Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Historyczne zasługi Polaków są różnie traktowane

01-11-2017 18:27 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Najkrótsza i najdogodniejsza droga z Polski do Petersburga wiedzie przez tzw. kraje bałtyckie: Litwę, Łotwę i Estonię. Przez te ziemie przeprowadzono więc, uruchomioną 15 grudnia 1862 r., kolej Warszawa-Petersburg. Przechodziła przez Białystok, Grodno, Wilno, Dyneburg (Dźwińsk), Rzeczycę i Gatczynę. Długość linii wyniosła 1280 km. W 1859 r. przy jej budowie zatrudnionych było 41 tys. robotników, a zastępcą dyrektora budowy był znany nam z Warszawy – Stanisław Kierbedź.

Ziemie, przez które przeszła linia, to historyczna  Litwa, Kurlandia i Inflanty oraz ziemie należące ongiś do Nowogrodu Wielkiego.  Pomimo że traktujemy te kraje jako pewną całość, są to jednak ziemie o bardzo różnych dziejach. Po sąsiedzku z Polską – katolicka i bardzo bliska nam kulturowo Litwa, a więc ziemie od zawsze zamieszkałe przez Litwinów.  Północnym sąsiadem Litwy jest Łotwa, kraj, który przez setki lat wchodził w skład państwa Zakonu Kawalerów Mieczowych, gdzie Łotysze byli ludem, a warstwą panującą Niemcy bałtyccy oraz w zależności od okresu:  Szwedzi, Polacy i Rosjanie. Podobnie było w Estonii, gdzie  ludem byli rdzenni mieszkańcy tych ziem – Estończycy, należący do grupy ludów ugrofińskich, a do warstw panujących należeli, oprócz wymienionych, jeszcze Duńczycy. Nazwa stolicy Estonii – Tallinn – podobno w miejscowym języku oznacza; „Duńskie Miasto”.

Opisując Nowogród Wielki, wielokrotnie powoływałem się na książkę Stefana Bratkowskiego: Atlantyda tak niedaleko (Wyd. PERT, 2009).  Bratkowski wysunął w niej m. in. tezę, że mała gęstość zaludnienia krajów bałtyckich jest przede wszystkim efektem polowań na ludzi prowadzonych przez setki lat na tych ziemiach przez Waregów, Duńczyków, Rusów i Nowogrodźców.  Na przełomie  pierwszego i drugiego tysiąclecia naszej ery niewolnicy byli najbardziej dochodowym „towarem”.  Archeolog – profesor Władysław Duczko z uniwersytetu w Uppsali – w wydanej w Polsce książce: Ruś Wikingów (Wyd. TRIO, 2007) twierdzi, że do najczęściej znajdowanych przedmiotów w grobach Waregów należą wagi i odważniki. Służyły one (ponoć) im, czyli skandynawskim (szwedzkim) rycerzom-kupcom do odważania srebra, które otrzymywali za niewolników, albowiem srebrne monety były bardzo różnego pochodzenia, o różnych nominałach i o różnej masie. Jadąc przez kraje bałtyckie łatwo spostrzec, że tereny zagospodarowane rolniczo to Litwa i Łotwa, natomiast Estonia i  fragment Rosji pomiędzy Narwą a Petersburgiem, to przede wszystkim lasy i mokradła ze znikomym odsetkiem gruntów rolnych. Sądzę, że właśnie to – czyli brak terenów pod uprawy – jest główną przyczyną małej gęstości zaludnienia na tych obszarach. Gdzieniegdzie pojedyncze farmy, a prawie cała ludność Estonii skupiona jest w kilku miastach. W Tallinie mieszka 440 tys., czyli 1/3 liczącej 1,3 mln ludności tego kraju.

