Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak się uda, będzie wóda!

03-08-2016 23:13 | Autor: Rafał Kos
Dwa dni przed odlotem na Igrzyska Olimpijskie do Rio de Janeiro mieszkający w Warszawie mistrz świata w rzucie dyskiem Piotr Małachowski powiedział, że bardziej niż przeciwników obawia się stresu.

Serdeczny druh dwukrotnego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą, ursynowianina Tomasza Majewskiego, rozmawiał z dziennikarzami na zorganizowanej na Stadionie Narodowym konferencji prasowej, zapowiadającej LOTTO Warszawski Memoriał Kamili Skolimowskiej (mistrzyni olimpijskiej w rzucie młotem w 2000 roku w Sydney). Zawody te odbędą się krótko po igrzyskach – 28 sierpnia, a wystartuje w nich elita polskich lekkoatletów oraz ich najwięksi olimpijscy rywale.  Będzie to jednocześnie uroczystość powitania wracających z Rio naszych olimpijczyków.

Małachowski, rekordzista Polski (71,84 m!), jest zawodowym wojskowym i zawodnikiem Śląska Wrocław. Chociaż od wielu lat mieszka w Warszawie, prosi, żeby wciąż kojarzyć go z mazowiecką miejscowością Bieżuń, gdzie kiedyś grał na trąbce w orkiestrze strażackiej.

Ma już na koncie tytuły mistrza świata i Europy, ale tytułu mistrza olimpijskiego jeszcze się nie dorobił (w 2008 w Pekinie zdobył srebro).

– W Rio najgroźniejszym dla mnie przeciwnikiem będzie stres, z którym muszę sobie jakoś poradzić. Czuję się trochę nieswojo, ponieważ po raz pierwszy od wielu lat mam taki sezon, że jestem zdrów jak ryba i nic mnie nie boli. Powrócił na arenę mój stary rywal Niemiec Robert Harting, który miał roczną przerwę z powodu ciężkiej kontuzji kolana i nie sądzę, żeby w Rio był zdolny do dalekich rzutów. Mam 33 lata, więc dla mnie to ostatnie igrzyska, bo za cztery lata będę już dziadkiem. Dlatego liczę, że tym razem uda mi się zdobyć złoty medal. Po takim sukcesie trzeba będzie godnie się napić, więc mój plan formułuję krótko, po męsku: jak się uda, będzie wóda – podsumował ze śmiechem uwielbiany w środowisku lekkoatletycznym „Machałek”.

Wróć