Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak Julian Ursyn Niemcewicz gospodarował na Ursynowie

23-06-2021 20:49 | Autor: Katarzyna Nowińska
Wielki polski pisarz przełomu XVIII i XIX wieku, większości Polaków znany przede wszystkim jako autor komedii politycznej „Powrót posła”, historyk, publicysta, tłumacz, poseł na Sejm Czteroletni, członek Komisji Edukacji Narodowej, adiunkt księcia Czartoryskiego, prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk – Julian Ursyn Niemcewicz, w dniu 23 października 1822 roku w wieku 65 lat nabył za ówczesną równowartość 6.292 gramów złota około 17 hektarów ziemi na skraju skarpy wiślanej między Służewcem a Natolinem oraz znajdującą się na tym terenie willę Rozkosz.

Od 1784 roku posiadłość ta należała do Stanisława Kostki i Aleksandry Potockich. W 1795 roku sprzedali oni majątek Grzegorzowi Wyhowskiemu. Ten jednak okazał się wyjątkowo nieudolnym gospodarzem i doprowadził posiadłość do bardzo złego stanu, tak że dość szybko zmuszony był ją sprzedać. I tym razem posiadłość nie miała szczęścia do właściciela, bo trafiła w ręce spekulanta ziemskiego Ignacego Kochanowskiego. Nowy włodarz również zaniedbywał majątek, a jego narastające w zastraszającym tempie ogromne długi, będące konsekwencją przede wszystkim wielkiego zamiłowania do gry w karty, skłoniły go do decyzji o odsprzedaniu majątku Niemcewiczowi. W nowo nabytej posiadłości Julian Ursyn Niemcewicz zamieszkiwał w okresie od maja do listopada na przestrzeni kolejnych ośmiu lat swego długiego jak na owe czasy 84-letniego życia. Przez pozostałą część roku wynajmował natomiast pokój w jednym z pałaców w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu lub gościł u zaprzyjaźnionej rodziny Potockich w Wilanowie. Pisarz początkowo nosił się z zamiarem nazwania swego nowego majątku ziemskiego Ameryką lub Waszyngtonem. „Myśl moja była na pamiątkę dziesięcioletniego pobytu mego w Ameryce nazwać tę zagrodę Ameryką lub Waszyngtonem, lecz trzeba się było i o to udać do rządu za zgłoszeniem się. Życzliwi zaklinali mię bym tego nie czynił, że nazwisko wolnego kraju wzięte będzie za bunt i sprzysiężenie” – pisał Niemcewicz w swych dziennikach. Finalnie postanowił nazwać swoją posiadłość Ursynowem. Bardzo denerwowało go, gdy niektórzy złośliwi sąsiedzi celowo przekręcali tę nazwę na Rusinów.

Gdy w okresie letnim pisarz zamieszkiwał w willi Rozkosz, z wielką pieczołowitością oddawał się doglądaniu swej posiadłości i na bieżąco prowadził „Dziennik czynności moich w Ursynowie”. Dzisiaj dziennik ten stanowi bezcenne źródło informacji, jak Niemcewicz gospodarował na tych terenach. Z zapisków dowiemy się jak to człowiek, od nazwiska którego dzielnica Ursynów wzięła swą nazwę, z zamiłowaniem oddawał się tutaj swej wielkiej pasji, a mianowicie uprawie różnych warzyw, owoców i ziół oraz hodowli zwierząt. Na początku mocno wsparli go przyjaciele i znajomi. I tak Czartoryscy ofiarowali mu różne krzewy owocowe, kilka wiśni, bzy oraz dwie krowy, pani Zamoyska dała mu również kilka krzewów, a generał Krasiński sprezentował ule z pszczołami oraz poradnik dotyczący ich hodowli. Żona Niemcewicza przysyłała mu z Ameryki różne nasiona, na przykład, melonów czy arbuzów. Gospodarz hodował w swym majątku, między innymi, cebulę białą, cebulę francuską, cebulę amerykańską, marchew francuską i amerykańską, ogórki węże, ogórki egipskie, ziemniaki, kalafiory, szpinak, sałatę lodową, buraki cukrowe, groch, rzepę, pietruszkę, brokuły, pieprz angielski, tabakę czy berberys. Ku jego wielkiej radości, uprawiane przez niego warzywa i owoce cieszyły się całkiem sporym zainteresowaniem ze strony nabywców płodów rolnych w ówczesnej Warszawie. Nie powiodło się Niemcewiczowi jedynie z brokułami, na które nie mógł w ogóle znaleźć zbytu. Najwyraźniej 200 lat temu mieszkańcy stolicy nie byli skłonni do zachwytu nad tym jakże dzisiaj popularnym warzywem.

