Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak Wieńczysław Gliński rozpraszał smutki

16-05-2018 21:18 | Autor: Mirosław Miroński
Katarzyna Wasilewska opowiada o ojcu.

MIROSŁAW MIROŃSKI:Pani Katarzyno, postać pani ojca towarzyszyła mi odkąd pamiętam…

KATARZYNA WASILEWSKA: A on towarzyszył głównie kobietom...Jako amant filmowy, w pewnym okresie „number one” cieszył się u nich dużym powodzeniem – mówi z uśmiechem autorka.

Z pewnością, proszę jednak powiedzieć – jak to jest być córką znanego i popularnego, a jednocześnie oddanego aktorstwu ojca?

Ojciec rzeczywiście był osobą niezwykle znaną i popularną. Nasze życie rodzinne toczyło się wokół niego. Miał znanych przyjaciół, którzy bywali u nas w domu. Miałam możliwość zetknięcia się z ciekawymi ludźmi. Byli wśród nich wybitni aktorzy, reżyserzy, m. in. Stanisław Różewicz. Stałymi gośćmi byli Czesław Janczarski, mój przyszywany wujek, ten od Misia Uszatka, Marian Załucki – poeta, satyryk i pisarz . Poznałam Mieczysławę Ćwiklińską, Elżbietę Barszczewską, Władysława Hańczę, pana Wiesia Michnikowskiego – by wymienić tylko nieżyjących, a także wielu innych sławnych ludzi, jak generał Stanisław Skalski czy generał Stanisław Tatar.

Tata grający amantów musiał przyciągać zainteresowanie kobiet. Jaka była reakcja pani mamy?

Muszę powiedzieć, że mama nigdy nie była zazdrosna. Przeciwnie, to tata bywał zazdrosny, bo mama była piękną kobietą, osobą interesującą i bardzo wrażliwą, za którą mężczyźni często się oglądali. Zdarzało się, że dostawała bukiety kwiatów od wielbicieli, na których zrobiła wrażenie. Tata odnosił się do tego z umiarkowanym dystansem. Choć miał dystans do wszystkiego, to w tej kwestii było inaczej. Ale w ogóle nie był zazdrosny, na przykład o czyjeś sukcesy, absolutnie. To on w rodzinie był „słońcem” ,wokół którego wszystko się kręciło.

Jak pani to przyjmowała?

Byłam jedynym dzieckiem, więc trudno było mi pozostawać w cieniu. Oboje rodzice starali się jednak, żebym nie była rozpieszczoną jedynaczką. Stosowali różne metody wychowawcze. Na pozór był luz i swoboda była ogromna. Mogłam robić co chciałam. Przynajmniej, tak mi się wydawało, ale to była taka długa „smycz”. Rodzice mieli do mnie zaufanie. Gdy miałam 12 lat, wysłali mnie samą na drugi koniec Polski, w góry. Jechałam najpierw pociągiem, a potem musiałam znaleźć PKS i dotrzeć na miejsce przeznaczenia na Orawie. Starałam się nie zawieść zaufania do mnie, a to były czasy, kiedy dzieci liczyły się ze zdaniem rodziców.

Jakim ojcem był tata?

Odniosę się do przykładów. Zawsze chciałam mieć dżinsy. Dostałam je w końcu jako ostatnia w klasie. Kiedy pytałam, dlaczego nie mogłam mieć ich wcześniej, tata odpowiadał, że to dlatego, żeby mi się w głowie nie przewróciło. Prawdę mówiąc, sprawy codzienne go nie obchodziły. Raz zapytał mnie: „Dziecko, a w której ty właściwie jesteś klasie?…”. Bardziej interesowało go, czy dostrzegam piękno, czy mam wrażliwość na świat i co czytam. Ogromną wagę przywiązywał do lektur, sam zawsze podsuwał mi wartościowe książki.

Czy w dzieciństwie miała pani świadomość, czym zajmuje się pani tata, że jest aktorem?

