostanie w końcu wysłuchany przez władze Warszawy. Powtórzę więc po raz wtóry: Panie prezydencie Rafale Trzaskowski, apeluję, by w sprawie zasad gospodarowania odpadami oraz budowy placu zabaw w Dolince Służewskiej wsłuchał się Pan w głosy – jak to Pan pięknie mówi – warszawianek i warszawiaków, a nie opierał się jedynie na zdaniu i opiniach nie zawsze kompetentnych urzędników.

 

Grzegorz Jakubiec – Prezes zarządu SM „Służew nad Dolinką”, ukończył Politechnikę Warszawską na Wydziale Inżynierii Środowiska, absolwent studiów podyplomowych Executive MBA, licencjonowany zarządca nieruchomości.

Wróć