Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak nam reprywatyzację zamrożono...

10-07-2019 22:40 | Autor: Maciej Petruczenko
Rozmawiamy z posłem na Sejm Marcinem Kierwińskim (PO).

PASSA: Jaki był początek pańskiej błyskotliwej kariery politycznej? Od jakiego szczebla zaczynał pan działalność pro publico bono i jak ona przebiegała?

MARCIN KIERWIŃSKI: W dzisiejszej polityce są znacznie bardziej błyskotliwe kariery od mojej (śmiech). Mogę jednak uczciwie przyznać, że ciężko pracowałem, aby moja kariera polityczna intensywnie się rozwijała. Zaczynałem jako radny m. st. Warszawy, później byłem wicemarszałkiem województwa, radnym sejmiku i ponownie wicemarszałkiem województwa. Dużo pracy, ale nabyłem przy tym doświadczenia, które potem wykorzystywałem, gdy zostałem posłem. Następnie miałem przyjemność i zaszczyt pracować w rządzie pani premier Ewy Kopacz. Mogę więc powiedzieć, że zaczynałem od spraw najbliższych mieszkańcom. Uważam, że to jest właściwy kierunek, ponieważ pracując w samorządzie, można rozwinąć w sobie empatię oraz umiejętność słuchania mieszkańców. To w polityce – bez względu na to, o jakim szczeblu mówimy – jest najważniejsze. Politykę traktuję jako służbę.

Kto jest dla pana politycznym wzorem? Mamy na myśli nie tylko polską scenę polityczną, ale również światową.

Sięgnę po przykład jednego z gigantów XX wieku, czyli Winstona Churchilla. Miał on cechy, które są w  polityce szalenie istotne: odwagę, determinację, pewność siebie, bezkompromisowość oraz zdolność do pójścia pod prąd. Gdy widział cel, to działał nawet wbrew własnej partii politycznej, wbrew własnemu środowisku politycznemu, robiąc to ze świadomością, że ma rację.

Jakie pan ma bądź miał związki z południowymi dzielnicami Warszawy, gdzie znajduje się pański okręg wyborczy?

Z Warszawą związany jestem od urodzenia. Jak wcześniej wspomniałem, byłem w stolicy radnym oraz radnym sejmiku z okręgu obejmującego Mokotów, Ursynów, Wilanów i Śródmieście. W poprzedniej kadencji startowałem do Sejmu RP również z Warszawy. Jeśli chodzi o południe stolicy, to tutaj koncentrowało się wiele moich życiowych aktywności. Wprawdzie urodziłem się na Karowej, czyli w Śródmieściu, ale z rodzicami mieszkałem na Wilanowie, później, w 1979 r., przeprowadziliśmy się na Ursynów, gdzie mieszkałem przez cały okres dzieciństwa i dojrzewania – z krótkim epizodem mieszkania na Mokotowie, choć to też południe Warszawy (śmiech). Teraz z żoną i dziećmi powróciłem na Wilanów. Mogę więc powiedzieć, że południowe dzielnice Warszawy znam najlepiej. Kocham jednak całą Warszawę, to moje miasto.

W czym Marcin Kierwiński jest lepszy od rywali ubiegających się o poselski mandat w tym okręgu?

Nie chcę porównywać się do konkurentów. Uważam, że w polityce nie jest ważne stałe porównywanie się do innych, a skuteczność w działaniu. Za moje mocne strony uważam: znajomość spraw samorządowych, o czym już mówiłem, doskonałą znajomość problemów m. st. Warszawy, z czego wielokrotnie korzystałem, a także determinację i pracowitość w działaniu.

Czy w Platformie Obywatelskiej istnieje koncepcja skutecznego dotarcia do młodych wyborców i zachęcenia ich, żeby poszli głosować, mając nadzieję, że właśnie program Platformy będzie odpowiedzią na potrzeby pokolenia wchodzącego w życie zawodowe?

Oczywiście. Z młodymi ludźmi trzeba rozmawiać, ale zupełnie inaczej, ponieważ oni mają inne potrzeby oraz oczekiwania. Dzisiaj młodzi ludzie nie interesują się bieżącą sytuacją społeczno-polityczną. Tak jakby nie wierzyli, że także od ich głosu zależy kształt otaczającego nas świata. Przede wszystkim trzeba z młodymi poruszać tematy, które ich bezpośrednio dotyczą albo szczególnie interesują. Chodzi m. in. o kwestie mieszkaniowe, kwestie dotyczące korzyści wynikających z  otwartych granic, pracy oraz o kwestie ochrony środowiska oraz wsparcie dla młodych matek.

Dziś od PiS-u słyszymy, że jest program ciąża+, dzięki któremu kobiety w ciąży dostaną bezpłatne leki. To jest dokładnie to, co Platforma Obywatelska mówiła przed wyborami do Europarlamentu. Cieszę się, że Jarosław Kaczyński skopiował ten pomysł z naszego programu, bo to oznacza że poza rozdawnictwem pieniędzy, PiS nie ma nic do zaproponowania. Pozostaje zatem pytanie o  wiarygodność PiS, bo przecież to ten rząd doprowadził do sytuacji, że w tylu miejscach w Polsce nie ma standardów okołoporodowych. W XXI wieku kobiety rodzą w bólu, ponieważ nie ma dostępu do znieczulenia, to wina polityków PiS i ich chorych obsesji. Brak słów!

Czy za sprawą PO da się wreszcie uchwalić „dużą” ustawę reprywatyzacyjną?

Platforma Obywatelska złożyła w tej kadencji projekt dużej ustawy reprywatyzacyjnej, rozwiązującej wszelkie problemy związane z tym ważnym społecznym problemem, który dotyczy także rozwoju miasta. Niestety, projekt po negatywnym zaopiniowaniu przez komisję, w  której większość miał PiS, trafił do „zamrażarki” marszałka Kuchcińskiego. Nie sądzę, aby w tej kadencji udało się tę sprawę jeszcze załatwić. Żałuje, że Platforma Obywatelska nie rozwiązała całkowicie tych problemów, gdy rządziła. No cóż, jeśli są sprawy, które dotyczą tylko Warszawy i jest ryzyko, że mogą generować ogromne koszty, często nie znajdują poparcia wśród posłów z innych regionów Polski. Dziś należy potraktować tę kwestię jako nauczkę, szczególnie w  kontekście afery reprywatyzacyjnej, która została wykorzystana przez PiS w cyniczny sposób, a może nawet w sposób zaplanowany. Gdy Platforma Obywatelska będzie rządzić, to ustawa reprywatyzacyjna, pomimo sprzeciwu PiS, zostanie na pewno przyjęta.

Czy jest możliwe odwrócenie rozwiązań wprowadzonych przez PiS w wymiarze sprawiedliwości równie szybkie, jak było ich wprowadzenie?

Platforma Obywatelska mówiła wyraźnie, że jedną z pierwszych ustaw, która zostanie uchwalona po wygranych wyborach, będzie ustawa przywracająca poprzednie rozwiązania, jeśli chodzi o jakość prawa i jego przestrzeganie, a szczególnie przestrzeganie zapisów Konstytucji. Czy jest to możliwe? Będzie to szalenie trudne, ale wierzę, że jest to możliwe! Znakomita większość społeczeństwa, w tym także sędziowie i  sędziowie Sądu Najwyższego, mimo ogromnej nagonki TVPiS, brudnej kampanii Polskiej Fundacji Narodowej i niezgodnego z prawem szkalowania, zachowali się w sposób przyzwoity. Na  pewno łatwiej jest odwracać złe reformy PiS, gdy wiemy, że znakomita większość sędziów i ludzi pracujących w wymiarze sprawiedliwości, to ludzie uczciwi.

Czy PO widzi sens tak znacznego obciążenia budżetu państwa zakupami zbrojeniowymi, jak to czyni obecnie PiS, w sytuacji, gdy brakuje środków na pensje dla nauczycieli, na służbę zdrowia, na rozwój nauki?

Platforma Obywatelska zaproponowała przemyślany, wieloletni program modernizacji sił zbrojnych, program ambitny, ale realny, rozkładający koszty na wiele lat. Program ten został jednak całkowicie zaniechany. Dzisiaj, po czterech latach rządów PiS, w armii panuje zastój i marazm. Polski potencjał obronny został… zdegradowany. PiS kupuje często na oślep, bez rozeznania, nie wiedząc, co jest żołnierzom naprawdę potrzebne. W Stanach Zjednoczonych kupowany jest bardzo drogi sprzęt, który nie jest dostępny teraz. Będzie dostarczony dopiero za kilka lat. Nie wiemy też, czy będzie sprzętem najwyższego priorytetu, jeśli chodzi o kolejność potrzeb. Tezę tę potwierdza brak śmigłowców dla polskiej armii. Miały one latać na polskim niebie już w roku 2016 i… nadal nie latają! Można tutaj przytoczyć wiele kolejnych kłamstw Macierewicza…

Polski nie stać na nierozsądne i nieprzemyślane zakupy. Tymczasem takie właśnie decyzje zakupowe podejmuje PiS. Jestem przekonany, że inwestycje w przemysł obronny mogą być doskonałą formą pobudzania polskiego biznesu, gdy pieniądze wracają do polskiego budżetu, do polskiej gospodarki. Należy jednak dbać o to, aby więcej sprzętu wojskowego produkowana była w Polsce. I taki kierunek obrał rząd Platformy Obywatelskiej. PiS, mimo że deklarował jeszcze większe zaangażowanie polskiego przemysłu obronnego, doprowadził do tego, że znakomita większość drogich zakupów realizowana jest za granicą, bez tzw. offsetu, czyli bez transferu technologii. To działanie na szkodę polskiego przemysłu obronnego. Można powiedzieć, że symbolem przemysłu obronnego za czasów PiS będzie Bartłomiej Misiewicz i jego  „dziwne sprawy”, z powodu których spędził pół roku w areszcie.

