Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak cię widzą, tak cię piszą

01-06-2016 21:48 | Autor: Magdalena Zwolak
Savoir-vivre, czyli sztuka zachowania dobrych manier, jest niewątpliwie ważnym elementem w pracy dyplomatów, polityków. Niestety zapominamy o niej w życiu codziennym, prywatnym – na naszą niekorzyść. Odpowiedni ubiór, gest, zachowanie podczas spotkania może zaważyć na naszej przyszłości zawodowej, a także prywatnej, bo "jak cię widzą, tak cię piszą". O zapomnianej dzisiaj sztuce dobrego zachowania rozmawiamy z naszym ursynowskim sąsiadem, absolwentem wydziału orientalistyki na Uniwersytecie Warszawskim Grzegorzem Dziemidowiczem, kiedyś dziennikarzem Polskiego Radia i TVP, następnie dyplomatą, ambasadorem RP – najpierw w Egipcie i Sudanie (1994-1999), a potem w Grecji (2001-2005).

MAGDALENA ZWOLAK: Czy dyplomacja jeszcze dzisiaj istnieje?

GRZEGORZ DZIEMIDOWICZ: Dyplomacja istnieje i ma się dobrze, z tym, że przybiera różne kształty. Nie jest klasyczną, zasklepioną formą, która nie rozwija się w miarę społecznych potrzeb. Wyróżniamy dyplomację w tradycyjnym wydaniu, dyplomację w życiu codziennym oraz dyplomację nowego typu, czyli dyplomację publiczną, której naczelną ideą jest oddziaływanie nie tylko na partnerów w innych krajach, ale również na własne społeczeństwo, by promować i propagować swoje cele.  Dyplomacja publiczna to także wpływanie opinii  na politykę rządu, na sprawy dotyczące relacji z innymi krajami. Jeśli duże, coraz mocniejsze w świecie demokratycznym organizacje pozarządowe wysuwają jakieś postulaty wobec władzy, to ona nie powinna tych oczekiwań lekceważyć.

Kolejny rodzaj dyplomacji, który z konieczności nabiera coraz większego znaczenia, to tzw. dyplomacja humanitarna.  Świat wokół nas jest pełen konfliktów. Mamy poważny kryzys związany z wojną domową w Syrii, masowe ucieczki do krajów Unii Europejskiej, wojnę domową na wschodzie Ukrainy. Rządy  – i tu wchodzi w grę dyplomacja – nie mogą pozostać na te problemy obojętne. Zatem  dyplomaci zajmują się uzgadnianiem  konkretnych działań, nie zawsze – niestety-  z szybkim skutkiem, które mogłyby ograniczyć  tragedię i cierpienia ludności cywilnej. Ten rodzaj dyplomacji jest niezmiernie istotny.

Dla nas, Polaków, ważna jest także dyplomacja historyczna. Jeżeli jesteśmy np. dotykani tzw. kłamstwem oświęcimskim, przekłamaniami o rzekomych „polskich obozach śmierci”, to zadaniem właśnie dyplomacji historycznej jest sprostowanie i wytłumaczenie zagranicznym partnerom prawdziwego stanu rzeczy.

Tak więc, dyplomacja to nie tylko fraki, elegancja, przyjęcia, koktajle, ale przede wszystkim bardzo poważna robota w interesie osób tego potrzebujących, często w interesie nas wszystkich.

Jeśli mówimy o dyplomacji humanitarnej i publicznej, to zapytam, czy niedawne wystąpienie Donalda Tuska, który w łagodny, acz stanowczy sposób mówił uchodźcom, żeby nie przyjeżdżali do Europy, można uznać za klasyczny przykład zręcznego manewrowania w świecie wielkiej polityki? Czy dyplomacja to sztuka mówienia?

