Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jedną ręką dawać, a drugą odbierać...

01-06-2021 20:01 | Autor: Tadeusz Porębski
Przeciętny Polak zarabia miesięcznie 1150,67 euro, czyli około 5163,79 zł brutto. To jedna trzecia tego, ile zarabia przeciętny Europejczyk. Średnia polska pensja to 26 proc. pensji niemieckiej i 38 proc. pensji francuskiej. W porównaniu z unijnym rekordzistą Luksemburgiem zarabiamy aż pięciokrotnie mniej. Gdyby średnia dynamika z ostatnich trzech lat utrzymała się, Polska pod względem zarobków dogoniłaby średnią unijną mniej więcej w lipcu 2038 roku. Pierwszym krajem, który mógłby być w naszym zasięgu, byłaby Portugalia. Tak wynika z opracowania renomowanej firmy doradczej Grant Thornton.

Gdybyśmy chcieli dzielić kraje na ligi, to pierwsza liga ma średnią powyżej trzech tysięcy euro, druga powyżej dwóch i trzecia poniżej 1,5 tys. euro. Jesteśmy więc w trzeciej lidze krajów UE pod względem zarobków. Tymczasem Niemcy, które są w pierwszej lidze, zdecydowały o tymczasowym obniżeniu podatku VAT i od 1 lipca do 31 grudnia 2020 r. znów płaciło się tam 16, a nie 19 proc. oraz nie 7, ale 5 proc. podatku VAT. Tą drugą stawką objęte zostały między innymi produkty spożywcze. Przez ostatnie 50 lat podatek ten wyłącznie wzrastał. Tamtejszy minister finansów wyszedł jednak z założenia, iż obniżka VAT wywoła boom konsumpcyjny i wielu konsumentów, korzystając z niższych cen zdecyduje się na kupno lub zamówienie dodatkowych towarów i usług.

W życzeniowym myśleniu ministra hydraulik, cukiernik, czy fryzjer miałby obniżkę VAT uwzględnić na korzyść konsumenta, oferując mu niższe ceny. Tak też się stało. Wiadomo jednak było, że państwa nie stać na tak drastyczne obniżenie podatku na stałe i od 1 stycznia 2021 r. stawka podstawowa VAT znów wynosi 19 proc. na większość towarów i usług i 7 procent za artykuły codziennego użytku. Zdecydowano się na wykonanie takiego ruchu wyłącznie dla podtrzymania koniunktury. Dziś okazuje się, że było to zbawienne w skutkach, bo niemiecka gospodarka "odmarzła". Rząd w Berlinie jeszcze dalej wyciąga rękę do umęczonych pandemią obywateli. Od 1 stycznia większość Niemców nie płaci tzw. podatku solidarnościowego, uiszcza go tylko około 10 proc. osób o najwyższych dochodach. Osoby niepełnosprawne mogą w zeznaniu podatkowym za rok 2021 domagać się większego ryczałtu, którego wysokość zależy od stopnia inwalidztwa i waha się od 1140 do 2840 euro. Od płacenia podatku dochodowego są zwolnieni ci, których roczny dochód nie przekroczy 9744 euro. Granicę, od której obowiązuje najwyższy (42 proc.) podatek dochodowy, ustanowiono na poziomie 57.919 euro.

W jednym z ostatnich felietonów pisałem jak to Prezes i tzw. Zjednoczona Prawica hojną ręką dają Polakom (500+, dodatkowe emerytury, wzrost kwoty wolnej od podatku, etc.), ale nie wspomniałem, że drugą ręką to co dali odbierają. Na początku października 2020 r. minister finansów gwarantował, że w nowym roku żaden podatek nie wzrośnie nawet o grosz, a pojawi się tylko jeden nowy. W czasie kampanii wyborczej sam premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że "prezydent Andrzej Duda jest gwarantem braku podwyżek podatków". Niestety, obaj panowie mijali się z prawdą, by nie powiedzieć ostrzej, że po prostu kłamali. Eksperci Pracodawców RP sprawdzili i okazało się, że rząd wprowadził jednak nowe podatki, a ich część wzrosła. Od 1 stycznia 2021 r. weszły nowe daniny: podatek handlowy, podatek cukrowy, podatek od alkoholu w małych butelkach; zostały opodatkowane spółki komandytowe, jest pobierana opłata przekształceniowa OFE. Wzrosły podatki od nieruchomości, od deszczu, ulga abolicyjna została ograniczona, co podwyższyło wymiar podatku dochodowego, utrzymano też podwyższone stawki VAT, choć przebąkiwano o ich obniżeniu. W 2021 r. wzrósł koszt samej energii elektrycznej, bo Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził podwyżki stawek dla Enea, PGE Obrót i Tauronu. Przy okazji wprowadzono również nowy podatek, tzw. opłatę mocową. Jej wysokość jest zależna od rocznego zużycia prądu.

