Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ich kamienice i ich ulice?

24-02-2016 23:45 | Autor: Lech Królikowski
Warszawa po stu latach rządów rosyjskich, u progu niepodległości stanęła przed niezwykle trudnym zadaniem związanym z koniecznością modernizacji miasta. Po ustąpieniu Rosjan z Warszawy 5 sierpnia 1915 r. przestały obowiązywać przepisy forteczne. One sprawiły, iż prawie milionowe miasto zajmowało powierzchnię wynoszącą zaledwie 3,5 tys. ha.

Miasto nie posiadało planu urbanistycznego, toteż zabudowa była przypadkowa i bardzo często substandardowa. Dramatycznie brakowało ulic o kierunku północ-południe. Aby stworzyć dogodne połączenie z Żoliborzem, prezydent Warszawy Stefan Starzyński – używając fortelu – wykupił kamienice i w 1938 r. przebił połączenie z placu Krasińskich do Bonifraterskiej. Dzisiejsza aleja Jana Pawła II (w PRL – al. Marchlewskiego), była marzeniem kilku kolejnych prezydentów, ale ze względu na to, że trzeba było ją poprowadzić przez gęsto zabudowany teren dzielnicy zachodniej – pozostawała tylko w sferze teoretycznych planów urbanistów. Zniszczenia wojenne oraz komunalizacja gruntów w 1945 r. pozwoliły na urzeczywistnienie niezbędnych Warszawie rozwiązań, a przede wszystkim na modernizację sieci ulic. Do takich należy m. in. budowa Trasy N-S, budowa Trasy W-Z, przedłużenie Marszałkowskiej do placu Bankowego (Niemcy zaczęli podczas wojny) oraz wytyczenie i poprowadzenie poprzez gruzy Getta obecnej ul. Andersa, a także przedłużenie ul. Świętokrzyskiej na odcinku od Nowego Światu do Kopernika.

Komunalizacja gruntów w związku z koniecznością odbudowy miasta nie była wynalazkiem komunistów. W czasach nowożytnych bodajże pierwszym takim krokiem była ustawa angielska z 1820 r. , która dotyczyła Londynu zniszczonego w ok. 80% w wyniku gigantycznego pożaru.  Podobną ustawę zastosowano w Paryżu w czasach Napoleona III, aby można było zrealizować wielki urbanistyczny projekt G.E Haussmanna. Równolegle z Warszawą komunalizację gruntów przeprowadził Rotterdam, równie zniszczony jak nasza stolica.

Komunalizacja gruntów warszawskich zrealizowana została jednak niezgodnie z tzw. dekretem Bieruta z 26 X 1945 r., który przewidywał dla byłych właścicieli grunty zamienne („w miarę posiadania zapasu gruntów”) – art. 7 ust. 4, lub odszkodowanie – art. 7 ust. 5. W artykule 9 podano, że odszkodowania płacone będą w „miejskich papierach wartościowych”. Papierów takich nigdy nie wydrukowano, co m. in. jest przyczyną, że całe hordy cwaniaków pasożytują do dnia dzisiejszego na tym dekrecie. Skomunalizowane w 1945 r. grunty warszawskie mogły być – na wniosek byłych właścicieli – oddawane (im) w wieczystą dzierżawę – art. 7 ust. 2, jeśli  „… korzystanie z gruntu przez dotychczasowego właściciela da się pogodzić z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania…”.  Stawiam tezę, że istnieje silna korelacja pomiędzy obecnym brakiem planów na pewne fragmenty miasta a siłą finansową i towarzyską niektórych kancelarii występujących o konkretne zwroty.

Tezę tę zilustruję przykładem ulicy Przeskok. Istniała ona  niejako na przedłużeniu ulicy Złotej i z niewielkim uskokiem przechodziła w ulicę Górskiego (dawniej – Hortensja).

W wyniku zniszczeń wojennych i wyburzeń związanych z budową Wschodniej Ściany ul. Marszałkowskiej, na osi Pałacu Kultury i Nauki wytyczono szeroki ciąg ulic od Marszałkowskiej, prawie do Nowego Światu. W okresie PRL na wolnym placu (pomiędzy Szpitalną i Zgody) wybudowano pawilon meblowy „Przeskok”. Po sprywatyzowaniu pawilon został sprzedany, a deweloper wzniósł w jego miejscu potężny budynek, który właśnie jest kończony.

Moje zastrzeżenia odnoszą się nie do samego faktu budowy, ale do faktu, iż ten nowy budynek wzniesiony został m. in. na połowie szerokości „korytarza” urbanistycznego łączącego ulicę Złotą z ulicą Wojciecha Górskiego. W ten sposób zniekształcona została jedna z nielicznych perspektyw urbanistycznych naszej stolicy,  tak charakterystycznych np. dla Paryża czy Petersburga.

Zacytowany przepis art. 7 ust. 2 dawał władzom miasta możliwość niedopuszczenia do budowy poprzez stwierdzenie, że usytuowania budynku nie da się pogodzić „z przeznaczenia gruntu według planu zabudowaniu. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Sądzę, że nie jest to „wypadek przy pracy”, ale reguła. Warto w tym miejscu przypomnieć, że władze samorządowe Warszawy sprzedały kilka lat temu (w III RP) fragment jezdni i chodnika ulicy Brackiej (która w całości zapisana jest w rejestrze zabytków). Tym sposobem na środku tej ulicy deweloper wzniósł – w majestacie prawa – czarny biurowiec, przerywając w połowie jej historyczny ciąg.

Zwracanie działek, na których wytyczono nowe ulice, bądź poszerzono stare jest działaniem wbrew interesom miasta i jego mieszkańców. Być może, dla realizacji tego typu zwrotów klany prawników ukuły chorą doktrynę o świętym prawie własności. Zgodnie z nią nie liczy się interes społeczny, albowiem prawo własności jest prawem najwyższym. Nie byłbym więc zdziwiony, gdyby któregoś dnia okazało się, że zwrócono „następcom prawnym byłych właścicieli” część placu Konstytucji, w którego miejscu przed wojną istniała gęsta zabudowa. Także zachodnia jezdnia ulicy Marszałkowskiej (od pl. Konstytucji do Królewskiej) była zabudowana. Tu także można spodziewać się zwrotów.

Obym tego nie dożył!

Wróć