W rodzinie tak się jakoś ułożyło, że nie tylko tata był aktorem, ale również babcia – Rosjanka oraz dziadek. Grał on sporo m. in. na deskach Teatru Polskiego, ale i w filmach. Takim chętnie do tej pory pokazywanym filmem jest „Nie lubię poniedziałku”, w którym dziadek grał muzyka grającego na trąbie. Było całkiem naturalne, że myślałam o aktorstwie. Spotkałam się jednak z oporem ze strony taty. Oboje z mamą uważali, że jest to zawód zależny od tego, kto obsadzi aktora, albo też nie obsadzi.

Często dzieci znanych artystów podążają drogą rodziców. Starają się robić kariery korzystając z ich dorobku.

Oczywiście. Nie zmieniają nazwiska, żeby ich kojarzono z rodzicami. Ja nie chciałam z tego korzystać. Rodzice użyli wobec mnie fortelu. Mianowicie, otrzymałam możliwość studiowania za granicą. Tata po zagranicznym tournée ofiarował cały dochód w dolarach na mój pobyt i naukę. Wtedy nie było to tak proste, jak dzisiaj. Trafiłam na paryską Akademię Sztuk Pięknych i Sorbonę, gdzie studiowałam m. in. rzeźbę i archeologię, a po powrocie- historię sztuki. Poznałam trochę inny świat.

Nie brakowało pani wizji zostania aktorką?

Spojrzałam na wiele spraw z innej perspektywy. Wróciłam wyleczona z chęci bycia aktorką. Zresztą, zaczęłam pisać. Najpierw słuchowiska, potem felietony kulturalne. To też jest praca twórcza. Po upadku komunizmu wróciłam do Polskiego Radia. Mogłam relacjonować wydarzenia historyczne. Towarzyszyć w podróżach Wałęsie, jako prezydentowi, premier Suchockiej. Jako dziennikarka, a także tłumaczka dziennikarzy watykańskich miałam przyjemność towarzyszyć w rozlicznych pielgrzymkach naszemu papieżowi Janowi Pawłowi II, ale o tym może, jak Pan Bóg da, opowiem w kolejnej książce.

Domyślam się, że w rodzinnym domu towarzyszyła pani artystyczna atmosfera.

Co ciekawe, tata lubił podróżować. Zaraził mnie pasją podróżowania. Rodzice uwielbiali Włochy. Tata mawiał, że tam nawet brud jest piękny. Uczył mnie wrażliwości na piękno. Byłam nim otoczona. Nie tylko pięknymi rzeczami, przedmiotami. Także pięknym językiem polskim, pięknymi ludźmi. Tata potrafił mówić z pamięci tysiące tekstów, do końca życia. Mówił językiem wielkich poetów, prozaików. Wplatał ich teksty do rozmów. Używał łaciny, francuskiego, jakby na przekór otaczającej go rzeczywistości. Często żartował, rozbawiał towarzystwo. Miał na to swoje określenie – „rozpraszanie smutków”. I traktował to poważnie, bo wierzył w leczniczą siłę śmiechu.

Pani tata miał przecież doświadczenie kabaretowe…

Zawsze zachowywał wielkie poczucie humoru. Czasem przysparzało mu to kłopotów. Kpił sobie z powagi ówczesnych władz. Zdarzyło mu się spóźnić do radia na nagranie. Jako przyczynę podał – „zaspałem”. Po chwili konsternacji i oburzenia, jakie wywołał tym wyznaniem, wyjaśnił: „Śnił mi się towarzysz Stalin”. I dodał , że oczywiście, nie mógł przerwać tak pięknego snu. Podobne anegdoty były jego sposobem na przetrwanie w tym trudnym okresie.

Czy spotykały go jakieś przykrości ze strony ówczesnych władz?

Po spotkaniu z prymasem Stefanem Wyszyńskim, na którym była też Barbara Kraftówna i Anna German, trafił na długi czas na czarną listę. Wyciągnięto również konsekwencje w stosunku do Anny German. Tata nie mógł grać w telewizji przez siedem czy osiem miesięcy. To była dotkliwa „kara”, bo wiązało się to ze stratą zarobków, a przy tym telewizja zapewniała największą publiczność.

Na szczęście czasy się zmieniły. Pani książka o ojcu przypomina, że są rzeczy trwalsze i ważniejsze niż sprawy materialne. Dzięki niej obraz Wieńczysława Glińskiego – aktora, amanta, taty przetrwa w świadomości nas wszystkich. Dziękuję za ciekawą rozmowę.

Wróć