Tej ostatniej podwyżki już doświadczyłem na własnej skórze. W ubiegłym roku wymówiłem umowę niemieckiemu "Innogy" i zawarłem nową z "Lumi", że niby to polska firma, a ja jestem patriota. Onegdaj przyszło żądanie, bym dopłacił 308 zł, a nowa stawka miesięczna wzrasta o ponad 10 zł. Dzwonię do "Lumi" i mówię, że dlatego zerwałem z Niemcem, by nie płacić wyrównań po kilkaset zł. A uprzejma pani na to: "Dla pana cena jednostkowa nie wzrosła, bo ma pan zagwarantowaną w umowie cenę stałą. Niestety, wprowadzono nowy podatek tzw. mocowy i zdrożała cena przesyłu prądu, opłaty manipulacyjne, ble, ble, ble...". Ponadto na rachunku znów pojawiła się opłata OZE, która przez kilka poprzednich lat wynosiła 0 zł. Jej wysokość wynosi w 2021 r. 2,2 zł za każdą MWh. W przypadku gospodarstwa domowego, zużywającego około 3 MWh rocznie, opłata wyniesie nieco ponad 8 zł brutto. Warto w tym miejscu wspomnieć, że po Malcie mamy najdroższą energię w skali całej Europy. Rząd szuka pieniędzy nawet w wymianie oleju w samochodach. Od nowego roku wymiana oleju silnikowego jest obłożona specjalną opłatą depozytową, którą zapłaci kierowca. Pod koniec roku Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zdecydowała, że w roku 2021 za emitowane ze studia przy ul. Woronicza gówno zapłacimy większy abonament, podwyżka w skali roku wynosi od 6 do prawie 22 zł. Tak Bogiem a prawdą, stacje komercyjne emitują gówno o znacznie większych gabarytach i bardziej szkodliwe, bo rozmiękczające ludziom mózgi.

W ten sposób Prezes i jego rząd odbierają Polakom znaczną część dodatkowej emerytury, którą właśnie niedawno nas uszczęśliwili. Resztę odbiorą nam poprzez zakupy owoców i artykułów spożywczych w sklepach, benzyny na stacjach polskiego "Orlenu" oraz poprzez całą paletę innych zagrywek podatkowych. Jedno jest pewne: jeśli drożeje paliwo, to drożeje wszystko. A cena litra benzyny w Polsce osiąga niekiedy pułap 5,40 zł, mimo że koszt baryłki jest stosunkowo niski, bo wynosi około 62 USD. Jak to możliwe? Na półmetku lutego ubiegłego roku za litr benzyny Pb95 płaciliśmy średnio 4,76 zł. Koszty tankowania Pb95 pod koniec maja bieżącego roku to 5,26 zł/l, za litr oleju napędowego trzeba zapłacić 5,19 zł, a za autogaz średnio 2,36 zł/l. Przewidywane przez e-petrol.pl przedziały cenowe dla poszczególnych gatunków paliw wyglądają następująco: 5,18-5,29 zł/l dla Pb95, dla diesla 5,13-5,24 zł/l oraz 2,32-2,38 zł/l dla autogazu. Dlaczego tak drogo? Ponieważ opłaty dodatkowe stanowią aż 58 proc. kosztów zakupu 1 litra benzyny bezołowiowej. W przypadku ceny 1 litra benzyny Pb95 w wysokości 5,27 zł akcyza wynosi 29 proc., podatek VAT 19 proc., marża stacji paliw 7 proc., a opłata paliwowa 3 proc. Gdyby nie tak wysokie obciążenia finansowe, litr Pb95 kosztowałby zaledwie 2,22 zł. Nie jest oczywiście możliwe, by państwo nie zarabiało na sprzedaży paliw, nikt tego nie oczekuje, bo trzeba mieć w budżecie środki na budowę szos, dróg, szkół, szpitali, itp. Ale żeby opłaty dodatkowe stanowiły aż 58 proc. kosztów zakupu 1 litra benzyny bezołowiowej?! To grabież w biały dzień.

