Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak wspaniała nasza postać...

31-01-2018 22:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Pisząc te słowa, siedzę - zbiegiem okoliczności - w Tel Awiwie, nagabywany tutaj o to, co się w Polsce w nawiązaniu do Holocaustu teraz wyprawia. Zacznę więc może od pewnych odniesień do Warszawy. Otóż niezrównany w sztuce formułowania celnych myśli dawny mistrz felietonu, warszawiak z krwi i kości Antoni Słonimski, którego pozwolę sobie nazwać na własny użytek polosemitą (to zbitka analogiczna do Afroamerykanina), stwierdził między innymi, że „dowcip jest bronią, ale nie należy karać za nielegalne posiadanie dowcipu”.

Dlatego nawet po ewentualnym wejściu w życie niezbyt przemyślanej ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej w wersji znowelizowanej, ja też nie ukarałbym pewnego obywatela państwa Izrael za takie oto dworowanie sobie z wydarzeń drugiej wojny światowej: „Były polskie obozy śmierci i żadne prawo nie jest w stanie tej prawdy kiedykolwiek zmienić”.

Takim żarcikiem popisał się na Twitterze szanowny pan Yair Lapid, członek Knesetu, szef partii Yesh Atid (Jest Przyszłość), który jako swoją generalną legitymację przedstawia to, że jest synem kogoś, kto cudem przeżył Holocaust. No cóż, dobry żart szekla wart. Czy mnie zatem, jako synowi powstańca warszawskiego, człowieka, który podczas wojny uratował przed straceniem przez Niemców małżeństwo Raichmanów – wypada polemizować z autorem takiej tezy? Czy miałbym mu cytować wzruszające słowa, jakie w imieniu Minii Raichman, przekazała mi w Nowym Jorku jej córka Gina, która powiedziała, że jej rodzina ma być po wsze czasy wdzięczna rodzinie Petruczenków? Jakiż byłby sens takich porównań?

Yair Lapid sformułował tezę, którą prawdopodobnie należy przyjąć nie wprost, ale z przymrużeniem oka. Po cóż bowiem ten zacny dżentelmen miałby przypominać tak oczywistą prawdę, że to Niemcy zorganizowali w okupowanej Polski obozy koncentracyjne i zamordowali w nich liczone w milionach grupy obywateli różnych krajów. Izraelski parlamentarzysta wolał więc użyć sformułowania Polish Death Camps, wiedząc, że inteligentni odbiorcy Twittera i tak dostrzegą na pozór niewidzialny cudzysłów, nakazujący przyjąć te słowa za znakomicie zawoalowaną kpinę z Niemców i tylko brakowało, by włożył im w usta odpowiedź na pytanie, czy mają coś przeciwko Żydom, a oni mieliby odrzec: tak, cyklon B...

Zręcznie bawiąc się słowem w mediach społecznościowych, pan Lapid nie wraca do takich oczywistości jak to, że w niemieckich obozach koncentracyjnych na terenie podbitego przez Hitlera naszego kraju uśmiercono przede wszystkim przedstawicieli dwu narodowości: żydowskiej i polskiej. I że dokonujący masowych morderstw za drutami elegancko umundurowani chłopcy to byli pretorianie Hitlera, którzy zorganizowali i prowadzili obozy śmierci w Auschwitz-Birkenau (czyli Oświęcimiu-Brzezince), Bełżcu, Treblince, Sobiborze...

W hotelu, w którym mieszkam, portier wyjaśnia mi to z rozczulającym uśmiechem: - Pan się dziwi? Przecież Niemcy do dzisiaj płacą nam za Holocaust. Ale Polacy, jak słyszę, też nie mają czystego sumienia, bo podczas wojny włączali się do mordowania Żydów, a teraz ta ustawa w waszym parlamencie to chyba jakieś nieporozumienie? - pyta mnie na koniec ów młody człowiek, zaznaczając, że urodził się długo po wojnie i na podstawie własnych doświadczeń nic powiedzieć nie może.

Skoro on, przeciętny Żyd, zapytał mnie - pierwszego lepszego Polaka - co sądzę nie tylko o najnowszej ustawie, lecz także o relacjach między naszymi narodami - chcąc nie chcąc, musiałem mu zrobić wykład, po którym z lekka osłupiał. Jego pokolenie dowiedziało się otóż, że Żydzi do dzisiaj żyją sobie spokojnie w najróżniejszych krajach, tylko nie w Polsce, która im dało zdrowo popalić. Najpierw więc poinformowałem mojego rozmówcę, że właśnie w Polska w największym stopniu dawała schronienie Żydom przez stulecia, że na szczeblu naukowym, literackim i artystycznym nastąpiła niezwykle korzystna dla Polaków asymilacja żydowskich wygnańców, że podczas drugiej wojny światowej to nie nasze instancje państwowe pomagały Niemcom w mordowaniu Żydów, a czyniło to wiele innych państw Europy, od Francji poczynając, i że to wysłannik Armii Krajowej Jan Karski pierwszy zaalarmował prezydenta USA i diasporę żydowską w Ameryce o czynionym przez Niemców Holokauście. No ale czy młody obywatel Izraela miał szanse czegoś się dowiedzieć o Karskim i o tym, jak prezydent Franklin Delano Roosevelt i wspomniana diaspora pozostawili zagazowywanych w Auschwitz nieszczęśników na łasce losu?

Udzielając tych wyjaśnień, miałem jednak świadomość, że przechodząca właśnie przez nasz parlament nowa ustawa (która ma odnieść się również do zbrodni ukraińskich) nie różnicuje pojęć „naród polski” i„państwa polskiego obywatel”. Bo trudno ukryć, że choćby w Warszawie, gdzie już w 1918 aż 42 procent ludności stanowili Żydzi, istniał antysemityzm, bardzo nasilający się w latach trzydziestych; że podczas drugiej wojny światowej wielu Polaków wydawało Żydów w ręce oprawców niemieckich albo ich mordowało własnymi rękami, żeby przejąć majątek „tych parchów”. No i że w 1968 pokaźny odłam inteligencji polskiej pochodzenia żydowskiego został z naszego kraju zwyczajnie wyproszony, a ostatnio Polska skompromitowała się na forum międzynarodowym tolerowaniem rasizmu w ogóle, a antysemityzmu w szczególności.

Rachunki krzywd można sobie wystawiać w nieskończoność, wypominając choćby polskim Żydom ich haniebny udział w stalinowskim reżimie, prześladującym i mordującym Polaków. Jak na ironię jednak, w odniesieniu do obu nacji pasuje tak chętnie przywoływane dziś celne powiedzenie Józefa Piłsudskiego: naród wspaniały, tylko ludzie kurwy...

Wróć