Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak dawniej radzono sobie z zarazą w Warszawie?

25-03-2020 21:43 | Autor: Piotr Celej
Warszawa podczas pandemii koronawirusa stała się miastem duchów. To jednak nie jedyny przypadek w historii, gdzie stolica Polski zmaga się z zarazą. Sprawdźmy jak epidemie powstrzymywali nasi przodkowie.

Problemy epidemiologiczne dotyczą każdej cywilizacji, która zakładała większe skupiska ludzkie. I chociaż w średniowieczu słynna Czarna Śmierć ominęła w większości ziemie polskie, to epidemie pojawiały się na nich regularnie. Już w czasach plemiennych zachowały się przekazy o wierze Słowian w demona Trzybka, który miał roznosić po świecie zarazy i morowe powietrze. Sama dżuma pojawiała również w Polsce się wielokrotnie - w roku 1186, 1283, 1307, 1360, 1383, 1451, 1497, 1542, 1573, 1663, 1680, 1720. Jak sobie radzono z epidemiami? Jan Długosz opisuje działania państwowych czynników już w epoce nowożytnej.

Izolacja i bioasekuracja

Epidemie pojawiały się nawet co roku. O XVI-wiecznych zarazach na ziemiach Korony i Litwy wiemy m. in. za sprawą kronik, które opisywały wyjazdy władców w poszukiwaniu miejsc wolnych od „morowego powietrza”. Podobnie działali przedstawiciele bogatszych warstw, wykorzystując do tego podmiejskie rezydencje. Od czasów średniowiecza panowało bowiem słuszne przeświadczenie, że tylko izolacja może zapobiec epidemii. Nie oznacza to jednak, że nie pojawiały się inne, często absurdalne koncepcje. Zazwyczaj oparte były na religii i polegały głównie na umartwianiu się i biczowaniu.

Czynnikami zwiększającymi prawdopodobieństwo zarazy były bez wątpienia wojny. Straszliwe żniwo zebrały epidemie w czasie wojen połowy XVII wieku. W czasie tzw. kampanii żwanieckiej w trakcie powstania Chmielnickiego w 1653 r. licząca 30 tys. żołnierzy armia koronna straciła ok. 20 tys. na skutek epidemii. „W Warszawie mrze od smrodów z trupów pobitych, a niepochowanych i z koni; także i w Poznaniu i Szwedzi umierają, i między wojskiem naszym poczęło było” – pisano o wojennej zarazie z lat 1655–1656.

Jak jednak poradzić sobie z zarazą w mieście? Nasi przodkowie i na to mieli sposób. W Warszawie powoływano tzw. burmistrza powietrznego. Jego zadaniem burmistrza powietrznego było organizowanie usuwania zwłok i grzebania zmarłych, organizowanie opieki nad chorymi, izolowanie zarażonych, urządzanie osobnych kuchni dla chorych, rozprowadzanie żywności i lekarstw, a także egzekwowanie różnego rodzaju zakazów, które miały ograniczyć szerzenie się zarazy (m. in. zakazu przyjmowania do domów osób przybyłych z miejsc zarażonych czy też handlu starą odzieżą). Z miasta wypędzano również żebraków i nierządnice. Grzebaniem zmarłych zajmowali się tragarze-kopacze odziani w „suknie modre i czerwone” z czarnym krzyżem na piersiach. Tak samo ubrani byli tzw. wyganiacze, usuwający z miasta potencjalnych roznosicieli zarazy. Zarażeni zaś byli izolowani na wyspie wiślanej na wysokości dzisiejszej cytateli, dokąd transportowano im lekarstwa i żywność. Starano się, by nie dochodziło do kontaktu chorych z zdrowymi. Urzędnicy miejscy dbali też, by w Warszawie nie pojawiali się szarlatani, korzystający z paniki mieszkańców.