Cena 1 litra benzyny Pb95 jest dzisiaj najwyższa od 7 lat. Sprawdziłem w necie wysokość średnich wynagrodzeń netto, a także ceny 1 litra benzyny Pb95 w 28 krajach Europy. Ile litrów paliwa za przeciętną miesięczną pensję mogą kupić mieszkańcy poszczególnych krajów? Polska pod tym względem znalazła się na 21 miejscu z wynikiem 628 litrów. Możemy zatankować trochę więcej niż kierowcy ze Słowacji, Łotwy, Chorwacji, ale jednocześnie mniej niż z Węgier, Litwy, bądź z Czech. Niemiec za miesięczną pensję może kupić 1665 litrów benzyny, natomiast najwięcej, bo aż 3425 litrów, może zatankować za miesięczną pensję Szwajcar. Polacy, zamiast się bogacić, o czym bredzą premier i Prezes, biedniejemy. Inflacja w Polsce niespodziewanie wystrzeliła do 4,3 proc. rok do roku. To przede wszystkim efekt morderczego dla nas wszystkich wzrostu cen paliw, które zdrożały o blisko 30 procent. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że wzrost cen w naszym kraju dopiero się rozkręca. Rząd w budżecie założył średnioroczny wzrost na poziomie 1,8 proc., ale już teraz można te założenia między bajki włożyć, bowiem wszystko wskazuje na to, że dynamika osiągnie pułap rzędu 4 procent. Ukryte podatki i wzrost cen poprawiają co prawda sytuację finansową państwa dzięki wyższym wpływom z podatków, ale jednocześnie walą rykoszetem w warstwy niezamożną i średniozamożną, zżerając im oszczędności, zmniejszając dochód rozporządzalny, co może grozić przerzuceniem się na tańsze i gorsze jakościowo produkty spożywcze, a to niewątpliwie wpływa niekorzystnie na ludzkie zdrowie.

Niezależni od rządu ekonomiści przewidują, że Polska jest i będzie liderem najwyższej inflacji w UE przez długi czas. Ich zdaniem, w kolejnych miesiącach jest bardzo prawdopodobna nawet ponad 5-procentowa inflacja. A inflacja to ukryty podatek dla najbiedniejszych, szczególnie silny przy zerowych stopach procentowych. Co więc nas czeka w najbliższych miesiącach? Wzrost cen paliw może dalej przyspieszać. Inflacja bazowa także będzie wysoka, część banków oraz operatorów telekomunikacyjnych zapowiedziała w czerwcu i w lipcu podwyżki. Ekonomiści spodziewają się pierwszych podwyżek stóp procentowych w Polsce dopiero w drugiej połowie 2022 roku, to jest po upłynięciu kadencji większości obecnych członków Rady Polityki Pieniężnej. Mówiąc krótko: rząd niby dba o najbiedniejszych, dając im darmowe bonusy w postaci m. in. dodatkowych emerytur, ale tylko dlatego, by zapewnić sobie spokój społeczny. Jednocześnie w sposób perfidny drenuje im kieszenie, wprowadzając nowe podatki i opłaty, ponieważ poprawia to finansową sytuację państwa i można do woli bredzić o czekającym nas dobrobycie. Miliony Polaków nabierają się na ten rządowy bajer, a wielu jest wręcz wdzięcznych Prezesowi, że o nich tak dba. Ja mogę powiedzieć jedno: Prezesowi oraz jego paniom i panom z tzw. Zjednoczonej Prawicy już dziękuję za ich trud i niecierpliwie czekam na kolejne wybory parlamentarne. Bynajmniej nie po to, by dać im kreskę.

(Zbierając dane korzystałem ze strony internetowej Business Insider).

Wróć