Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Goryczy wiater spod samych Tater...

13-02-2019 20:21 | Autor: Mirosław Miroński
Niedawno miałem możność pojechać do Zakopanego. Właściwie do Doliny Kościeliskiej, do Kir. Niemniej, Zakopane i okolice obrałem sobie za cel moich wypadów. Wprawdzie byłem tam kilka miesięcy wcześniej, ale podczas ostatniego pobytu miałem więcej okazji do refleksji. Otóż Zakopane zmieniło się i to bardzo. Zmieniło się raczej na niekorzyść. Dlaczego?

Każdemu, kto znał Zakopane jeszcze sprzed kilku dekad, odpowiedź nasunie się sama. Nie chodzi tu wcale o to, że zmienił się jego wygląd zewnętrzny za sprawą nowej architektury. Nie ma w tym nic dziwnego. Bo w skali kilkudziesięciu lat wiele miejscowości się rozbudowało. Przybyło nowych obiektów. Są to normalne procesy, które zmieniają wygląd miasta czy wsi, ale służą nadrzędnym celom, jak choćby poprawa życia mieszkańców. Tymczasem w Zakopanem zmiany w architekturze miasta spowodowały, że straciło ono swój dawny charakter. W zamian – ani mieszkańcy, ani odwiedzający je turyści nie otrzymali niczego, a jeśli nawet, to niewiele.

Powstały nowe, imponujące, jeśli chodzi o wygląd galerie handlowe, co jest bardzo dobre dla wizerunku miasta. Wybudowano wiele marketów wielkopowierzchniowych, należących do znanych międzynarodowych sieci handlowych. Przybyło rozmaitych spa, gabinetów odnowy biologicznej, butików, sklepów z odzieżą oraz galanterią, barów etc. Na Antałówce, w miejsce przaśnego basenu już od kilku lat funkcjonuje nowoczesny Aqua Park Zakopane. Tak jak w dawnym obiekcie goście mogą korzystać z dobrodziejstwa wody o szczególnych właściwościach leczniczych. A to dzięki jej wyjątkowemu składowi chemicznemu (wapń, sód, siarka, magnez, krzem i potas). Kąpiele mają korzystny wpływ na bóle: reumatyczne, dolegliwości narządów ruchu, schorzenia skóry, poprawiają ukrwienie i obniżają ciśnienie krwi. Z okien basenu, nie wychodząc z wody, można podziwiać malowniczy widok na Tatry.

Wszystko byłoby zatem bardzo pięknie, gdyby nie fakt, że po wyjściu z wody i z samego obiektu rzeczywistość zdaje się zgoła inna. A to za sprawą wyjątkowo zasmrodzonego powietrza. Żeby to przybliżyć mieszkańcom Warszawy, wystarczy powiedzieć, że przypomina ono nieco to z okresów największego smogu w naszym mieście. Prawdę powiedziawszy, dawno już nie nawdychałem się tylu spalin, co w Zakopanym i w okolicznych miejscowościach. Turyści, którzy przyjeżdżają z nadzieją na świeże górskie powietrze, przeżyją tu szok. Większość pojazdów tzw. komunikacji miejskiej to stare mikrobusy, z silnikami typu diesel. Śmierdzą zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz niemiłosiernie. W dodatku nie ma już autobusów, które kiedyś obsługiwały zakopiańskie linie. Zamiast nich powstały linie prywatne, oferujące przejazdy busami, według cennika „jak się właścicielowi podoba”, czyli wg. uznania. Na tej samej trasie możemy zapłacić, nie wiedzieć czemu, od 4 zł do 9 zł. A jeśli chodzi zaś o komfort, to lepiej nie mówić…

Trudno powiedzieć dlaczego miasto wyzbyło się udziału w usługach transportowych na terenie Zakopanego i okolic. Faktem jest, że nie służy to nikomu poza właścicielami smrodliwych busów. Wprawdzie istnieją w samym Zakopanem linie miejskie, jednak ich zasięg jest ograniczony.

Kolejną bolączką, z którą każdy przyjezdny musi się w Zakopanem zmierzyć, jest brak miejsc do parkowania. Co prawda, parkingów nie brak, ale są to wydzielone miejsca prywatnych właścicieli służące do wydzierania „dutków” – jak określa się pieniądze w gwarze góralskiej – głównie od skazanych na takie prowizoryczne parkingi ceprów. Na każdym kroku widać ubranych w żółte kamizelki odblaskowe „naganiaczy”, którzy zachęcają do zaparkowania u nich. Jak widać, jest to lukratywny biznes dla miejscowych amatorów łatwego zarobku.

Tradycyjnie już przechodnie muszą poruszać się po nieodśnieżonych, wąskich chodnikach, z których tylko drobna część nadaje się do chodzenia. Pozostałą zaś zalegają hałdy brudnego śniegu.

Pomimo sezonu narciarskiego, na stokach i na ulicach nie widać wielu turystów. Trudno się dziwić, zważywszy, że dojechać tam nie jest łatwo. Wąskie gardło na zakopiance, czy korki w okolicach Skarżyska Kamiennej, Kielc, czy Krakowa powodują, że potencjalni turyści dwa razy zastanowią się, czy wyprawa do naszej stolicy narciarstwa jest warta przysłowiowej świeczki. Czy przypadkiem za mniejsze pieniądze nie lepiej jechać gdzie indziej? Choćby za granicę.

Pora już wyjaśnić, dlaczego ja, warszawiak w ogóle zajmuję się sprawami Zakopanego. Otóż Zakopane jest miejscem, do którego warszawiacy jeździli kiedyś masowo. Było tak przez całe lata. To z Zakopanego wyruszaliśmy na wędrówki po Tatrach, po szczytach górskich, po dolinach. Odwiedzaliśmy Chochołów, Czarny Dunajec, Kościelisko – tak pięknie uwiecznione w piosence „Księżyc nad Kościeliskiem” z tekstem Wojciecha Młynarskiego, śpiewanej przez niego i Łucję Prus do muzyki, którą napisał Włodzimierz Nahorny.

Drugi powód jest taki, że w Zakopanem, gdzie ścierają się interesy prywatnych właścicieli gruntów, widać jak na dłoni, że często nie służy to ogółowi. W wyniku niekończących się sporów nie działają wyciągi narciarskie. Partykularne interesy biorą górę.

Gdyby przy podejmowaniu decyzji uwzględniano przede wszystkim wspólne dobro, z pewnością lepiej i zdrowiej żyłoby się mieszkańcom i przyjezdnym, którzy chętniej odwiedzaliby tę wątpliwą dziś perłę Tatr. Warto z tego przykładu wyciągnąć wnioski również u nas.

Wróć