Proszę wziąć pod uwagę, że politycy kierują swoje słowa do różnych adresatów. W tym wypadku słowa Donalda Tuska były skierowane do liderów państw członkowskich UE, a nie do uchodźców w obozach, którzy tego pewnie nawet nie zauważyli. Nie zapominajmy, że niedługo  ponownie zbiera się szczyt poświęcony właśnie uchodźcom i kierownictwo UE w Brukseli chce mieć w ręku argumenty do rozgrywania różnego rodzaju kart, a jedną z nich jest rozlokowywanie migrantów  w różnych państwach Europy. Co do tego są różne zastrzeżenia w kilku stolicach europejskich, więc Tusk i Bruksela chcą mieć argumenty, że prowadzą twardą politykę, że sprzeciwiają się dalszemu napływowi uchodźców, ale zarazem że trzeba wspólnie zrobić wiele, by ten napływ powstrzymać. Jeśli spróbujemy zatem od nieco innej, niż dosłowna, strony rozpatrywać słowa polityków, to dotrzemy do tego drugiego, prawdziwego dna.

Odejdźmy na chwilę od świata polityki i powiedzmy, jak się ma dyplomacja na co dzień, a w szczególności w jakim stopniu przestrzegamy normy towarzyskie.

Oczywiście, to jest  ważny element życia codziennego, o którym powinniśmy wiedzieć i to we wszystkich możliwych wymiarach: jak się ubrać, jak się zachować, jak się zwracać do drugiej osoby, kogo przepuścić w wejściu, a kogo nie, czy ustąpić komuś miejsca, czy nie. Savoir-vivre i protokół dyplomatyczny, czy etykieta biznesu,  a więc zasady właściwego postępowania, to nic innego, jak tylko umacnianie tego, co większość z nas wynosi z domu, czyli podstawy dobrego wychowania i szacunku dla drugiej strony. To savoir-vivre stanowi właściwą esencję, klucz do zrozumienia nie tylko drugiego człowieka, lecz również określonej sytuacji.

Szkoda, że zapominamy dziś o zasadzie: "zachowuj się wobec innych tak, jak ty byś chciał, żeby oni zachowywali się wobec ciebie".  Wymagamy szacunku, ale bardzo często nie pamiętamy, że otoczenie również oczekuje tego samego od nas.

I tu już chyba wkraczamy na pole pewnej etykiety...

Z etykietą u nas na co dzień bywało różnie. Kiedyś bardzo jej przestrzegaliśmy, potem zrobiło się byle jak. Po transformacji ustrojowej nastąpił czas, że  znowu zaczęła być popularna,  zaczęliśmy coraz częściej wyjeżdżać i dostrzegać, w zderzeniu z innymi kulturami i obyczajami, że troszeczkę odstajemy. Wtedy też zaczęła nabierać  znaczenia etykieta biznesu.

Ale obecnie odnoszę wrażenie, że rozpowszechniło się przekonanie, iż jak już odnieśliśmy sukces, nieważne w biznesie czy polityce, to wszystko wiemy. Nawet jeśli popełniamy gafy i nietakty, bywamy aroganccy, wyglądamy i zachowujemy się nie tak jak trzeba, to jednak czujemy się świetnie.

Co by pan poradził młodym ludziom wchodzącym na rynek pracy?

Po prostu należy zacząć od  prawidłowo napisanego CV z odpowiednim listem motywacyjnym.  Wyobraźmy sobie : firma przyjmuje dwie osoby, a ma kilkudziesięciu kandydatów, mniej więcej z takimi samymi kwalifikacjami. Wtedy swoją szansę możemy wykorzystać przez właściwy sposób zaprezentowania siebie czyli to słynne -dobre pierwsze wrażenie . 

No to, jak powinniśmy zachowywać się podczas rozmowy kwalifikacyjnej?

Przede wszystkim nie spóźniać się, najlepiej przećwiczyć trasę  wcześniej , no i ubrać się odpowiednio. Znamy przecież zasadę „jak cię widza tak cię piszą”.  Pełen luz, powyciągane T-shirty w szaroburych kolorach, opuszczone spodnie, ja to nazywam łachmaniarstwem,  na co dzień może taka moda jest dobra, ale nie na spotkanie decydujące o naszej przyszłości.

W ogóle powinniśmy  pamiętajmy, że ubieramy się odpowiednio do wieku, pory dnia i okoliczności. 

Jeżeli widzę w telewizji rozmówców rozchełstanych, rozczochranych, zarośniętych, to  zastanawiam się, gdzie zgubiła się ta odrobina szacunku  wobec telewidza. Podobnie  gdy idziemy do teatru, opery, czy wieczorem do restauracji na kolację,  są to miejsca, w których nie bywamy na co dzień. Dlaczego zatem przychodzimy tam w swetrach i dżinsach, to ma być okazja, dobry nastrój, a nie siermiężna codzienność. Nie zapominajmy, że nie tylko zachowaniem, ale też ubiorem wyrażamy szacunek wobec drugiej osoby czy otoczenia.

Lubimy piękno, czystość, więc dbajmy o to również poprzez własny wygląd.

Dużo się mówi o marketingu, o sferze public relations, o wyglądzie, a mimo wszystko zdarzają się na galach, ważnych wydarzeniach potknięcia określane jako faux-pas, fałszywe kroki. Jak to wyjaśnić?

Jest to kwestia naszego wewnętrznego luzu. Nie zdajemy sobie sprawy, że to działa na naszą niekorzyść. Z jakiś powodów uważamy,  że nie musimy przestrzegać zasad. Błąd. Wyobraźmy sobie jazdę samochodem bez przestrzegania  kodeksu ruchu drogowego – co by się działo?

Czy wypada reagować na łamanie zasad?

W niektórych sytuacjach można reagować, ale nie jest to łatwe. Powszechne jest chociażby głośne rozmawianie przez telefony komórkowe w miejscach publicznych, a szczególnie w środkach komunikacji. To nieznośna plaga. Kiedyś, gdy ktoś odbierał telefon w takim miejscu, najczęstszą  reakcją było "przepraszam, oddzwonię za kilka minut".  To się jednak zmieniło i coraz częściej jesteśmy świadkami wielominutowych głośnych rozmów, czasem na najbardziej intymne tematy, które nie muszą interesować współpasażerów.  Zazwyczaj nie zwracam uwagi , ale kiedyś nie wytrzymałem i poprosiłem młodego człowieka, żeby mówił ciszej, a on na to zdziwiony: "to mam nie rozmawiać, jak ktoś do mnie dzwoni”? Zupełnie nie rozumiał, że zajmuje swoimi osobistymi problemami cały autobus.  Niedawno  w metrze siedziałem obok  podobnego straszliwego gaduły. Wyjąłem komórkę udając, że ktoś do mnie dzwoni i  bardzo głośno powiedziałem "nie mogę w tej chwili rozmawiać, bo tu siedzi obok facet, który tak wrzeszczy, że nic nie słyszę.”

O dziwo poskutkowało. Sąsiad skończył rozmawiać.

Powróćmy może na salony i powiedzmy, jaka jest dzisiaj w dyplomacji rola kobiet?

Zacznijmy od tego, że kobieta  w naszej strefie kulturowej ma równe prawa z mężczyzną i może pełnić każdą funkcję dyplomatyczną. Protokół  wprowadza jednak pewne zasady, jeśli chodzi o żeńską płeć. Zgodnie z nim kobieta: po pierwsze "nie ma wieku", a po drugie ma pierwszeństwo.

Komu trudniej jest być dyplomatą: kobiecie czy mężczyźnie?

To zależy w jakim kraju. Wiele pań nawet w świecie muzułmańskim świetnie sobie radzi. W Europie stosunek do dyplomatów jest neutralny, nie wyróżnia się ich,  w niektórych państwach są bardzo szanowani, drzwi się przed nimi otwierają. Zależy to od obyczaju, tradycji i kultury.

Czy w dyplomacji sprawdza się staropolskie powiedzenie: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle...

Proszę mi pozwolić na dyplomatyczny unik, ale naprawdę znam wiele pań doskonale sobie radzących także i w tym zawodzie.

Wróć