Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak trzymałem telewizję w ręku

28-08-2019 20:47 | Autor: Maciej Petruczenko
Osiemdziesiąta rocznica pierwszej emisji telewizyjnej w Polsce, świętowana 26 sierpnia, przypomniała mi o pierwocinach nadawania od 1952 roku regularnego programu tv w naszym kraju i o stopniowym nasycaniu rynku odbiornikami, co początkowo następowało bardzo powoli.

W tamtym czasie sama możliwość posiadania „kina w domu” wydawała się tak fascynująca, że nikt nie myślał prekursorze telewizyjno-filmowej ery, skromnym nauczycielu wiejskim, urodzonym w Rudnikach (dzisiejsza Ukraina), a wychowanym w Krośnie – Janie Szczepaniku (1872-1926), którego nazwano „polskim Edisonem”, chociaż na dobrą sprawę Edison mógł mu co najwyżej buty czyścić, jeśli chodzi o skalę wynalazczości. Całkiem niedawno opublikowaliśmy w „Passie” artykuł dotyczący pomysłowości tego wybitnego Polaka, który chcąc kontynuować naukę szkolną ruszył z Krosna do Krakowa piechotą.

Bodaj pierwszym wynalazkiem, jakiego dokonał Szczepanik, było fotoelektryczne udoskonalenie maszyny tkackiej, które znakomicie ułatwiło i przyspieszyło tkanie gobelinów. Za najbardziej zaawansowane dzieło tego geniusza technologii uważa się wszakże skonstruowanie telektroskopu, urządzenia umożliwiającego przesyłanie ruchomego obrazu wraz z dźwiękiem na odległość. Był to faktyczny wstęp do dzisiejszej telewizji. Szczepanik wynalazł też kamerę filmową, barwoczuły papier fotograficzny, stał się ojcem chrzestnym fotografii kolorowej i dzięki jego pomysłom przez dziesiątki lat zarabiały fortunę amerykański Kodak i niemiecka Agfa. Już w 1918 polski Edison wyprodukował pierwszy w historii kolorowy film (z operacji jamy brzusznej), wyprzedzając w tej dziedzinie amerykański Technicolor. Pracował nad konstrukcją samolotu z ruchomymi skrzydłami, śmigłowca i sterowca, a nawet łodzi podwodnej i to on w zasadzie wymyślił „telegraf bez drutu”. W sumie opatentował w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii ponad 50 wynalazków.

Jak na ironię, najwięcej rozgłosu przyniosło mu skonstruowanie kamizelki kuloodpornej, która uchroniła od śmierci w zamachu hiszpańskiego króla Alfonsa XIII. Teraz media łaskawie przypominają, że o talencie Szczepanika dwukrotnie pisał The New York Times i że po spotkaniu w Wiedniu polskim geniuszem zachwycił się amerykański pisarz Mark Twain, zainspirowany pomysłami prowincjusza z ówczesnej Galicji, wąsacza w dziewiętnastowiecznym stylu, ojca pięciorga dzieci w małżeństwie z Wandą Dzikowską, któremu przyszło zakończyć żywot w 1926 roku po przegranej walce z rakiem wątroby.

Polskie szkolnictwo, będące od zawsze systemem nauczania do dupy, wciąż zmusza uczniów do zapamiętywania najprzeróżniejszych głupot, głównie utrwalając wiedzę o tych Polakach i Polakach, którzy przegrali ważne bitwy dali się zabić lub zachowali dziewictwo. O faktycznym samouku Szczepaniku państwo nauczycielstwo w ogóle nie uczą, czego dowód dał mój wnuk, który już zbliża się do końca edukacji szkolnej, a o Szczepaniku nigdy w życiu nawet nie słyszał, bo i tak ze swej kariery uczniowskiej najbardziej zapamięta likwidację gimnazjów pod dyrekcją pani minister Zalewskiej.

A wracając do 80-lecia telewizji w polskim wydaniu, nie ukrywam, że duży sentyment wiąże mnie z gmachem przedwojennego Prudentialu, na którym zainstalowano 16-metrową antenę, umożliwiającą pierwszy w naszym kraju przekaz ruchomego obrazu na odległość (raptem do trzech innych punktów w stolicy). W rejonie tego budynku ostre walki w Powstaniu Warszawskim toczył mój ojciec (pseudo Rebus) i jego druhowie z AK. Nic dziwnego, że po wojnie właśnie tam najchętniej chodził na obiady, jakie mu serwowano w tym samym słynnym budynku, będącym już hotelem Warszawa, nomen omen przy placu Powstańców Warszawy. Czasem ojcu nie starczało do rachunku. Trzeba było dowozić brakującą kasę i dobrze, że o tym nie informowała całego kraju Telewizji Polska, mająca tuż obok swoją kwaterę główną, z której do dzisiaj nadaje wiadomości TVP Info.

Gdy 7 stycznia 1958 ojciec przywiózł nagle do domu nasz pierwszy telewizor, najbardziej wtedy luksusowej marki Orion (produkcja węgierska) z rekordowo dużym na owe czasy, bo aż 17-calowem ekranem, życie całej rodziny zmieniło się diametralnie. Bo nie tylko zyskaliśmy „radio z lufcikiem”, jak mawiał warszawski satyryk Wiech, ale najprawdziwsze okno na świat. Największą atrakcją były wiadomości ze świata. I wtedy właśnie dowiedzieliśmy się z reżimowej telewizji, że Karol Wojtyła, przyszły papież, został najmłodszym biskupem, co władze PRL chciały przedstawić społeczeństwu jako poniekąd swój własny sukces, przeczący wieściom o prześladowaniu Kościoła.

Do końca 1985 roku liczba odbiorników telewizyjnych urosła w Polsce do 85 tysięcy, a program był nadawany, jeśli dobrze pamiętam, dwa razy w tygodniu od godz. 17.00. Posiadanie telewizora sprawiło, że w wielu momentach miewaliśmy inwazję sąsiadów, pragnących obejrzeć u nas coś atrakcyjnego. Nigdy nie zapomnę, jak tłumek takich nieproszonych gości dyszał mi latem 1960 przez dwa tygodnie nad głową, gdyśmy z zapartym tchem oglądali będącą u nas całkowitą nowością transmisję z Igrzysk Olimpijskich w Rzymie. Wahania napięcia w lokalnej sieci elektrycznej sprawiały, że obraz na Orionie leciał w dół niczym winda i tylko ja go umiałem zatrzymać, prostą metodą mechaniczną. Na końcu kija od szczotki do zamiatania przybiłem otóż gwoździkiem spinacz stosowany do mocowania suszącej się bielizny, tym spinaczem chwytałem gałkę synchronizacji pionowej, by – na przekór niewydolnej elektryczności – trzymać ręcznie obraz, który dzięki temu nie skakał. Metoda była absolutnie niezawodna i nawet mistrz Szczepanik nie wymyśliłby nic lepszego. Tyle że po każdej transmisji ręka bolała mnie jak cholera. Ale do dziś, gdy mówi się, że ktoś trzyma telewizję w ręku, to wiem, że to ja byłem niejako prekursorem, choć może w nieco innym znaczeniu, bo przecież trudno mnie nazywać pre-Kurskim.

Wróć