Od lat, w sezonie urlopowym,
Jeżdżąc na wczasy na Wybrzeże,
Choć to nie przyszło mi do głowy,
Mam swój wkład w niecnym procederze.
Zwiedzając Karwię, Hel, Jastarnię,
Siedząc nad wodą wielką, czystą,
Nieświadom tego, skończę marnie,
Stając się groźnym satanistą.
Bo wypatrzyły jakieś wuje,
U których we łbie sama pustka,
Że bus, co latem tam kursuje,
To sześćset sześćdziesiątka szóstka!
To ewidentny pakt z szatanem!
Grzech! Kult pogański bez wątpienia.
Mam najwyraźniej przechlapane,
Bo się przyczyniam do zgorszenia.
Zakupy robię w Lewiatanie,
Choć ksiądz Natanek nas ostrzega,
Że to siedlisko zła. Mój panie!
Diabeł to, widać, mój kolega!
Ponoć idiotów jest niewielu,
Lecz rozstawieni sprytnie wokół,
Są wszędzie. W Gdyni i na Helu,
Spotykam ich na każdym kroku.
Niby od wieków już tak było,
Lecz co się stało w naszym kraju?
Skąd ich się tylu namnożyło?
To jakaś klęska urodzaju.
Ich nadaktywność mnie wykańcza,
Poczet idiotów jest dość liczny,
Mnożą się, mnożą jak szarańcza,
W postępie wprost geometrycznym.
Władza hołubi, wręcz się szczyci,
Nie trzeba siać, bo rosną sami,
A niewyżyci troglodyci,
Nie wiedzą, że są idiotami.
Stąd każdy kretyn, z innym wujem,
Jest głosicielem tych poglądów,
Bo wie, że wtedy awansuje,
Trafi do spółki lub zarządu.
Rośnie kolekcja tych postaci,
Bo każdy dureń w noc i we dnie,
Palmy pierwszeństwa nie chcąc stracić,
Wymyśla coraz większe brednie.
Gdy wypowiedzi różnych Dyzmów
Oglądam w TV, czytam w prasie,
Myślę, że takich bareizmów
Nie da się przebić! Jednak da się!
© MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego)