Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kapitalizm – tak, wypaczenia – nie...

29-05-2018 22:26 | Autor: Maciej Petruczenko
Nowy tydzień w Warszawie zaczął się z mojego punktu widzenia znakomicie. Oto w kościele św. Katarzyny na Ursynowie spotkali się działający ponad wszelkimi podziałami politycznymi ludzie dobrej woli, żeby w jakimś sensie „przyklepać” szczególne upamiętnienie budowniczych II Rzeczypospolitej.

Będąca nie tylko biernym świadkiem, lecz także aktywnym uczestnikiem ważnych dla narodu polskiego wydarzeń najstarsza warszawska parafia (rok założenia 1238!), została nieprzypadkowo odznaczona przez ostatniego prezydenta uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego orderem Virtuti Militari, a lista honorowa z nazwiskami wszystkich sześciu niezłomnych prezydentów, wybranych w Londynie, wisi w pobliżu kościelnego ołtarza.

W niedzielę, 20 maja, proboszcz parafii ks. Wojciech Gnidziński był niejako gospodarzem niecodziennego spotkania patriotów, którzy postanowili – z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości – uczcić obywatelską posługę budowniczych II RP. Nim na ich cześć zostanie wystawiona w gaju przy kościele św. Katarzyny pamiątkowa kapliczka, można było wysłuchać w tej świątyni świetnego wykładu prof. Mariana Drozdowskiego – akurat na temat zasług owej prezydenckiej szóstki, a odprawiona w minioną niedzielę msza święta pod przewodnictwem metropolity warszawskiego, księdza kardynała Kazimierza Nycza niejako nadała rangę staraniom wspomnianej grupy inicjatywnej.

O ile kościół św. Katarzyny był wielokrotnie przebudowywany w skali wieków, o tyle budynek plebanii trzyma się świetnie już bardzo długo, bo od 1640 roku, będąc niewzruszoną przechowalnią narodowej kultury, znaczonej akurat w tym rejonie najświetniejszymi nazwiskami, wśród których znalazł się Julian Ursyn Niemcewicz, będący nieoficjalnym ojcem chrzestnym dzisiejszego Ursynowa.

Wspominam o tej patriotycznej ciągłości, utrwalonej w murach parafii św. Katarzyny, żeby raz jeszcze zwrócić uwagę na coraz trudniejszą do zniesienia, niezdrową rywalizację polityczną dwu najmocniejszych w Polsce partii: rządzącego Prawa i Sprawiedliwości i grającej pierwsze skrzypce w opozycji Platformy Obywatelskiej. Jakiekolwiek bowiem są podejmowane działania w ważnych sprawach na szczeblu państwa albo na szczeblu samorządu, za każdym razem mamy skakanie sobie przedstawicieli obu ugrupowań do oczu, co przypomina wyśmiany w filmie „Sami swoi” wieczny spór kresowych przesiedleńców – Pawlaka i Kargula. Nawet w tak bolesnej kwestii jak pomoc dla osób niepełnosprawnych politycy PO i PiS nie mogli się powstrzymać od komentowania w stylu: my tym osobom przychylaliśmy (lub aktualnie przychylamy) nieba, wy zaś – wprost przeciwnie, skazywaliście ich na codzienne piekło życia.

Wzajemne pretensje i zarzuty są też czynione na gruncie tak zwanej dekomunizacji. Jeśli chodzi o nazwy ulic, to jedni bronią dotychczasowego status quo, inni zaś żądają natychmiastowych zmian, co wiąże się na ogół nie tylko z moralnymi kosztami. Akurat w poniedziałek 21 maja doczekaliśmy się wyroku sądowego, wstrzymującego podyktowane chęcią walki z totalitaryzmem, a zarządzone przez wojewodę mazowieckiego zmiany nazw ulic w Warszawie. To prawda, że w roli patronów czasem nawet bardzo ważnych arterii pozostawiono w wielu wypadkach postaci z prokomunistycznego względnie prosocjalistycznego elementarza. Złośliwy los każe nam jednak przypomnieć, że nawet cieszący się w zasadzie powszechną sympatią bohater narodowy Józef Piłsudski był na pewnym etapie – z dzisiejszego punktu widzenia – terrorystą, a jednocześnie socjalistą, co teraz jest już absolutnie niemodne.

Niemniej, trochę to zabawnie wygląda dla obserwatora polskiej sceny politycznej, gdy widzi się, jak nagle na Uniwersytet Szczeciński wkracza policja, dociekająca, czy poprzez panel dyskusyjny z okazji urodzin sławnego filozofa niemieckiego Karola Marksa nie próbuje się propagować haseł totalitaryzmu, a jednocześnie taki obserwator dobrze pamięta, że gdy w roku 1980 wybuchła u nas pierwsza Solidarność, to jej aktywiści bynajmniej nie próbowali zmieniać ustroju, głosząc całkiem umiarkowane na owe czasy hasło: socjalizm tak, wypaczenia – nie. Ówczesna klasa robotnicza wcale nie dążyła do przywrócenia w Polsce kapitalizmu, który został jej jednak cichaczem zafundowany. W efekcie wielu prostych prości ludzie płakało w latach dziewięćdziesiątych z rozpaczy, gdy zaczęto likwidować Państwowe Gospodarstwa Rolne, a wielkie zakłady przemysłowe – jeden po drugim szlag trafiał, powodując w kraju coraz większe bezrobocie.

Tematem szczególnie bolesnym dla biedniejszej części społeczeństwa, szczególnie w Warszawie, stała się reprywatyzacja nieruchomości, która w następstwie jawnych przekrętów różnej maści wydrwigroszy i dopuszczenia do obrotu roszczeniami – zamiast okazać się aktem sprawiedliwości dziejowej, stała się areną ewidentnych przekrętów, niemających nic wspólnego ze słusznym przywracaniem zagrabionej własności. Dlatego taki aplauz towarzyszy Komisji Weryfikacyjnej, kierowanej przez wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, który postanowił – w ślad za prokuraturą – wziąć amatorów przywłaszczania sobie cudzego mienia ostro za pysk, a ostatnio ogłosił, że warta 53 miliony złotych kamienica przy Mokotowskiej ma być z powrotem oddana miastu, zaś kombinatorzy, którzy się na reprywatyzacji tej nieruchomości dorobili, mają zwrócić nienależną im kasę.

Tym sposobem Jaki przywraca poniekąd socjalizm, ale większość społeczeństwa zdecydowanie wiceministrowi przyklaskuje, pytając przy okazji, czy trzeba było tak długo tolerować podchody paru sprytnych „odzyskiwaczy mienia”. Zwłaszcza że Temida jakby miała w tej materii bielmo na oczach...

Wróć