Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jaruzelski dał więcej niż Kaczyńscy...

20-09-2017 20:45 | Autor: Tadeusz Porębski
Zarząd dzielnicy Mokotów pod rządami PO zorganizował w 2012 r. wykup willi w prestiżowej dzielnicy stolicy za 43 tys. złotych przez komunistycznego dyktatora gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Stało się tak dzięki specjalnej 93-procentowej bonifikacie, jakiej samorządowcy udzielili Jaruzelskiemu.

Taki komunikat wydała TVP Info, coraz częściej zwana przez obywatelstwo telewizją reżimową. Należy zwrócić uwagę na tendencyjne użycie dwóch słów: zorganizował i specjalnej. Zniekształcenie medialnego przekazu polega na tym, że TVP Info sugeruje jakoby przekształcenie nieruchomości gen. Jaruzelskiego we własność odbyło się na specjalnych zasadach, z naruszeniem prawa w tle. Jest to guzik prawda, by nie użyć znacznie mocniejszego epitetu pod adresem dziennikarzy z TVP Info. 

Prawda bowiem jest taka, że kwestie przekształcania prawa użytkowania wieczystego w prawo własności i udzielania z tego tytułu bonifikaty w sposób bardzo przejrzysty regulują przepisy prawa, a mianowicie ustawa z 29 lipca 2005 r. oraz uchwała Rady Miasta st. Warszawy nr XXX/945/2008 z 8.05.2008 r. Bonifikatę przyznaje się w postępowaniu administracyjnym i każdy, kto spełnia kryteria określone w ustawie oraz w uchwale, uzyskuje przekształcenie z bonifikatą. Z informacji udzielonej mi przez urząd dzielnicy Mokotów wynika, że każdego roku w dzielnicy wydawane jest kilkaset decyzji, w zdecydowanej większości z maksymalną bonifikatą 95 procent.

Wychodzi więc na to, iż sprawa przekształcenia willi przy ul. Ikara 5 została potraktowana standardowo, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Dodam, że sam wykupiłem moje dawne mieszkanie przy ul. Asfaltowej z 93-procentową bonifikatą, a  przecież nie nazywam się Jaruzelski tylko Porębski i nie jestem generałem czy byłym prezydentem Polski, lecz zwykłym lokalnym pismakiem. Dodam też, iż nie jestem specjalnie zaprzyjaźniony z władzami dzielnicy Mokotów, a wręcz przeciwnie – tkwimy w kilkuletnim sporze, ale kiedy ludzie ci są bezpodstawnie atakowani, moim dziennikarskim obowiązkiem jest wzięcie ich w obronę.

Sztucznie rozdmuchana kwestia zmiany statusu własnościowego nieruchomości przy ul. Ikara 5 stała się dla pisowskich czynowników okazją do obrzucania gen. Jaruzelskiego obelgami w rodzaju "komunistyczny zbrodniarz". Najchętniej tego obelżywego epitetu używają młodzi wiekiem członkowie partii PiS, którzy okres realnego socjalizmu i czasy stanu wojennego znają wyłącznie z opowiadań. W miniony wtorek, w programie emitowanym w Polsat News, nad nieboszczykiem, Panie świeć nad jego duszą, generałem znęcał się Sebastian Kaleta, członek komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji w Warszawie. Również dla niego Wojciech Jaruzelski jest "komunistycznym zbrodniarzem". Kaleta, który dzieciństwo i lata młodości spędził gdzieś na głębokim zadupiu, urodził się w 1989 r. i o czasach tzw. komuny wie tyle, co nic. Podczas stanu wojennego nie było go nawet w planie, ale naczytał się różnych opracowań na ten temat, zapewne z przewagą tych pseudohistorycznych i wie, że były to czasy zbrodni wprowadzone z rozkazu zbrodniarza.

Wyluzuj, młody człowieku, z tymi epitetami, a mówi ci to facet, który na własne oczy obserwuje Polskę od ponad sześciu dekad, nigdy nie był członkiem PZPR ani żadnej innej partii politycznej, nie był też kapusiem na usługach bezpieki, co udowodnił w 2014 r. lustrując się w IPN na własne życzenie, stara się być obiektywny i naprawdę ma cokolwiek do powiedzenia o czasach dyktatury "komunistycznego zbrodniarza" z ulicy Ikara 5.

Jeśli była to dyktatura, to można nazwać ją miękką bądź aksamitną. Były ofiary w ludziach, represje i tysiące internowanych, ale dyktatura Jaruzelskiego to przysłowiowy pryszcz w porównaniu do dyktatur panów Francisco Franco w Hiszpanii czy Antonio Salazara w Portugalii. O okrucieństwie dyktatorów sprawujących władzę w Ameryce łacińskiej nawet nie wspomnę. Taki generał Jorge Videla ma na sumieniu ponad 30 tysięcy zabitych Argentyńczyków, których kazał zrzucać z helikopterów do oceanu. Okrutnie torturowanych i więzionych trudno zliczyć. Matki z Plaza de Mayo, których dzieci zaginęły w czasie wojskowej dyktatury w latach siedemdziesiątych, szacują liczbę  ofiar reżimu Videli na grubo więcej niż 30 tys. Przyodziane w białe chusty matki od 30 lat spotykają się na placu w każdy czwartek po południu, by przypominać o zbrodniach generała-potwora.