Co do pensji nauczycieli, pieniędzy na służbę zdrowia i na rozwój nauki – to pieniędzy szukałbym w pisowskim Bizancjum, do którego zaliczam także mało przejrzyste interesy ojca Rydzyka. Przede wszystkim należy ukrócić życie ponad stan, te nagrody, odprawy oraz zawiesić realizację kosztochłonnych projektów infrastrukturalnych. Cały czas słyszymy np. o Centralnym Porcie Komunikacyjnym, który wcale nie jest Polsce potrzebny, a który będą spłacać nasze dzieci i kolejne pokolenia Polek i Polaków.

Nawet Stany Zjednoczone i Unia Europejska próbują dogadać się z Rosją, czy Polska powinna zatem nadal iść z Rosjanami na ostre, nie bacząc na to, że rynek rosyjski jest dla nas tak ważny?

Polityka zagraniczna to nie jest nieustanna kłótnia i i stałe pokazywanie swojej niechęci oraz patrzenie na drugą stronę przez pryzmat swoich fobii. Uważam, że z Rosjanami należy prowadzić twardą politykę, zwłaszcza teraz, gdy obudziły się u nich neoimperialne zapędy. Przede wszystkim jednak musimy dziś myśleć o naszych narodowych interesach. A nasz interes to przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa Polakom. Dlatego musimy przekonywać inne kraje europejskie do utrzymania sankcji wobec Rosji. Dziwi mnie natomiast zaangażowanie PiS-u, celowe czy może wynikające z nieudolności lub niechlujności, które doprowadziło do  tego, że Rosja wróciła do dyplomatycznego stołu jako członek Rady Europy. A polski minister spraw zagranicznych Jacek  Czaputowicz spotkał się z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem, co było pierwszym od 5 lat spotkaniem szefów MSZ Polski i Rosji. Dzisiaj nie słychać domagania się zwrotu wraku samolotu, a miliony ton rosyjskiego węgla wjeżdżają nieustannie do Polski…

Czy w ramach statutu m. st. Warszawy nie powinna nastąpić większa decentralizacja władzy poprzez nadanie szerszych uprawnień dzielnicom? To gwarantuje zapis w Europejskiej Karcie Samorządu Terytorialnego.

Od kiedy aktywnie śledzę kwestie samorządu warszawskiego, jestem zwolennikiem jego decentralizacji. Wiele w tym zakresie zostało już zrobione. Rada Miasta, wtedy gdy byłem radnym i szefem klubu PO, przyjęła statut oraz uchwałę kompetencyjną. Na tej podstawie wiele kompetencji zostało już przekazanych dzielnicom. Nie ma już takich kuriozalnych sytuacji jak ta, gdy prezydent Warszawy podpisuje urlop np. wiceburmistrzowi dzielnicy. A tak było za czasów Lecha Kaczyńskiego. Wiele zostało zrobione, ale czas pójść dalej. Reformy, o których myślę, wymagają jednak zmian na poziomie ustawy o samorządzie, a nie tylko na poziomie statutu miasta Warszawy. Uważam również, że rady dzielnic powinny mieć większą swobodę i zdolność nie tylko opiniowania własnego budżetu, ale także przesuwania pieniędzy w  obrębie budżetu przyznanego przez Radę Miasta. Wtedy będziemy mogli wreszcie powiedzieć, że władza w Warszawie leży blisko mieszkańców. A przecież o to chodzi, żeby każda warszawianka, czy warszawiak mieli poczucie, że mają realny wpływ na swoją okolicę .

Jak w perspektywie najbliższych lat ułożyć stosunki Państwo – Kościół, skoro wielu biskupów stało się faktycznie samodzielnymi politykami, którzy faktycznie nie zgadzają się z wytycznymi papieża Franciszka?

Od wielu lat jestem zwolennikiem przyjaznego rozdziału Kościoła od państwa. Ze szczególnym naciskiem na „przyjazny rozdział”. Taki rozdział jest bowiem rzeczą absolutnie naturalną w  XXI wieku. Musi jednak zostać przeprowadzony właśnie w sposób przyjazny, tzn. państwo musi współpracować z Kościołem, a Kościół z państwem. Rzeczywiście, w dzisiejszych czasach widzimy, jak wielu biskupów i  członków Episkopatu niepotrzebnie angażuje się w politykę. Zwykle wybierają jedną stronę sporu politycznego, co jest ze szkodą dla wiernych, którzy w Kościele szukają Boga, a nie polityki. Takie działania tylko szkodzą i przekładają się na spadek zaufania do Kościoła oraz wpływają niekorzystnie na państwo. Uważam, że konieczny jest otwarty dialog z  przedstawicielami Kościoła i jasne określenie tego, co należy do tronu, a co do ołtarza. Zdecydowanie sprzeciwiam się zaangażowaniu państwa w milionowe niejasne interesy, np. ojca Tadeusza Rydzyka. To musi się skończyć.

Wróć