Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jakim miastem powinna być Warszawa

29-03-2017 21:00 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Do wyborów samorządowych w listopadzie 2018 r. pozostało około półtora roku. To stosunkowo niewiele, zważywszy że mogą zaistnieć bardzo istotne zmiany w systemie wyborczym oraz w kształcie administracyjnym naszego miasta. Różne organizacje społeczne starają się wpisać w trwający (twórczy) ferment społeczny i przedstawić własne pomysły na przyszłość stolicy.

Partie mobilizują siły, albowiem wybory samorządowe będą istotnym sprawdzianem ich popularności. Działają liczne organizacje i stowarzyszenia. Na pewno powstaną doraźne komitety wyborcze. Zapowiada się więc burzliwa walka o głosy wyborców. Niektóre z wymienionych podmiotów podjęły także próbę ustosunkowania się do mnożących się koncepcji zmian ustroju stolicy. Jednym z nich jest zespół trzynastu osób skupionych przy dzielnicy Śródmieście, który przedstawił projekt dokumentu pt.: „Reforma samorządu warszawskiego i dużych miast powyżej 100 tys. mieszkańców”. Dokument jest obszerny, albowiem napisano go na 18 stronach A-4. Prezentowany dokument opatrzony jest podtytułem: „Postulaty lokalnych bezpartyjnych samorządowców m. st. Warszawy”.

Starannie przeczytałem postulaty. Uważam, iż w bardzo wielu kwestiach są one zgodne  z moimi przemyśleniami i w tym zakresie w pełni solidaryzuję się z Autorami, chociaż dostrzegam wiele luk i pominięć ważnych kwestii.  Mam jednak zastrzeżenia do samej formuły dokumentu, który dotyczy rozwiązań ustrojowych Warszawy i „dużych miast powyżej 100 tysięcy mieszkańców”. W moim przekonaniu pogodzenie interesów prawie dwumilionowej stolicy oraz miast powyżej 100 tysięcy mieszkańców, czyli mniejszych od większości dzielnic naszego miasta jest niemożliwe i niecelowe.  Z życiowego doświadczenia wiem, że przysłowiowy scyzoryk  z wieloma ostrzami i innymi przyborami w rzeczywistości jest zawsze gorszy od takiego narzędzia z jednym ostrzem.   

Nasze miasto wg danych na 31 grudnia 2015 r. zamieszkałe było przez 1  744  351 osób. Według tego samego źródła (GUS), drugie pod względem liczby mieszkańców miasto Polski –    Kraków – miało 761  069 mieszkańców, czyli liczba ludności Krakowa to zaledwie 43,6 proc. liczby mieszkańców Warszawy. Mówiąc inaczej; Warszawa jest o milion, a więc więcej niż dwukrotnie większa pod względem liczby mieszkańców od drugiego najliczniejszego miasta w Polsce. Trzecia jest Łódź (700   982), czwarty Wrocław (635   759),  a piąty Poznań (542   348). Ostatnim (30.) na GUS-owskiej liście miast powyżej 100 tys. mieszkańców jest Płock  z ludnością 121731.  Tak więc Warszawa pod względem liczby mieszkańców zdecydowanie przewyższa pozostałe duże miasta naszego kraju, które między sobą (pod względem liczby mieszkańców) różnią się stosunkowo niewiele.

Wymienione wyżej fakty są pierwszym powodem, który – moim zdaniem – uzasadnia, że Warszawa powinna mieć własną ustawę (tak, jak dotychczas). Oczywiście, ustawa ta powinna uwzględniać dziesiątki zastrzeżeń wynikających z 15-letnich doświadczeń    funkcjonowania ustawy z 2002 r., ale także bogatych doświadczeń wynikających z warszawskich ustaw z 1990 r. i 1994 r. Część tych uwag została uwzględniona    w omawianych „Postulatach lokalnych bezpartyjnych samorządowców m. st. Warszawy”. Zaproponowali oni także zmianę systemu liczenia głosów (odejście od metody d’Hondta), wykluczenie partii politycznych z udziału  w wyborach samorządowych, a z kolei finansowanie ze środków publicznych komitetów wyborczych itd.

Pragnę jednak zwrócić uwagę na fakt, że żyjemy w coraz bardziej zglobalizowanej przestrzeni. Naukowcy badający problematykę miast we współczesnym świecie, w Polsce, m. in. profesorowie: Antoni Kukliński, Bohdan Jałowiecki i Marek Stanisław Szczepański, a w świecie m. in.; Saskia Sassen, Jeremy Rifkin i Manuel Castells  od dawna twierdzą, że przyszłością świata są wielkie metropolie, które w dużej mierze decydują o „powodzeniu” poszczególnych państw. Te swego rodzaju lokomotywy napędzające rozwój całego państwa  są postrzegane jako symbole tych państw. Dla przeciętnego Polaka – Francja to Paryż, a Stany Zjednoczone – to Nowy Jork. Saskia Sassen podaje np., że na Nowy Jork przypada 35% dochodów osiąganych w sektorze usług producenckich, choć mieszka tam zaledwie nieco ponad 3% mieszkańców Ameryki. Nowy Jork daje też między jedną piątą a jedną czwartą wartości całego eksportu usług producenckich w Stanach Zjednoczonych, która wynosi około 40 miliardów dolarów rocznie. Na Paryż przypada 40% zatrudnienia w sektorze usług producenckich we Francji i ponad 80% – w zaawansowanych usługach korporacyjnych. Jestem przekonany, że planując Warszawę przyszłości, nie możemy nie widzieć trendów światowych, w tym przede wszystkim rosnącej roli metropolii.

W Polsce praktycznie tylko Warszawa ma szansę uzyskania statusu metropolii rangi europejskiej. W przygotowanej przed laty „Strategii rozwoju Warszawy do 2010 roku” (Warszawa 1997) jej autorzy przedstawili tabelę (nr 4) zawierającą podział miast na: ośrodki miejskie o znaczeniu międzynarodowym; ośrodki miejskie o znaczeniu europejskim; ośrodki miejskie o znaczeni krajowym. W omawianym opracowaniu Warszawa znalazła się w grupie „miast, które powinny uzyskać rangę ośrodków europejskich w pierwszej kolejności”; inaczej mówiąc – Warszawa dopiero aspirowała do rangi metropolii europejskiej. Oznacza to, że jeżeli zależy nam, by Polska stawała się coraz bardziej liczącym się państwem kontynentu, to przede wszystkim powinniśmy starać się o rozwój Warszawy, która jako jedyne polskie miasto ma szansę stać się prawdziwą metropolią. W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na fakt, iż Warszawa należy do nielicznych stolic Europy, których liczba mieszkańców stanowi mniej niż 5% ludności danego państwa (Warszawa – 4,2%). Wiedeń zamieszkuje 26,7% ludności państwa;  analogicznie: Rygę – 35,7%, Ateny – 34,8%, Lizbonę – 27,9%, Budapeszt – 19,5, Sztokholm – 17,6%, Paryż – 16,5%, Londyn – 12,8% Pragę – 11,7%  . Na podstawie powyższych danych można postawić tezę, że możliwości rozwojowe Warszawy są dalekie od wyczerpania i należy raczej liczyć się z dalszym i to szybkim wzrostem liczby mieszkańców kosztem innych miast Rzeczypospolitej.

W tym świetle, wrzucenie Warszawy do jednego ustawowego worka z innymi „dużymi miastami powyżej 100 tys. mieszkańców” jest „wylaniem dziecka z kąpielą”. Moim zdaniem, Warszawa potrzebuje oddzielnej ustawy uwzględniającej nie tylko doświadczenia ostatnich 27 lat, ale także wzmiankowane – tylko przykładowo – trendy ogólnoświatowe, wynikające chociażby z pogłębiającej się globalizacji, od której przecież nie ma odwrotu.