Dużą liczbę ofiar ma swoim sumieniu inny południowoamerykański generał Augusto Pinochet, który w 1973 r. krwawo rozprawił się z lewicowym rządem Salvadora Allende. Według wiarygodnych źródeł w Chile zabito wówczas ponad 3 tys. osób, a 30 tys. poddano torturom, wśród tych osób były kobiety i dzieci. Liczbę zaginionych, którzy po aresztowaniu znikli bez śladu, szacuje się na nie mniej niż 2 tysiące. Franco, który założył pierwszy obóz koncentracyjny dla przeciwników politycznych w Miranda de Ebro, oparty na modelu zastosowanym w III Rzeszy, to faktycznie zbrodniarz, tyle że nie komunistyczny, a skrajnie prawicowy. Za jego wyjątkowo krwawych rządów, które dobiegły kresu dopiero w 1976 r., hiszpańska nacjonalistyczna Falanga, Guardia Civil i wojsko zamordowały około 400 tys. osób. 

Opresyjny system wprowadzony przez Salazara, dyktatora Portugalii, ostatecznie załamał się dopiero 25 kwietnia 1974, kiedy doszło do bezkrwawej rewolucji goździków, która zapoczątkowała budowę demokratycznej formy rządów. W latach dyktatury słynna na cały świat tajna portugalska policja polityczna PIDE zlikwidowała kilka tysięcy przeciwników reżimu. Dokładnej liczby nawet nie usiłowano ustalić, ponieważ nowa Portugalia zdecydowała się na akt pojednania i przebaczenia. O torturowanych w okrutny sposób i okaleczanych na całe życie w ogóle się nie mówi.

Czy gen. Wojciecha Jaruzelskiego można postawić w jednym szeregu z wyżej wymienionymi oprawcami i określić go mianem zbrodniarza? Moim zdaniem, świadka tamtych czasów – nie. Sympatią do tego człowieka nie pałam, ale uczciwie przyznaję, że za jego rządów, nawet w okresie stanu wojennego, jakoś nie czułem paraliżującego strachu, że wezmą mnie z ulicy na tortury, czy nad ranem wyciągną z łóżka. Może po prostu jestem ponad przeciętnie odważny? Cholera wie. Tak czy owak, nie widziałem u ludzi, z którymi wówczas na co dzień obcowałem, poczucia zniewolenia. Klęło się w żywy kamień nagie haki w sklepach mięsnych, a najbardziej limitowanie gorzały i fajek na kartki, ogólne dziadostwo i wszechobecną siermięgę, ale żeby trząść się ze strachu, że przyjdą, aresztują i będą torturować bądź rozwalać poprzez na przykład zrzucanie z helikopterów do Bałtyku? Co to, to nie. Pędziło się bimber, knajpy z dancingami były pełne, opowiadało się bez strachu pikantne dowcipy o władzy, satyryk Pietrzak na transmitowanym przez TVP festiwalu opolskim szydził w żywe oczy z PRL i włos mu z głowy nie spadł. Ludzie gościli się w domach przy suto zastawionych stołach – jak przystało na najweselszy barak w obozie. Zresztą, moim zdaniem, Jaruzelski ochronił Polskę przed wojną domową i przed interwencją sowiecką, która mogła zakończyć się kalką Budapesztu z 1956 r. Takie jest moje zdanie, z którym niekoniecznie należy się zgadzać. Ale mam okazję skorzystać z dobrodziejstwa wolności wypowiedzi obowiązującej w tym kraju.          

Polecam natomiast tropicielowi Kalecie zainteresowanie się przekształceniem we własność willi jego partyjnego guru, Jarosława Kaczyńskiego. Małżeństwo Kaczyńskich – rodziców Jarosława i Lecha – przeprowadziło się do willi na ul. Mickiewicza na Żoliborzu pod koniec lat 90. Niezwłocznie rozpoczęli starania o przekształcenie prawa użytkowania wieczystego w prawo własności. Umożliwiała to ustawa z września 1997 r. oraz rozporządzenie ministra sprawiedliwości z grudnia tego samego roku, dlatego w 1999 r. ówczesny prezydent Warszawy Paweł Piskorski podpisał stosowną decyzję. Tyle że państwo Kaczyńscy nabyli prawo do willi na Żoliborzu o powierzchni 150 mkw. oraz gruntu pod nią za nędzne 4136 złotych i 40 groszy, co nie jest kwotą zbytnio wygórowaną, biorąc pod uwagę rzeczywistą wartość tej nieruchomości (dzisiaj nie mniej niż 2 mln zł). Natomiast Wojciecha Jaruzelskiego przekształcenie kosztowało 42.992,67 zł, czyli dziesięć razy więcej.

Politycy PiS złożyli zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie willi gen. Jaruzelskiego. Jest to moim zdaniem krok niedorzeczny, powodowany pobudkami natury politycznej, a nie merytorycznej. Krok ten jest nie na miejscu, jeśli weźmie się pod uwagę uderzające podobieństwo przekształceń nieruchomości należących do generała i wodza PiS. A szarganie z nazwiska kogoś, kto dzisiaj nie może się bronić, ponieważ spoczywa w grobie, jest po prostu czystym chamstwem.

Wróć