Od 1784 roku posiadłość ta należała do Stanisława Kostki i Aleksandry Potockich. W 1795 roku sprzedali oni majątek Grzegorzowi Wyhowskiemu. Ten jednak okazał się wyjątkowo nieudolnym gospodarzem i doprowadził posiadłość do bardzo złego stanu, tak że dość szybko zmuszony był ją sprzedać. I tym razem posiadłość nie miała szczęścia do właściciela, bo trafiła w ręce spekulanta ziemskiego Ignacego Kochanowskiego. Nowy włodarz również zaniedbywał majątek, a jego narastające w zastraszającym tempie ogromne długi, będące konsekwencją przede wszystkim wielkiego zamiłowania do gry w karty, skłoniły go do decyzji o odsprzedaniu majątku Niemcewiczowi. W nowo nabytej posiadłości Julian Ursyn Niemcewicz zamieszkiwał w okresie od maja do listopada na przestrzeni kolejnych ośmiu lat swego długiego jak na owe czasy 84-letniego życia. Przez pozostałą część roku wynajmował natomiast pokój w jednym z pałaców w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu lub gościł u zaprzyjaźnionej rodziny Potockich w Wilanowie. Pisarz początkowo nosił się z zamiarem nazwania swego nowego majątku ziemskiego Ameryką lub Waszyngtonem. „Myśl moja była na pamiątkę dziesięcioletniego pobytu mego w Ameryce nazwać tę zagrodę Ameryką lub Waszyngtonem, lecz trzeba się było i o to udać do rządu za zgłoszeniem się. Życzliwi zaklinali mię bym tego nie czynił, że nazwisko wolnego kraju wzięte będzie za bunt i sprzysiężenie” – pisał Niemcewicz w swych dziennikach. Finalnie postanowił nazwać swoją posiadłość Ursynowem. Bardzo denerwowało go, gdy niektórzy złośliwi sąsiedzi celowo przekręcali tę nazwę na Rusinów.
Gdy w okresie letnim pisarz zamieszkiwał w willi Rozkosz, z wielką pieczołowitością oddawał się doglądaniu swej posiadłości i na bieżąco prowadził „Dziennik czynności moich w Ursynowie”. Dzisiaj dziennik ten stanowi bezcenne źródło informacji, jak Niemcewicz gospodarował na tych terenach. Z zapisków dowiemy się jak to człowiek, od nazwiska którego dzielnica Ursynów wzięła swą nazwę, z zamiłowaniem oddawał się tutaj swej wielkiej pasji, a mianowicie uprawie różnych warzyw, owoców i ziół oraz hodowli zwierząt. Na początku mocno wsparli go przyjaciele i znajomi. I tak Czartoryscy ofiarowali mu różne krzewy owocowe, kilka wiśni, bzy oraz dwie krowy, pani Zamoyska dała mu również kilka krzewów, a generał Krasiński sprezentował ule z pszczołami oraz poradnik dotyczący ich hodowli. Żona Niemcewicza przysyłała mu z Ameryki różne nasiona, na przykład, melonów czy arbuzów. Gospodarz hodował w swym majątku, między innymi, cebulę białą, cebulę francuską, cebulę amerykańską, marchew francuską i amerykańską, ogórki węże, ogórki egipskie, ziemniaki, kalafiory, szpinak, sałatę lodową, buraki cukrowe, groch, rzepę, pietruszkę, brokuły, pieprz angielski, tabakę czy berberys. Ku jego wielkiej radości, uprawiane przez niego warzywa i owoce cieszyły się całkiem sporym zainteresowaniem ze strony nabywców płodów rolnych w ówczesnej Warszawie. Nie powiodło się Niemcewiczowi jedynie z brokułami, na które nie mógł w ogóle znaleźć zbytu. Najwyraźniej 200 lat temu mieszkańcy stolicy nie byli skłonni do zachwytu nad tym jakże dzisiaj popularnym warzywem.
Pisarz wykazywał też wielkie zamiłowanie do hodowli zwierząt. Sprowadził z zagranicy egzotyczne gatunki drobiu, takie jak, kaczki indyjskie, ozdobne koguty, kuropatwy, pawie, a także krowy tyrolskie. W stawie hodował karpie, karasie i okonie. Wprowadzał wiele innowacyjnych metod wytwarzania żywności, słabo jeszcze wtedy znanych na ziemiach polskich, z którymi on miał sposobność zapoznać się podczas swego 10-letniego pobytu w Stanach Zjednoczonych, na przykład, tłoczył olej z maku i leszczyny, wytwarzał ocet z nasturcji, wyciskał soki owocowe przy pomocy prasy, którą sam polecił skonstruować według własnego projektu.
Pisarz z wielkim entuzjazmem przeżywał pierwsze dożynki na Ursynowie, co szczegółowo opisał w swym dzienniku, kończąc wpis zdaniem: „Wziąłem wieniec z wdzięcznością, pierwszy w życiu moim i zawiesiłem po sieniach”. Niestety, szybko jednak okazało się, że zarówno hodowla egzotycznych zwierząt, jak i nowości spożywcze, które z takim zaangażowaniem wytwarzał, nie przynosiły żadnych zysków, a były wręcz deficytowe. Mimo to Niemcewicz nie zaprzestał tych działań, wierząc, że wkrótce warszawiacy przekonają się do nowości kulinarnych.
W jego posiadłości często bawili liczni goście. Bywali tu, między innymi, August Potocki, księżna Wirtemberska z panną Cecylią, państwo Załuscy, książę wojewoda Czartoryski, Stanisławowa Potocka z Wilanowa, państwo Morawscy, generał Izydor Krasiński, księżna Sapieżyna, księżna Radziwiłłowa, pani Łempicka, pisarka Maria Szymanowska, pani Sołtykowa czy pan Braddick z Nowego Jorku. Ursynów powoli stawał się modny. Gości przyciągały przepięknie widoki kwitnących kwiatów i krzewów, oryginalne gatunki hodowanych tu zwierząt, smakowite i nieznane jeszcze wtedy w Warszawie produkty spożywcze, wytwarzane na Ursynowie, a nade wszystko doborowe towarzystwo samego ursynowskiego włodarza.
Niemcewicz żył też w bardzo przyjaznych relacjach z większością swych sąsiadów. W lipcu 1824 roku został ojcem chrzestnym córeczki państwa Popychowskich, ekonomów ze Służewca, a w 1828 roku ojcem chrzestnym syna księcia Czartoryskiego Władysława Aleksandra oraz syna Konstantego Zamoyskiego, przyszłego ordynata.
Dla odpoczynku miał w zwyczaju siadywać w cieniu drzew lipowych, których mnóstwo rosło w jego ursynowskiej posiadłości. Podobno w chwilach takiego odpoczynku w zadumie wspominał Kochanowskiego i jego poezję. Ponoć czuł się w swym majątku naprawdę szczęśliwy i zrealizowany. Tę piękną sielankę przerwał wybuch Powstania Listopadowego w 1830 roku. Pisarz od razu zaangażował się w sprawy państwowe i porzucił zajęcia gospodarskie na Ursynowie. W 1831 roku wyjechał z kraju z misją dyplomatyczną i nigdy już nie powrócił. Zmarł 21 maja 1841 roku na emigracji w Paryżu. Ostatni wpis w dzienniku Niemcewicza, dotyczący Ursynowa, pochodzi z 24 czerwca 1831 roku i ma wręcz symboliczną wymowę w kontekście rychłej klęski Powstania Listopadowego: „Wszystko zarosło. Powietrze zimne i chłodne (…) owoców mało będzie”.