Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jaki interes mają politycy, by niszczyć wolne media?

10-07-2024 21:25 | Autor: Andrzej Rogiński
Co się stanie, gdy zniknie PASSA, Polityka, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza i inne? Wówczas nie będzie miał kto i gdzie publikować informacji, patrzeć politykom na ręce i oceniać działania „wybrańców narodu”.

Afery

Przypominam, że aferę Watergate z początków lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku ujawniła Washington Post, propozycję zmian w ustawie za łapówkę pokazała Gazeta Wyborcza, co potocznie określane było jako afera Rywina. To dziennikarze ujawnili lotnicze podróże marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, wskazali - jak z łatwością można było wynieść z magazynu karty do głosowania pozbawione pieczęci i znaków wodnych, odkryli podsłuchiwanie konkurencji politycznej przy pomocy programu Pegasus, a także farmę trolli w Ministerstwie Sprawiedliwości i przyznawanie milionów „swoim” organizacjom pozarządowym, co poznaliśmy jako Willa Plus.

Niektóre decyzje, podejmowane w różnych kadencjach przez urzędującego burmistrza Dzielnicy Ursynów, bądź uchwały Rady Dzielnicy spotykały się ze sprzeciwem. Gdyby nie było prasy, o niczym byśmy nie wiedzieli. Powszechne potępienie danej decyzji potrafi doprowadzić do jej wycofania.

Decyzje podejmują ludzie. Ci z nich, którzy pełnią władzę, mogą określoną decyzją przysporzyć komuś korzyści. Przykładowo wydanie pozwolenia na budowę niezgodnego z miejscowym planem napełni kieszenie dewelopera. Nawet miejscowy plan można uchwalić w sposób wadliwy, by później oprzeć decyzję na błędzie. Możliwe jest dyskryminowanie spółdzielni mieszkaniowej poprzez zwlekanie z decyzją w procesie przekształcenia dzierżawy w użytkowanie wieczyste. Organizowanie lipnej konsultacji społecznej wbrew mieszkańcom to też sytuacja, którą może opisać dziennikarz, a jego tekst opublikować wydawca.

Jeśli chcemy, by ludzie byli równi wobec prawa, musimy dbać o demokrację. Zapewnienie ładu demokratycznego to nie tylko równowaga władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Bez wolnych mediów tego ładu stworzyć się nie uda.

Kamień milowy

W dniu 17 kwietnia 2019 roku została przyjęta Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/790 w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym oraz zmiany dyrektyw 96/9/WE i 2001/29/WE. Celem tej regulacji było wprowadzenie systemu rekompensat dla wydawców i dziennikarzy za wykorzystywanie materiałów prasowych przez światowe koncerny technologiczne. Obowiązkiem wszystkich państw członkowskich Unii Europejskiej jest implementacja owej dyrektywy, czyli wprowadzenie jej do krajowego porządku prawnego. To jeden ze 115 warunków, zwanych kamieniami milowymi, mający nam umożliwić wypłaty środków finansowych w ramach Krajowego Planu Odbudowy.

Polska jest jedynym państwem w UE, które nie przyjęło jeszcze ustawy chroniącej interesy wydawców i dziennikarzy, o czym mówi wspomniana Dyrektywa. A termin minął trzy lata temu. Rząd postanowił nadrobić to spóźnienie i przygotował projekt ustawy o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz niektórych innych ustaw (druk nr 406). Projekt wpłynął do Sejmu 16 maja 2024. Dwukrotnie był omawiany przez Komisję Kultury i Środków Przekazu, by 28 czerwca doszło do uchwalenia tak bardzo oczekiwanego aktu.

Dzień wcześniej poseł sprawozdawca przedstawił stanowisko Komisji. Zaproponował posłom treść poprawek, wskazując, którą przyjąć, a którą odrzucić. Poniżej odrzucona treść:

1. Wydawcy i usługodawcy negocjują, na wniosek jednej ze stron, warunki korzystania z prawa, o którym mowa w art. 997 ust. 2, oraz należne wynagrodzenie.

2. Jeżeli w ciągu trzech miesięcy od złożenia wniosku o rozpoczęcie negocjacji, o którym mowa w ust. 1, nie zostanie osiągnięte porozumienie, każda ze stron może wystąpić do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o przeprowadzenie mediacji.

3. Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów uzgadnia ze stronami warunki, zasady i harmonogram mediacji.

4. Obsługę techniczno-organizacyjną mediacji zapewnia Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

5. W razie nieosiągnięcia porozumienia w terminie 3 miesięcy od dnia rozpoczęcia mediacji, każda ze stron może wystąpić do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z wnioskiem o ustalenie, w drodze decyzji, warunków i wynagrodzenia, o których mowa w ust. 1. […]

Poprawkę zgłosiła posłanka Daria Gosek-Popiołek z Nowej Lewicy z Okręgu Wyborczego Kraków. Przygotowała instrument zapewniający równoprawność negocjacji pomiędzy polskimi wydawcami a tzw. big techami. Poprawka przepadła. Ustawa została przesłana do Senatu.

Apel

Marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, który zanim został politykiem, był dziennikarzem, znał stanowisko Walnego Zgromadzenia Członków Izby Wydawców Prasy, przyjęte 20 czerwca. Natomiast 25 czerwca Zwyczajne Walne Zebranie Członków Stowarzyszenia Dziennikarzy i Wydawców „Repropol”, który jest organizacją zbiorowego zarządzania, skierowało identycznej treści apel do Marszałka Sejmu i wszystkich jego zastępców oraz do Prezydium Senatu.

Nadawcy radiowo-telewizyjni, producenci muzyki, filmów, gier i programów komputerowych od kilkudziesięciu lat korzystają z praw, które nie przysługują wydawcom prasy.

Projekt ustawy nie zawiera rozwiązania, w którym zostałyby określone warunki w przypadku sytuacji patowych bądź nadmiernie przedłużanych rozmów z big techami. W przypadku istnienia możliwości interwencji organu państwa w razie fiaska negocjacji, jak to wynika z doświadczeń innych krajów, negocjacje kończą się porozumieniami, co oznacza wypłacanie należnych rekompensat dziennikarzom i wydawcom.

Dwie trzecie przychodów reklamowych z polskiego internetu trafia do big techów. Większość tych środków wędruje za granicę. Zrezygnowano z możliwości uzyskiwania rekompensat dla dziennikarzy i wydawców od dostarczycieli treści online, a ci dostarczyciele to m. in. Facebook, YouTube, Vimeo, TikTok, X, WhatsApp.

Wbrew zapisom Dyrektywy ograniczono ochronę praw wydawców. Prawem pokrewnym ma być zwielokrotnianie publikacji prasowych oraz ich udostępnianie w internecie. Jednak Sejm uzależnił tę ochronę od kryterium celowego. Może być „chronione tylko takie kopiowanie, które ma służyć rozpowszechnianiu treści w sieci.” Zdaniem autorów apelu, taki zapis sprzyjać może obchodzeniu prawa i ograniczyć zakres ochrony praw wydawców i dziennikarzy.

Komentarz

Big techy korzystają z treści gratis, a zysk z ich wyświetlania nie trafia do twórców publikacji. Po wpisaniu hasła w wyszukiwarce od razu pojawia się szukana treść. Czytelnik jednak nie zawędruje na stronę wydawcy, który nie generuje ruchu na swym portalu. Mniejszy ruch oznacza mniejsze przychody. Sejm przyjmuje zasadę dzielenia się pieniędzmi przez redakcje i platformy streamingowe, ale wysokość wynagrodzenia mają ustalać redakcje i platformy w ramach negocjacji. Bez określenia zasad negocjacji wszakże polscy wydawcy będą w gorszej sytuacji negocjacyjnej.

Skoro big techy wykorzystują treści wytworzone przez media, to powinny za nie godziwie zapłacić. Poprawka zgłoszona przez posłankę pomogłaby wydawcom, szczególnie prasy lokalnej w egzekwowaniu pieniędzy od światowych korporacji. Apele wydawców i dziennikarzy „Nie zabijajcie polskich mediów” jest niczym innym, jak oczekiwaniem na wyrównanie szans w negocjacjach.

Gdzie troska państwa o wolną prasę, której istnienie sprzyja demokracji? Dlaczego przytłaczająca większość zysków z reklam ma wyciekać poza Polskę? Przyszłość polskich tytułów prasowych nie zapowiada się różowo...

Wróć