Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Hulaj dusza nie ma wirusa?

13-05-2020 23:11 | Autor: Bogusław Lasocki
Po tygodniach ograniczeń w kontaktowaniu się i przemieszczaniu obywateli, nareszcie swobody powoli zaczynają wracać. Już od niedzieli 17 maja dzieci poniżej 13. roku życia nie będą niewolone w domu lub wyprowadzane jak na smyczy tylko pod opieką osób dorosłych. Będą mogły swobodnie bawić się wspólnie, kontaktować mniej lub bardziej bezpośrednio. Oczywiście bez maseczek, bo podobno dzieci nie roznoszą wirusa dalej, no i podobno są odporne na COVID-19.

Jak to na podwórku bywa

Futurystyczne przewidywania rodziców cały czas znajdowały odzwierciedlenie w praktyce. No bo co to znaczy możliwość przemieszczania się "z dorosłym"? Przecież zapewne nie chodziło premierowi Morawieckiemu o prowadzenie dziecka za rączkę, ale tak w zasięgu wzroku, a przynajmniej słuchu. Taka interpretacja już od dawna była i jest szeroko stosowana na ursynowskich podwórkach i skwerkach, gdzie bawią się dzieci. Mamusie i inne osoby tak zwane dorosłe siedzą sobie na ławeczkach, gawędzą, owszem w maseczkach. A dzieciarnia w ilości sztuk kilka lub więcej – biega, bawi się jakimiś piłeczkami czy innymi zabawkami, dłubie łopatkami w trawnikach. No bo gdzie mają to robić, skoro place zabaw i piaskownice są urzędowo zamknięte? Dzieci mają swoje prawa i muszą się wybawić. Są zresztą pod czujnym okiem mamuś na ławeczkach, które czasem podczas przerywników w rozmowie z sąsiadkami zerkają, czy dzieci nie odbiegają zbyt daleko, i co najważniejsze czy bawią się grzecznie i czy są również w zasięgu słuchu. Gdyby coś się wydarzyło, to płacz poszkodowanego dziecka zasugeruje, że dostało na przykład kubełkiem po głowie od kompana, więc będzie trzeba przerwać pogawędkę i interweniować. A poza tym, jeśli trzy mamusie siedzą na ławeczce z maseczkami na brodzie, a dwóch tatusiów przysłuchuje się im w pobliżu (zwykle bez maseczek), to nic groźnego nie może się przydarzyć .

Ale jednak z tym COVID-em to może też przesadzone, jak wskazują czasem w postach internauci. Na przykład podczas jednej z dyskusji na fejsbukowych Obywatelach Ursynowa w związku z zamknięciem boisk, internautka Agata stwierdziła: "Masakra. Nawet dzieciak w piłkę nie może pograć. W Polsce codziennie umierają ludzie na raka, popełniają samobójstwa, giną w wypadkach drogowych. W rzeczywistości większość ludzi, która zmarła niby na koronę, zmarła na zupełnie coś innego". Gdy potem wywiązała się dyskusja, internauta Bartek zagroził: "A niech spróbują nie otworzyć, mam prawo do gry w piłkę na boisku. Jeżeli tak się nie stanie, to leci sprawa do sądu przeciwko Trzaskowskiemu o ograniczenie swobód obywatelskich". Potem pojawiły się już bardziej merytoryczne wyjaśnienia typu "...jajco..." czy "...tępa to jest twoja stara..." , co podsumowała znów Agata: "ale to jest Twój wybór czy poślesz dziecko do przedszkola, albo czy pójdziesz do galerii. Powinno być wszystko otwarte i każdy powinien wedle własnego rozumu i rozsądku podchodzić do tego". Hm, coś w tym jest. Tylko kto będzie płacił cenę za niefrasobliwość opiekunów, konsekwencje zarażania dzieci przez dzieci i przenoszenia infekcji również na dorosłych? To, że w tej chwili jest względnie mało zachorowań na Ursynowie, to konsekwencja głównie siedzenia w domu i mimo wszystko przestrzegania przez większość dystansu oraz chodzenia w maseczkach.

