Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Pcim...

07-02-2024 20:55 | Autor: Maciej Petruczenko
Zapomniał wół, jak cielęciem był – to przysłowie można by zacytować Mariuszowi Kamińskiemu, Maciejowi Wąsikowi, Jarosławowi Kaczyńskiemu i innym aktorom kabaretu narodowego, czyniącym farsę z określenia „prawo i sprawiedliwość”. Osobnicy ci przypominali w środę 7 lutego br. gromadę kibiców usiłujących wepchnąć się na stadion piłkarski bez biletu i szarpiących się z porządkowymi. Celem polityków, przepychających się ze Strażą Marszałkowską, było umożliwienie wejścia na salę obrad w Sejmie dwu ewidentnym przestępcom, a za takich sąd uznał Kamińskiego i Wąsika.

W grudniu 2016 roku rządząca wówczas Polską pisowska większość parlamentarna znalazła się w odwrotnej sytuacji i niczym upoważniona do tego straż zablokowała konkurentom politycznym wejście do Sali Kolumnowej Sejmu, żeby bez ich udziału, w o wiele za małym dla poselskiego plenum pomieszczeniu przegłosować uchwalenie bardzo ważnych ustaw, w tym ustawy budżetowej. Do dzisiaj można usłyszeć w nagraniach z tamtego wydarzenia, jak pisowski demokrata mówi do swego politycznego rywala: wypadaj stąd – nie chcąc go wpuścić na salę. A ciasna Sala Kolumnowa stała się wówczas symbolem politycznego terroru w parlamencie. Terrorystami byli przedstawiciele strony rządowej. Wielu posłów opozycji nie dopuszczono do głosu, a głosy były liczone ręcznie w zbitym tłumie zebranych i faktycznie nie było kontroli nad tym, co się w owym momencie dzieje. Zresztą przeważający liczebnie terroryści zostawili posłom opozycji bodaj tylko 20 krzeseł, więc i tak nie było za bardzo gdzie usiąść, a nawet gdzie stąpnąć.

Jak słusznie podkreśla się teraz, w tamtej sytuacji mieniący się strażnikiem Konstytucji i demokracji prezydent Andrzej Duda nie był uprzejmy zaprotestować, tylko podpisywał wszystko, co mu podsunęli niedawni towarzysze partyjni. Zasłynął wtedy jako Długopis, działający ze szczególną intensywnością w trybie nocnym, żeby polityczne kombinacje, partii, która go namaściła, sygnować po cichu, poza oczami społeczeństwa. Większość Polaków zapewne nie pamięta, iż właśnie tamtego dnia zaczął się ciąg systematycznego łamania prawa i demokracji przez dążącą do autorytaryzmu klikę, dowodzoną przez Jarosława Przemądrzałego.

Dziś Maciej Wąsik krzyczy, że nowa władza wprowadza autorytaryzm, zapominając oczywiście, jak kolejni marszałkowie Sejmu z ramienia PiS faktycznie uniemożliwiali posłom opozycyjnym zabranie głosu, podczas gdy obecny marszałek Szymon Hołownia traktuje dzisiejszą mniejszość parlamentarną z godną dyplomaty uprzejmością, nie zwracając uwagi na jej język, jakże często nieparlamentarny, na epitety, kwalifikujące się automatycznie do wytoczenia sprawy sądowej o zniesławienie. Nawykły od lat do nieliczenia się z prawem Jarosław nazywa premiera Donalda Tusk jest „niemieckim agentem”, a nawet pozwala sobie na takie oto stwierdzenie: „Wola Tuska jest prawem. Byli już tacy, których wola była prawem. Wola Führera była prawem”. Tak powiada twórca pisowskiej nomenklatury, którą obsadził niemal wszystkie ważne stanowiska centralne i terenowe. Jak na ironię, Tuskowi zarzuca się ostatnio wczasowanie się na nartach, jakby już zapominając o tym, że narciarskie hobby realizuje od lat prezydent Duda, za co akurat – obu można tylko pochwalić.

Anna Zalewska z PiS szyderczo używa określenia „koalicja ośmiu gwiazdek”, niejako krytykując przynależność Polski do Unii Europejskiej, której instancje wielokrotnie wskazały kolejne przypadki łamania prawa przez polityczną szajkę, służalczo wykonującą polecenia wodza – wielkiego z uwagi na osobiste ambicje, a zniżającego się do czysto fizycznych przepychanek, gdy doszło do utraty władzy. Trudno w tej sytuacji nie zacytować Andrzeja Dudy, znanego już z tego, że prędzej mówi niż myśli. To on wszak, idąc tokiem myśli swego guru Jarosława Kaczyńskiego, nazwał Unię „imaginowaną wspólnotą”, ostatnio zaś w Kanale Zero – jakby zapominając, jakie jest stanowisko państwa polskiego wobec napadnięcia Ukrainy przez Rosję – pozwolił sobie na wywód historyczny, jednoznacznie przyznając przynależność Krymu do rosyjskiego imperium. W zręcznie narzuconym przez Krzysztofa Stanowskiego i Roberta Mazurka luźnym trybie rozmowy prezydent RP poczuł się nagle, jakby rozmawiał z kumplami przy piwie i – mimo woli – zdradził, jakie jest jego osobiste przekonanie. Brawa dla wywiadujących go dziennikarzy za wyciągnięcie z lokatora dawnego Pałacu Namiestnikowskiego, co naprawdę myśli na bardzo ważny temat. Tak naprawdę jednak, po takim wynurzeniu ten nominalnie Pierwszy Polak powinien podać się do dymisji. A może się wydawać, że skutkiem owego nieprzemyślanego chlapnięcia jest nagłe zachęcenie reżimu Putina do atakowania terenów ukraińskich. Bo skoro prezydent RP – przynajmniej w części – opowiedział się po stronie postcarskiego i postsowieckiego imperium, to można sobie powiedzieć: hulaj dusza! Już teraz Rosjanie podpowiadają Polakom dyskretnie, że po zwycięstwie nad Ukrainą przeniosą stolicę tej (przypuszczalnie już wyzbytej niepodległości) republiki do Lwowa, żeby wzbudzić na powrót niechęć polsko-ukraińską.

Andrzej Duda wypowiada takie opinie, że jego nowy szef gabinetu Marcin Mastalerek, zwany już złośliwie wiceprezydentem, wciąż tłumaczy ex post, iż szef został źle zrozumiany. O dziwo – coraz częściej takie same tłumaczenia dochodzą z Rzymu, gdzie watykański rzecznik wyjaśnia, iż wiekowy papież Franciszek, wygłaszając jakiś pogląd, miał co innego na myśli. Tylko w wypadku Daniela Obajtka, niedawnego wójta Pcimia, wywindowanego przez PiS na stanowisko prezesa wielkiego koncernu Orlen – łatwo zrozumieć, o co mu głównie chodzi. Ten pan, chyba z największą w Polsce maestrią realizuje hasło: rodzina na swoim. Bo choć ustąpił z prezesury w Orlenie, dach nad głową znajdzie niemal w każdym zakątku kraju... Kto pozna majątek Obajtka, ten od razu zrozumie, czym różni się ten obywatel od pani wójt gminy Lesznowola Marii Jolanty Batyckiej-Wąsik. Bo w jej wypadku przybywa tylko rządzonej przez nią gminie...

Wróć