Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Interesujcie się polityką, zanim polityka zainteresuje się wami...

25-10-2017 21:11 | Autor: Mirosław Miroński
Jesteśmy już przyzwyczajeni, że w polityce oraz w szeroko rozumianym życiu publicznym pojawiają się kwestie sporne. Nierzadko stanowią one pożywkę dla mediów. Media, jak wiadomo (przynajmniej niektóre) chętnie je podchwytują i wykorzystują, nawet te na pozór apolityczne.

Tymczasem trudno znaleźć w rozwiniętym społeczeństwie, a takim bez wątpienia jesteśmy, obszary wolne od polityki. Dziś wszystko – albo niemal wszystko – pozostaje pod jej wpływem. Mamy więc: politykę zdrowotną, o której ostatnio zrobiło się głośno w związku ze strajkiem głodowym części rezydentów w jednym z warszawskich szpitali, mamy politykę pracy, politykę wspierania rodziny (zwłaszcza rodzin wielodzietnych), mamy politykę kulturalną, politykę ubezpieczeń społecznych, politykę finansową, politykę rolną, politykę oświatową etc. Czy zatem możemy powiedzieć, że któraś z wymienionych lub innych polityk nas nie dotyczy? Z pewnością nie.

Często zdarza mi się słyszeć opinię – „Ja się polityką nie interesuję”. To bardzo źle – odpowiadam wówczas, bo polityka interesuje się tobą. Prędzej czy później trzeba zapłacić rachunki za prąd, za gaz, za wywóz śmieci, spłacić ratę kredytu, opłacić czesne, kupić jedzenie i tak bez końca, a to, ile będziemy musieli zapłacić i kiedy – to jest właśnie wynik określonej polityki. Polityka zapuka do drzwi każdego z nas lub zajrzy wprost do kieszeni. Świadomy obywatel powinien sobie z tego zdawać sprawę. Państwa opiekuńcze istnieją tylko w teorii, bo w rzeczywistości nie da się przerzucić odpowiedzialności obywatela za własne życie na państwo. Choćby było ono w dużym stopniu opiekuńcze, nie załatwi wszystkiego za nas. To, jak żyje się w nim poszczególnym obywatelom, stanowiwynik kompromisu zawartego między każdym z nich a wybranymi przez niego (albo przez innych)  „reprezentantami”, którzy w imieniu całego społeczeństwa realizują określoną politykę.

Jest już truizmem, że polityka pozbawiona nadzoru społecznego szybko się wynaturza, a interes wyborców schodzi na plan dalszy. Przykłady potwierdzające tę regułę można mnożyć, a podobne przypadki nie są zjawiskiem nowym. Zdarzały się w przeszłości i mają miejsce nadal. Były też niejednokrotnie opisywane w literaturze, m. in. w znanym u nas i niezwykle pouczającym „Folwarku zwierzęcym” angielskiego pisarza i publicysty, miłośnika herbaty, uczestnika wojny w Hiszpanii – George'a Orwella (właściwie Erica Arthura Blaira, 1903–1950). Nawiasem mówiąc, George Orwell wielokrotnie wypowiadał się korzystnie o Polakach, zwłaszcza w kontekście kunktatorskiej polityki mocarstw wobec Polski w czasie II Wojny Światowej i po jej zakończeniu. Jak wiadomo, państwa sprzymierzone przeciwko Hitlerowi, mówiąc najoględniej, lekką ręką wydały Polaków i wiele innych europejskich nacji na pastwę Sowietów.

W swych publikacjach George Orwell wypowiadał się wielokrotnie na temat nierównego traktowania europejskich społeczeństw przez tzw „elity” polityczne. Stwierdził m. in. – „Uważanie mniejszych narodów za uciążliwe zaczęło być popularne wśród niektórych elit”.

Skąd my to znamy? Czy przypadkiem nie mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem również dziś? Czy obecnie nie stosuje się podwójnych standardów wobec słabszych państw? Każdy może zauważyć przykład podwójnych standardów np. w handlu. W ofercie sklepów wielkopowierzchniowych, najczęściej zachodnich, otrzymujemy towary gorszej jakości niż te, które są oferowane przez te same firmy zachodnim klientom. Czy obywatele tzw. starej Unii są inni albo lepsi od obywateli krajów, które dołączyły do niej później? Dlaczego to my mamy używać gorszych proszków do prania, czy też jeść gorsze wędliny niż nasi sąsiedzi zza Odry?

Orwell stykał się z Polakami w Anglii, ale też podczas wojny w Hiszpanii. Stawał się wielokrotnie orędownikiem naszych interesów narodowych. W 1947 roku w „Tribune” ukazał się jego artykuł z cyklu „Jak mi się podoba”, w którym opisał spotkanie z dwoma Szkotami. Siedzieli oni w chłodnym pomieszczeniu z powodu słabo grzejącego kominka. Brakowało wtedy węgla, Brytyjczycy nie chcieli pracować w kopalniach. Mimo to Szkoci sprzeciwiali się zatrudnianiu w nich Polaków, bo to spowodowałoby wzrost bezrobocia. Twierdzili ponadto, że Polacy wykupują wszystkie mieszkania, że zabierają miejsca pracy szkockim lekarzom, w dodatku zaś stworzyli akademię medyczną w jednym ze szkockich miast. A tak w ogóle, to powinni „wracać do siebie”. Orwell zauważył, że gdyby powiedział mężczyznom, „iż większość Polaków nie ma kraju, do którego mogłaby wrócić – zgłupieliby.” Uznał więc, że „niewątpliwie, nie znali najbardziej podstawowych faktów. Nigdy zapewne nie słyszeli o tym, co się działo w Polsce od 1939 roku”.

Można zbyć to uśmiechem, gdyby nie fakt, że wiedza o naszym kraju wciąż jest w Europie i na świecie niezbyt wielka. Trzeba nad tym stale pracować.

O ile nie dziwi brak wiedzy wśród zachodnich „elit” o tym, co dzieje się w naszym kraju, o tyle trudno pojąć brak zrozumienia dla polskich interesów wykazują również po części nasze elity. W tzw. konflikcie polsko-polskim mamy do czynienia z całkowitym brakiem wzajemnego zrozumienia. Słowa nadużywane są przez luminarzy i polityków. Mimo że uczestnicy politycznego sporu rozumieją je, dla jednej ze stron znaczą one coś zupełnie innego niż dla drugiej.

Wspomniany wcześniej George Orwell pisał: „Słowo „faszyzm” – będące w powszechnym użytku – pozbawione jest niemal zupełnie znaczenia. „Słyszałem , jak „faszyzmem” nazwano: rolników, sklepikarzy, Kredyt Społeczny, kary cielesne w szkołach, polowanie na lisa, walki byków, Komitet 1922, Komitet 1941, Kiplinga, Gandhiego, Czang-Kai-Szeka, homoseksualizm, audycje radiowe Priestleya, schroniska młodzieżowe, astrologię, kobiety, psy – i nie pamiętam co jeszcze” – mówił Orwell. Skąd my to znamy?

Wróć