Piknik w czasie pandemii

Od najbliższej niedzieli będzie znów trochę więcej wolności, ale największa radość zapanowała po luzowaniu ograniczeń I etapu, gdy od poniedziałku 20 kwietnia przywrócono możliwość przemieszczania się w celach rekreacyjnych oraz otwarto wstęp do lasów i parków. W ten wspaniały poniedziałek Las Kabacki jakby odżył. To znaczy zapełnił się ludźmi, bo nie spodziewające się ponownego przywrócenia tego towarzystwa ptaki i sarenki jeszcze do południa skaczące i biegające w zieleni, zdziwione patrzyły na tłumy wlewające się do lasu. Potem przezornie, i słusznie zresztą, umknęły w głąb gęstwiny. No więc las odżył – ludźmi. Pierwszego dnia siłą rozpędu nawet jeszcze nosili maseczki. We wtorek – maseczki zaczęły się zsuwać w kierunku brody. A potem stały się jakby zbędne. To był bardzo śmieszny widok. Od ul. Kabackiej przez pola do lasu praktycznie wszyscy szli w maseczkach na twarzy, zachowując oczywiście wymagane odstępy. Ale w lesie, maseczki szły niżej, niżej, a czasem do kieszeni. Standardem zaczęły stawać się "odstępy kabackie": pusta przestrzeń, grupa kilku - kilkunastu osób, znów kilka metrów pusto lub jakieś single, i znów grupa. Oczywiście bez masek. I tak aż do polany kabackiej.

Z placów zabaw i wiat nie wolno było korzystać, zresztą wiaty były symbolicznie, ale wyraziście owinięte folią typu spożywczego. Stopniowo jednak dzień po dniu znikały fragmenty folii z wiat, placyk zabaw dla dzieci przy wejściu na polanę też powoli wypełniał się maluchami, owszem, pod opieką dorosłych mamuś. Ale odbywało się to tak delikatnie, spontanicznie, ale bez przesady.

Ciepłe dni i piękna ostatnia niedziela spowodowały, że zapanował już pełny luz. Do południa, a więc w porze „przedgrillowej” ludzi było sporo. W miarę upływu czasu zrobiło się całkiem tłumnie, jak w najlepszym okresie piknikowym przed zapanowaniem covidowej zarazy. Dzieci bawiły się z dziećmi, dorośli z dorosłymi, były również warianty mieszane, międzygrupowe. No i zero maseczek. Czy na placu poza lasem, czy na ścieżkach pod lasem, gdzie ludzie w obu kierunkach mijali się w niewielkiej odległości, nie widziałem nikogo w maseczce, a tylko nieliczni mieli coś na szyi (np. ja) – co umożliwiało w razie potrzeby szybkie zakrycie ust i nosa. No więc pełny luzik.

Czy szczyt już za nami...

Co będzie dalej? Zobaczymy. Wchodzi wkrótce III etap poluzowania ograniczeń, w tym zagęszczenie w środkach komunikacji miejskiej. Co to będzie oznaczać w praktyce? Zapewne – całkowity brak przestrzegania najważniejszych zasad, które – jak twierdzą niektórzy – tylko pozornie - doprowadziły do wypłaszczenia w Polsce sinusoidy zachorowań na COVID-19. Owo lekceważące podejście nie podoba się ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu, który ostatnio w rozmowie telewizyjnej z Konradem Piaseckim stwierdził, że "Niepokoi mnie obraz ludzi, chodzących tłumnie do galerii handlowych, duża część osób nie stosuje restrykcji, np. maseczkę nosi na brodzie. Wzrost lub obniżenie zachorowań w Polsce zależy od tego, czy będziemy stosować się do reżimu sanitarnego" i podsumował, że "rozprzestrzenianie się epidemii zależy od nas".

Niepokój ministra jest ciągle pogłębiany opiniami ekspertów. Specjalistyczny portal medonet.pl, cytując wypowiedzi specjalistów, przytacza słowa m. in dr. Pawła Grzesiowskiego, wykładowcy Szkoły Zdrowia Publicznego Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie: – "Polska pod względem epidemiologicznym wobec innych krajów jest opóźniona o miesiąc, a może nawet o dwa miesiące, bo skutecznie wprowadziliśmy kwarantannę narodową. Jednak poluzowanie "lockdownu" może skutkować wzrostem zakażeń. Sytuacja jest zatem taka , jak po wybuchu bomby atomowej, gdy nadal unosi się pył radioaktywny, a ludzie schowali się do schronów. Teraz zaczynają z nich wychodzić, ale pył radioaktywny wciąż się unosi, czyli wirus nadal krąży, bo on nie zniknął". Zdaniem specjalisty luzowanie kwarantanny społecznej powinno być zatem bardzo ostrożne – przestrzega dr Grzesiowski.

Nie ulega wątpliwości, że szczyt jest przed nami, a wypłaszczając epidemię, przesunęliśmy ten moment do przodu, mając jednak szansę uzyskania nie dramatycznego, ostro wznoszącego się i szerokiego szczytu, jak było w USA czy Hiszpani, ale wzrost, który będzie możliwy do opanowania naszymi stosunkowo skromnymi środkami. Jednak trzeba pamiętać, że może nie wszystko, ale bardzo dużo zależy od nas samych. A nieprzestrzeganie dystansu społecznego i nienoszenie masek w miejscach nie tylko publicznych, ale o większym zagęszczeniu ludzi, może spowodować, że uzyskane wypłaszczenie jednak zacznie się wznosić bardziej ostro do góry.

Wróć