Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gniew ludu może ich zmieść!

09-01-2019 23:17 | Autor: Tadeusz Porębski
Europa wchodzi w okres społecznych protestów na nienotowaną dotychczas skalę. Ich zaciekłość oraz zakres muszą napawać coraz większym niepokojem. "Żółte kamizelki" zaczynają zalewać Francję, powodem nasilających się strajków ma być zapowiadana przez prezydenta podwyżka cen benzyny i reforma kodeksu pracy. Nie jest to pełna prawda.

Z doniesień mediów coraz częściej dobiega krzyk rozpaczy pojedynczych uczestników protestów: "Nie wystarcza nam pieniędzy do pierwszego, nie ma już miejsca na zaciskanie pasa". Protest eskaluje, ponieważ w ślad "Żółtych kamizalek" poszły „Czerwone długopisy”, powstała na Facebooku grupa 60 tysięcy nauczycieli z terenu całego kraju niezadowolonych ze swojej sytuacji bytowej. Na razie protest jest miękki, nauczyciele postanowili stawiać swoim uczniom tylko najlepsze oceny, niezależnie od stanu ich wiedzy. Zapowiadają jednakowoż, iż w przypadku niespełnienia przez rząd ich postulatów wyjdą na ulice. Nauczyciele domagają się podniesienia płac, zwiększenia liczby stanowisk dydaktycznych oraz lepszych warunków pracy.

Niedawne zamieszki w Londynie, z trudem opanowane przez policję, mogą być preludium tego, co stanie się po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Jest bardzo prawdopodobne, że i tam ktoś zacznie rozdawać żółte kamizelki. Być może nie nastąpi to zaraz po Brexicie, ale niepewność, obniżenie stopy życiowej i poczucie straty zaczną generować społeczny gniew. Już dziś można zaobserwować tam jego eskalację. Zastraszająco rośnie liczba przestępstw, nad Wyspami pojawiło się widmo bezrobocia.

Na początku grudnia dziesiątki tysięcy Węgrów wyszły na ulice Budapesztu, a wkrótce innych miast, protestując przeciwko zmianom w kodeksie pracy. Ludzie nazywają nowelizację „ustawą niewolniczą”, ponieważ dopuszcza więcej nadgodzin, które mają być rozliczane z kilkuletnim opóźnieniem. Podobnie jak we Francji protest socjalny przerodził się w protest o podłożu politycznym, bowiem do demonstracji przyłączyły się wszystkie partie opozycji, od skrajnie prawicowego Jobbiku po hipsterski Ruch Momentum.

W Wiedniu ludzie wyszli na ulice w pierwszą rocznicę powstania rządu Sebastiana Kurza, który zawiązał koalicję ze skrajnie prawicową Wolnościową Partią Austrii, ugrupowaniem o neofaszystowskich korzeniach. Dominowały transparenty z napisami: „Nie pozwolimy przejąć rządu faszystom”. W Albanii dziesiątki tysięcy studentów protestowało przeciwko podwyżce czesnego na studia, ale także przeciwko biedzie i wszechobecnej korupcji. Dwaj najważniejsi ludzie w państwie – premier Edi Rama i minister spraw wewnętrznych Fatmir Xhafaj – oskarżani są o powiązania z mafią i przemyt narkotyków. Protestują w Rumunii i w Bułgarii. W Belgradzie, stolicy Serbii, odbyły się masowe marsze przeciw autorytarnym rządom prezydenta Aleksandra Vucicia. Powodem demonstracji było brutalne pobicie jednego z polityków opozycji przez "nieznanych sprawców w czarnych koszulach". Tam na transparentach widniało hasło: "Stop krwawym koszulom”. Dziesiątki tysięcy demonstrantów wyszły na ulice Skopje, by żądać dymisji premiera Nikoły Grujewskiego rządzącego Macedonią od 2006 r. Jest on oskarżany o sfałszowanie przedterminowych wyborów w 2014 r. i patronowanie korupcji.

Ubiegłoroczne, nasilające się protesty w różnych częściach Europy łączy przede wszystkim wściekłość na sprawujące władzę elity, których nieudolne i korupcjogenne rządy pogłębiają pauperyzację społeczeństwa. To kontynuacja buntu peryferiów przeciwko centrum i przeciwko globalizacji, którego efektem było m. in. zwycięstwo zwolenników wyjścia Wielkiej Brytanii z UE w referendum z 2016 r. Będzie coraz gorzej, ponieważ po raz pierwszy w dziejach ludzkości 1 proc. najbogatszych ludzi na świecie posiada większy majątek niż pozostałe 99 proc. populacji. Z każdym rokiem pogłębia się proces nierówności społecznych, alarmuje organizacja humanitarna Oxfam. Eksperci wyliczyli, że 62 osoby posiadają tyle, co biedniejsza połowa światowej populacji. Dla porównania pięć lat temu było to 338 osób. Tak szybki postęp w bogaceniu się nielicznych źle wróży całemu światu. Ludzie chcą przede wszystkim stabilizacji, a kiedy zaczynają ją tracić i nie wystarcza do pierwszego może zdarzyć się wszystko.

Niejaki Fish, czyli Derek William Dick, mocno filozofujący lider świetnej neoprogresywnej kapeli rockowej Marillion powiedział w wywiadzie dla prasy jakieś 10 lat temu: "Dzisiejszy świat zaczyna mi przypominać świat sprzed Rewolucji Francuskiej – garstka ludzi ma wszystko, reszta tylko biedę i ciągłą walkę o przetrwanie. To musi się kiedyś źle skończyć". Oby jego katastroficzna przepowiednia się nie spełniła. Nie należy jednak zapominać, że krwawa Rewolucja Francuska zaczęła się od niewinnego na pozór skomentowania przez królową Marię Antoninę buntu głodujących chłopów, którzy domagali się od króla chleba: "Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka".

Wróć