Świadectwem tego, jak bardzo ważny był urząd burmistrza powietrznego jest m. in. dzisiejsza wylotówka na Konstancin im. Łukasza Drewny. Podczas epidemii dżumy w 1624 roku zorganizował on opiekę nad chorymi i sprawne oczyszczanie miasta ze zwłok zmarłych przez służby sanitarne. Skuteczność nie mogła być jednak zbyt duża, w samej rodzinie Drewny siedem osób zmarło. Ogólnie burmistrz powietrzny zapisał, że w granicach Starej Warszawy oraz pobliskich folwarków zmarło 2375 osób, co stanowiło 15-20 proc. liczby ówczesnych mieszkańców.

Największa epidemia w historii Warszawy wybuchła w 1708 r. i trwała ponad trzy lata. Epidemia dżumy zrujnowała ówcześnie całą Rzeczpospolitą. Tuż przed epidemią stolica liczyła 39 tys. mieszkańców, w 1711 było to około 10 tys. Nie nadążano z grzebaniem zmarłych, których wywożono na Bródno. Potworne skutki dżumy zmusiły władzę do poszukiwania jeszcze skuteczniejszych środków ochrony przed epidemiami.

Kordon sanitarny

Dlatego też, gdy w 1770 r. na kresach pojawiła się kolejna zaraza i posuwała się w kierunku stolicy, marszałek wielki koronny Stanisław Lubomirski zarządził otoczenie Warszawy i Pragi sanitarnym wałem z fosą, o łącznej długości 16 km. Dzięki temu epidemii udało się uniknąć.

XIX-wieczna Warszawa była już wolna od dżumy, problemem jednak była cholera, która rozwijała się m. in. podczas Powstania Listopadowego. Prawdopodobnie jej rozniesienie spowodowali właśnie żołnierze. Rząd Narodowy w instrukcji dla społeczeństwa zalecał „usunięcie się” od związku z innymi ludźmi, unikanie publicznych posiedzeń i „bronienie” dostępu do siebie osobom podejrzanym o zachorowanie. Mimo tego zaraza pociągnęła za sobą śmiertelne żniwo. Dlatego w 1866 roku powołano Komitet Choleryczny m. st. Warszawy. Zajmował się on m. in. opracowywaniem metod przeciwdziałania epidemii. W sukurs szła też prasa: „Pilnuj się chłopie na każdym kroku, abyś czegoś niezdrowego nie zjadł, albo nie wypił, abyś nie miał za pustego, albo za pełnego żołądka, noś w kieszeni krople miętowe, eter kamforowy, opium, spraw sobie laskę dezinfekcyjną, wąchaj kwas karbonowy albo dziegieć, wystrzegaj się owoców, wszelakich przysmaków w rodzaju mizerii i ogórków kwaszonych” – pisał felietonista „Bluszczu” (nr 31/1892).

Gdy cholera stawała się przeszłością z końcem pierwszej wojny światowej świat zaatakowała najbardziej śmiercionośna pandemia czasów nowożytnych, czyli grypa nazwana hiszpanką, która trafiła do Europy około 1918 roku. U chorych dochodziło do powikłań, zapalenia i obrzęku płuc, które kończyły się zgonem. Źródła mówią o nawet 20-50 mln ofiar na całym świecie. Niestety, nie zachowały się dokumenty z Warszawy tego okresu. W większości zaginęły lub uległy zniszczeniu podczas II wojny światowej. W samej stolicy zachęcano do pozostawania w domach oraz do asekuracji... przez noszenie dobrze nam znanych maseczek ochronnych.

Szczepionki ratują

Jeszcze do połowy ubiegłego stulecia pojawiały się często inne epidemie. Np. w latach 1919 -1924 dur brzuszny zabił prawie 10 tysięcy Polaków. Pojawiały się także gruźlica, dyfteryt czy polio, z czasem jednak dzięki szczepionkom i antybiotykom sytuację udawało się opanować. Dzięki temu przełom wieków był najmniej "epidemicznym" okresem w historii świata.

Warszawa przetrwa też koronawirusa, zaś czas i intensywność pandemii zależy w dużej mierze od dyscypliny mieszkańców stolicy. Dlatego warto zostać w domu i poczytać więcej o fascynującej historii największego polskiego miasta.

Wróć