Pisarz wykazywał też wielkie zamiłowanie do hodowli zwierząt. Sprowadził z zagranicy egzotyczne gatunki drobiu, takie jak, kaczki indyjskie, ozdobne koguty, kuropatwy, pawie, a także krowy tyrolskie. W stawie hodował karpie, karasie i okonie. Wprowadzał wiele innowacyjnych metod wytwarzania żywności, słabo jeszcze wtedy znanych na ziemiach polskich, z którymi on miał sposobność zapoznać się podczas swego 10-letniego pobytu w Stanach Zjednoczonych, na przykład, tłoczył olej z maku i leszczyny, wytwarzał ocet z nasturcji, wyciskał soki owocowe przy pomocy prasy, którą sam polecił skonstruować według własnego projektu.

Pisarz z wielkim entuzjazmem przeżywał pierwsze dożynki na Ursynowie, co szczegółowo opisał w swym dzienniku, kończąc wpis zdaniem: „Wziąłem wieniec z wdzięcznością, pierwszy w życiu moim i zawiesiłem po sieniach”. Niestety, szybko jednak okazało się, że zarówno hodowla egzotycznych zwierząt, jak i nowości spożywcze, które z takim zaangażowaniem wytwarzał, nie przynosiły żadnych zysków, a były wręcz deficytowe. Mimo to Niemcewicz nie zaprzestał tych działań, wierząc, że wkrótce warszawiacy przekonają się do nowości kulinarnych.

W jego posiadłości często bawili liczni goście. Bywali tu, między innymi, August Potocki, księżna Wirtemberska z panną Cecylią, państwo Załuscy, książę wojewoda Czartoryski, Stanisławowa Potocka z Wilanowa, państwo Morawscy, generał Izydor Krasiński, księżna Sapieżyna, księżna Radziwiłłowa, pani Łempicka, pisarka Maria Szymanowska, pani Sołtykowa czy pan Braddick z Nowego Jorku. Ursynów powoli stawał się modny. Gości przyciągały przepięknie widoki kwitnących kwiatów i krzewów, oryginalne gatunki hodowanych tu zwierząt, smakowite i nieznane jeszcze wtedy w Warszawie produkty spożywcze, wytwarzane na Ursynowie, a nade wszystko doborowe towarzystwo samego ursynowskiego włodarza.

Niemcewicz żył też w bardzo przyjaznych relacjach z większością swych sąsiadów. W lipcu 1824 roku został ojcem chrzestnym córeczki państwa Popychowskich, ekonomów ze Służewca, a w 1828 roku ojcem chrzestnym syna księcia Czartoryskiego Władysława Aleksandra oraz syna Konstantego Zamoyskiego, przyszłego ordynata.

Dla odpoczynku miał w zwyczaju siadywać w cieniu drzew lipowych, których mnóstwo rosło w jego ursynowskiej posiadłości. Podobno w chwilach takiego odpoczynku w zadumie wspominał Kochanowskiego i jego poezję. Ponoć czuł się w swym majątku naprawdę szczęśliwy i zrealizowany. Tę piękną sielankę przerwał wybuch Powstania Listopadowego w 1830 roku. Pisarz od razu zaangażował się w sprawy państwowe i porzucił zajęcia gospodarskie na Ursynowie. W 1831 roku wyjechał z kraju z misją dyplomatyczną i nigdy już nie powrócił. Zmarł 21 maja 1841 roku na emigracji w Paryżu. Ostatni wpis w dzienniku Niemcewicza, dotyczący Ursynowa, pochodzi z 24 czerwca 1831 roku i ma wręcz symboliczną wymowę w kontekście rychłej klęski Powstania Listopadowego: „Wszystko zarosło. Powietrze zimne i chłodne (…) owoców mało będzie”.

Wróć