Łotwa i Estonia są od setek lat kształtowane przez kulturę niemiecką, z pewnym udziałem kultury skandynawskiej, szczególnie w Estonii. Znakomicie widać to np. w mieście Tartu, znanym u nas głównie pod nazwą Dorpat, gdzie znajduje się założony w XVII w. uniwersytet. Językiem wykładowym był niemiecki i Niemcy stanowili większość kadry naukowej, a studiowali najczęściej Niemcy z rosyjskich krajów bałtyckich. Warto może zauważyć, że jednym z absolwentów był Friedrich Wilhelm Rembert von Berg, czyli znany nam pod nazwiskiem Fiodor Fiodorowicz Berg – ostatni carski namiestnik Królestwa Polskiego, pogromca i kat powstania styczniowego. Niemiecką kulturę łatwo dostrzec można  w sposobie zabudowy estońskich i łotewskich miast i miasteczek, szczególnie Tallinna i Rygi. Na Litwie przeważa natomiast budownictwo mające wiele wspólnego z tradycją polską oraz rosyjską. Litwini z wielką determinacją budują swoją tożsamość narodową i wszędzie, gdzie mogą, odcinają się od tradycji polskiej. Słyszałem taką opowieść – być może anegdotę – w której Litwin  zwraca się do swego sąsiada, także Litwina: posprzątaj wokół swego domu, bo ludzie pomyślą, że mieszkają tu Polacy. Takie anegdoty bolą, ale trzeba zauważyć, że w wyniku ostatniej wojny, a następnie sowieckiej okupacji, najbogatsi i najlepiej wykształceni Polacy mieszkający od setek lat na terenie Litwy zostali przez Sowietów deportowani na Wschód, zginęli w czasie wojny, bądź po wojnie ewakuowali się do Polski. W wyniku tego nasi rodacy na Litwie zostali w znacznym stopniu zepchnięci na pozycje „ciemnego ludu”. Tym niemniej, ta rywalizacja litewsko-polska chociażby o wygląd i porządek wokół własnych domów przynosi niezłe rezultaty, albowiem Litwa   sprawia wrażenie kraju dostatniego i zadbanego.

W Rydze, w czasach, gdy prowadziłem tam badania archiwalne,  poznałem kobietę mówiącą bardzo dobrze po polsku. Z rozmowy dowiedziałem się, że pochodzi z rodziny osiadłej w Rydze. Zapytałem więc, dlaczego rodzina nie przeniosła się do Polski. Odpowiedziała, że oczywiście mogli to zrobić, ale jej rodzina mieszka w Rydze od XVII w. i to jest jej kraj rodzinny. Okazuje się, że na Łotwie, a więc w dawnej Kurlandii i tzw. Polskich Inflantach (Łatgalii) pozostała do naszych dni niewielka grupa  „rdzennych” Polaków, wtopionych tysiącami więzów w tamtejsze społeczeństwo, wśród którego ma uznanie i cieszy się szacunkiem i przyjaźnią. Łotysze pamiętają np., że w początkach stycznia 1920 r. Rzeczpospolita udzieliła Łotwie bezinteresownej zbrojnej pomocy w utrzymaniu ogłoszonej  18  listopada 1918 r. niepodległości. W dniu  3 stycznia 1920 r. rozpoczęła się operacja „Zima” – czyli polsko-łotewskie działania militarne mające na celu wyparcie bolszewików z dawnych Polskich Inflant, czyli Łatgalii. Okazało się niebawem, że w militarnych i dyplomatycznych zmaganiach o niepodległość Łotwy wystąpił dodatkowy podmiot – łotewscy Niemcy, którzy sformowali ochotnicze siły zbrojne (Baltische Landeswehra) i stali się dodatkowym graczem  w walce o panowanie nad terenami Łotwy.  Tak więc w zmaganiach tych uczestniczyła Łotwa, Sowiecka Rosja, „biali” Rosjanie z generałem Pawłem Bermondtem-Awałowem, dowódcą Zachodniej Armii Ochotniczej, także Brytyjczycy, Francuzi, Estończycy i Litwini, a w styczniu 1920 r. dołączyli Polacy. Sowieci obsadzili swoim wojskiem Dyneburg, dawną carską twierdzę  nad Dźwiną. Przez  Dyneburg przechodziła i przechodzi nadzwyczaj ważna linia kolejowa Warszawa-Petersburg, co czyniło to miasto szczególnie ważnym dla stron konfliktu.

Na pograniczu polsko-łotewskim Wojsko Polskie toczyło boje z Armią Czerwoną od sierpnia do października 1919 r. Osiągnęło wówczas linię Dźwiny, zdobywając m. in. przyczółek mostowy pod Dyneburgiem. Stanowiło to dogodny punkt wyjścia do udzielenia pomocy Łotyszom.

