Pierwsze niemieckie bomby spadły na śpiący jeszcze Wieluń. Atak ten nie był podyktowany względami strategicznymi. Był demonstracją siły i bezwzględności agresora. Kolejne uderzenia nastąpiło wczesnym rankiem na półwysep Westerplatte, stanowiący eksklawę Rzeczypospolitej Polskiej na terenie Wolnego Miasta Gdańska.
Szaleństwo – które ogarnęło sąsiadujące z nami kraje, mające ambicje imperialne, czyli: III Rzeszę pod wodzą Hitlera i Rosję Radziecką pod wodzą Stalina – udzieliło się też innym. Doprowadziło to do podpalenia całego świata dosłownie i w przenośni. Po przyłączeniu się do nich jeszcze kilku innych państw wojna rozlała się na wszystkie kraje i kontynenty, stając się tym samym wojną globalną. Nad Europą zawisło widmo śmierci, a brunatny i czerwony terror zbierały swoje krwawe żniwo. Jego bilans to miliony zabitych na polach walki i zgładzonych w wymyślnych fabrykach śmierci, które służyły do eksterminacji poszczególnych ludzi i całych narodów. Wyposażono je w komory gazowe, krematoria i urządzenia służące do unicestwienia ludzkich mas w krótkim czasie. Przypominało to linie produkcyjne, istniejące w fabrykach i zakładach przemysłowych. Z czymś takim świat jeszcze się nie zetknął. Niezwykle trudno było uwierzyć powojennej opinii publicznej w doniesienia o zbrodniczych praktykach Niemców i Rosjan na okupowanych przez nich terytoriach. Z rąk obydwu agresorów miliony ludzi zostały zabite lub zmarły z głodu i wycieńczenia. Inni stracili życie na skutek przesiedleń, wywózek lub pracy niewolniczej. Z podobnymi, choć na nieco mniejszą skalę praktykami, mieli do czynienia mieszkańcy rejonów Azji i Pacyfiku, gdzie imperialna polityka Japonii także doprowadziła do śmierci ich ofiar. Tam także istniały obozy dla jeńców, w których dokonywano zbrodniczych czynów na masową skalę.
Straty poniesione przez poszczególne kraje i narody są trudne do oszacowania.
W Polsce są one szczególnie duże. Nasz kraj doświadczył zniszczeń i straty ludności oraz terytorium w znacznie większym stopniu niż inne. Są to straty trudne do wyobrażenia, a jeszcze trudniejsze do wyliczenia. Jak wycenić śmierć sześciu milionów obywateli? Trudno precyzyjnie ocenić, jak potężny był to cios dla społeczeństwa i gospodarki. Jak wielki wkład mogli ci ludzie wnieść do życiu naszego kraju po wojnie? Ile pożytków mogli dać dzięki swojej pracy i wiedzy polskiemu państwu? W jakim stopniu zmieniło się życie poszczególnych rodzin, dzieci wychowujących się bez rodziców? Jak wielki potencjał społeczny i narodowy utracono bezpowrotnie? Na te pytania niezwykle trudno odpowiedzieć. Być może nigdy i nikt na to nie odpowie.
Paradoksalnie, nie doczekaliśmy się jako państwo reparacji, czy też jakichkolwiek odszkodowań za poniesione straty ani od Niemiec, ani od Rosji. Stawia nas to w gronie społeczności międzynarodowej na ostatnim miejscu pod tym względem obok m. in. Grecji i Włoch. Większość krajów uzyskała już odszkodowania, w tym nawet tak odległy od Europy kraj jak Meksyk. Dobrze chociaż, że w następstwie powojennych rozliczeń z Niemcami przejęliśmy ważne tereny, należące do Rzeszy, nazywane przez długi czas Ziemiami Odzyskanymi.
Pamięć o wojnie jest nierozerwalnie związana z kalendarzem. Powraca do nas każdego roku we wrześniu. Podtrzymujmy ją dla nas samych i dla przyszłych pokoleń, bo w tym leży tak ważna idea ciągłości historycznej i kulturowej naszego narodu. Jak wiemy, naród pozbawiony swoich korzeni staje się zbiorowiskiem niezwiązanych ze sobą osób.
W opowiadaniu „Gloria victis” (łac. – chwała zwyciężonym) Elizy Orzeszkowej o pojawiających się postaciach mówi las. To on jest głównym narratorem. Autorka powierza poszczególnym drzewom rolę opowiadających o bohaterach. Jest to piękna, zawierająca określoną symbolikę alegoria literacka, jednak w przeciwieństwie do tej wizji naszej wielkiej pisarki, to my, ludzie powinniśmy przekazywać historię swoim następcom.