Autorzy wspomnianego na wstępie dokumentu napisali m. in. (str. 5): „ Prawidłowo funkcjonujący samorząd miejski powinien zostać oparty na jednostkach administracyjnych dwóch stopni, z których ta niższego szczebla byłaby prawnie i faktycznie w znacznym stopniu niezależna od tej wyższego szczebla (zgodnie z zasadą pomocniczości), a jednocześnie trwale przekazywałaby jej część swoich kompetencji”.    Żartując, można powiedzieć, że po 27 latach wracamy do założeń nieudolnie napisanej ustawy warszawskiej z 1990 r., gdy miasto stołeczne podzielone było na 7 dzielnic-gmin, a więc jednostek samodzielnych, tworzących wspólnie większą całość, jaką jest stolica. Ówczesna ustawa zakładała dobrą wolę wszystkich tworzących samorząd warszawski, a tak – niestety – nigdy nie jest. Nie uwzględniono – głównie – sposobów finansowania wydatków ogólnomiejskich; trudno się temu jednak dziwić, albowiem nie było jakiegokolwiek doświadczenia w tym zakresie.

Analizując dokument przedstawiony przez „lokalnych bezpartyjnych samorządowców m. t. Warszawy”, należy zauważyć, iż ich postulat ustanowienia  dzielnic, jako jednostek samorządu terytorialnego ma długą tradycję. W latach 1990-1994 istniały w stolicy dzielnice-gminy (czyli pod względem prawnym – jednostki samorządu terytorialnego), a w latach 1994-2002 – gminy, ale przy ówczesnym ustroju miasta zakończyło się to wprowadzeniem komisarza i zohydzeniem  podziału miasta na samodzielne jednostki. Ustanowienie w 2002 r. jednej gminy podzielonej na dzielnice – w moim przekonaniu – było głównie zabiegiem politycznym, służącym do centralizacji władzy. Najpierw przez PiS, a następnie przez Platformę Obywatelską, która ową centralizację doprowadziła niemalże do skrajnej postaci. Obecnie – co nie jest tajemnicą – władze dzielnic o niczym nie decydują, a jedynie opiniują, a ich opinie nie mają mocy wiążącej dla Rady Warszawy. Ta absurdalna pozycja dzielnic, w której dzielnice mają administracyjnie uprawnienia sołectw, była wielokrotnie podnoszona, także na łamach „Passy”. Że jest to problem istotny i dostrzegany przez różne środowiska, m. in. prawników, świadczy np.  uzasadnienie wyroku Trybunału Konstytucyjnego  z  18 lutego 2003 r. (sygn. K 24/02). W uzasadnieniu tym dzielnice Warszawy – jako jedyne w Polsce,    powołane do życia z mocy ustawy, wyposażone w organy, uprawnienia, zadania i pieniądze – czyli spełniające klasyczną definicję jednostki samorządu terytorialnego – określone zostały jako dzielnice o bardzo „wzmocnionym” statusie – quasi gminy. Moim zdaniem – już najwyższy czas, żeby zmienić, a raczej istotnie zracjonalizować    istniejący ustrój naszego miasta. Dlatego z dużym zainteresowaniem i zadowoleniem przeczytałem tekst kolegów ze Śródmieścia, albowiem idzie on – ogólnie rzecz ujmując – w dobrą stronę.

Pomijam analizę poszczególnych przepisów zaproponowanych przez samorządowców ze Śródmieścia. Można kłócić się o szczegóły i wytykać braki, ale ogólna zasada ustanowienia dzielnic gminami, a miasta stołecznego powiatem – w moim przekonaniu – jest całkowicie uzasadniona, a w „postulatach” grupy samorządowców znajdują się konkretne propozycje rozwiązań umożliwiających uniknięcie błędów z lat 1990-1994. Wydaje się, że ma to jeszcze większe znaczenie w związku z przygotowywaną reformą ustroju stolicy autorstwa    posła Jacka Sasina. Gdyby doszło do wdrożenia tego rozwiązania, przy zachowaniu obecnego ustroju stolicy, to Warszawa byłaby jedną z 24 gmin metropolii stołecznej, a liczące niekiedy ponad sto tysięcy mieszkańców warszawskie dzielnice byłyby formalnie w analogicznej sytuacji ustrojowej jak sołectwo, np. w gminie Wieruszów, czy Kampinos. Upodmiotowienie warszawskich dzielnic jest niezbędnym elementem, na drodze wiodącej do „Społeczeństwa Obywatelskiego”, które było jednym z zasadniczych celów polskiej demokratycznej rewolucji z lat 1989-1990, ale także walki o należne miejsce Warszawy wśród najważniejszych metropolii Europy, a to przekłada się na pomyślność wszystkich mieszkańców Rzeczypospolitej.

Wróć