Piłsudski, ignorując zastrzeżenia politycznej opozycji w Polsce, 30 grudnia 1919 r. w Rydze podpisał tajne porozumienie polsko-łotewskie o rozpoczęciu wspólnej akcji zbrojnej pod kryptonimem „Zima”.

No i 3 stycznia 1920 r. Polacy skierowali do akcji Grupę Operacyjną generała Edwarda Śmigłego-Rydza (1. i 3. Dywizje Piechoty Legionów, 2. kompania czołgów – razem ok. 30 tysięcy żołnierzy). Łotysze wsparli ich swą 3. Dywizją Piechoty (10 tysięcy żołnierzy). Podjęty nad ranem 3 stycznia atak na Dyneburg, przeprowadzony przez dwa bataliony polskiej piechoty, zakończył się pełnym sukcesem. Większość garnizonu sowieckiego wycofała się uchodząc przed okrążeniem. Wkrótce rozpoczęły się kontrataki Armii Czerwonej. Walki toczyły się w niezwykle trudnych warunkach, wśród zamieci śnieżnych, przy 25-30-stopniowym mrozie. Szczególnie zaciekłe były dziesięciodniowe boje 1. Brygady Piechoty Legionów. 1 lutego 1920 r. Łotwa podpisała rozejm z Sowietami. Straty polskie w operacji „Zima” wyniosły 2 920 żołnierzy zabitych, rannych, zaginionych, chorych i z odmrożeniami. O skali zaangażowania Polaków świadczy fakt, że działające u ich boku wojska łotewskie utraciły tylko czterystu ludzi. Większość poległych żołnierzy Wojska Polskiego pochowanych zostało w Dyneburgu, w pobliży tamtejszej stacji kolejowej. W czasach sowieckich dawny cmentarz zamieniony został na wysypisko  śmieci. Dopiero po kolejnym odzyskaniu niepodległości przez Łotwę teren ten został uporządkowany i podkreślony okazałym pomnikiem. Obok powstał  (a raczej powstaje) rozległy park pamięci. W Dyneburgu istnieje i działa polskie gimnazjum, jedyna tego typu szkoła polska na Łotwie, a ludność polskiego pochodzenia stanowi 17% mieszkańców.

Zwiedzając zarówno Rygę, jak i Tallinn, bardzo często można natknąć się na pamiątki związane z Polską.  W Rydze szczególne znaczenie ma zrekonstruowany w ostatnich latach Pałac Czarnogłowców, w którym 18 marca 1921 r. podpisano kończący wojnę sowiecko-polską,  Pokój Ryski. Sowieci nigdy nie pogodzili się z przegraną „niezwyciężonej Armii Czerwonej”, toteż po zajęciu Łotwy doprowadzili do rozbiórki uszkodzonego w działaniach wojennych pałacu. Prawie w jego miejscu postawili pomnik sowieckich Strzelców Łotewskich (swoistej gwardii Dzierżyńskiego) oraz muzealny pawilon.  Łotysze z wielkim pietyzmem odbudowali Pałac Czarnogłowów, ale  – moim zdaniem – zapomnieli o wmurowaniu w jego fasadę pamiątkowej tablicy o Pokoju Ryskim. Być może, nie chcieli drażnić  rosyjskiego niedźwiedzia, gdyż w dwumilionowej Łotwie mieszka 560 tys. Rosjan (27%), prawie 70 tys. Białorusinów i 45 tys. Ukraińców (łącznie stanowią oni 32,4% ludności państwa). Tę obawę o reakcję Rosji i rosyjskojęzycznych mieszkańców swego kraju na Łotwie widać w wielu miejscach; podobnie jak w Estonii. Nie drażnić – to obowiązująca dewiza tamtejszych władz.

Będąc w Rydze i Tallinie  starałem się porównać ofertę turystyczną tych miast z Warszawą. Muszę przyznać, że nasza stolica słabo wypada na tle Rygi, a zwłaszcza Tallina. Nie dość, że wymienione miasta posiadają oryginalną i dużej klasy zabudowę średniowieczną, to – moim zdaniem – tamtejsze samorządy znacznie większą wagę przywiązują do rozwoju turystyki, szczególnie międzynarodowej. Dbałość o turystów jest najwyraźniej jednym z priorytetów, czego  zaprzeczeniem jest np. (w mojej ocenie) brak przyzwoitego parkingu dla turystycznych autokarów w rejonie warszawskiego Starego Miasta.

Wróć