Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gdzie Poland, gdzie Holland...

17-11-2021 20:53 | Autor: Tadeusz Porębski
Powiadają, że tam gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania. Stare porzekadło określa polski charakter – wieczna niezgoda i kłótliwość. Pasuje jak ulał do dzisiejszej rzeczywistości. Już nie różnimy się pięknie – różnimy się tak, że aż strach. W dyskusjach dotyczących polityki i dnia dzisiejszego za łby biorą się nawet członkowie najbliższej rodziny. Wiele wody upłynie w Wiśle, zanim zdołamy zasypać podział w społeczeństwie. Ja już wtedy nie będę żył, a szkoda, bo chciałbym doczekać chwili, kiedy Polak przestanie być Polakowi wilkiem. Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej także dzieli, choć sondaże pokazują, iż zdecydowana większość narodu jest przeciwna najazdowi na nasz kraj ekonomicznych migrantów, poszukujących w Europie lepszego życia. W tym całym granicznym bajzlu oczywiście czuć dyktatorską rękę „batiuszki” Łukaszenki, który zagniewany na Unię Europejską chce z zemsty zasypać Stary Kontynent przybyszami z różnych części świata, by wprowadzić tam chaos.

Czuć też palec wskazujący Władimira Władimirowicza, któremu zależy na destabilizacji w łonie UE. „Batiuszka” musi podążać za palcem swojego politycznego mecenasa, bo tylko dzięki jego wsparciu utrzymuje władzę w kraju. Jeden grymas niezadowolenia pana na Kremlu i jest po nim. „Batiuszka” straszy zablokowaniem przepływu gazu przez terytorium Białorusi. To pic na wodę, bo gaz jest rosyjski i Gazprom nigdy nie zgodzi się na poniesienie finansowych strat z powodu widzimisię jakiegoś białoruskiego watażki. Jest bardzo prawdopodobne, że przebiegły Putin wkrótce sprzeda duraka Łukaszenkę w zamian za poluzowanie sankcji nałożonych przez UE na Rosję za bezprawną aneksję Krymu i celową destabilizację Ukrainy. Unia chętnie na to pójdzie, bo dzięki temu pokojowo rozwiąże problem uchodźców na wschodniej granicy i poprawi stosunki – przede wszystkim gospodarcze – z największym krajem świata. Wielki biznes od dawna naciska własne rządy, by przestać kopać się z koniem i odmówić umierania za jakiś Krym, czy jakiegoś Nawalnego. Rosja to gigantyczny rynek zbytu oraz światowa tablica Mendelejewa – posiada prawie wszystkie cenne surowce potrzebne światowej gospodarce. W dobie globalnego kryzysu i globalnej spekulacji surowcami kopalnymi poprawne stosunki z Rosją to zapowiedź interesów palce lizać. Ukraina, Nawalny i pozostali rosyjscy dysydenci, a także zajadła antyrosyjska Polska zostaną zepchnięci na margines.

Póki co, trwa szturm ekonomicznych migrantów na naszą granicę. Polacy poprawni politycznie poddają totalnej krytyce działania żołnierzy Straży Granicznej i policjantów walczących z najazdem. Niektórzy, jak aktorka Barbara Kurdej-Szatan, posuwają się nawet do zniesławiania ich. Moim zdaniem pani ta zdecydowanie „przegła pałkę”, jak mawia imć Ferdynand Kiepski. Aktorka szybko zreflektowała się, wyraziła w necie skruchę, ale i tak straciła rolę w telewizyjnym serialu – tasiemcu, a wkrótce prokurator postawi jej zarzut zniesławienia. Pan Maciej Stuhr wraz z małżonką równie mocno angażują się w pomoc uchodźcom, ale robią to tak, by uniknąć prokuratora. Oni akurat udzielili na rok schronienia rodzinie czeczeńskiej i miało być bardzo sympatycznie, a rodzina szczęśliwców „w ramach rewanżu chętnie pomagała państwa Stuhrom w gospodarstwie”. Ciekawe, czy znany aktor i znana dietetyczka płacili im za wykonywaną pracę, czy też Czeczeni służyli im przez rok tylko za michę i dach nad głową.

Ja jakoś nie jestem politycznie poprawny i nigdy nie będę. Nudzi mnie to po prostu. Patrzę na naszą wschodnią granicę i co tam widzę? W odróżnieniu od Kurdej – Szatan, młodego Stuhra i reżyserki Agnieszki Holland widzę tam przede wszystkim przestępstwo, polegające na próbie nielegalnego przekroczenia granicy. To jest surowo ścigane pod każdą szerokością geograficzną. W głowie się nie mieści, by kilka tysięcy uchodźców z zupełnie innej strefy kulturowej i obyczajowej, ot tak sobie, wchodziło sobie rączym krokiem na terytorium naszego państwa. Jedynym ich uzasadnieniem jest to, że poszukują lepszego życia. To tak nie działa. Uzyskanie azylu politycznego to cała procedura najeżona przepisami. Trzeba udowodnić, że we własnym kraju ty i twoja rodzina doznajecie prześladowań z takiego czy innego powodu, które zagrażają twojemu zdrowiu, karierze zawodowej, bądź życiu. Za chęć poprawienia sobie sytuacji bytowej azyl się nie należy. Polska to nie przytułek, który przytuli każdego głodnego i zziębniętego. Ale nawet do przytułku nie wchodzi się bez pukania. Trzeba wpierw poprosić o schronienie, być trzeźwym i wylegitymować się. Znaczy, nawet tam obowiązują pewne zasady.

W takiej mniej więcej konwencji wysmażyłem post na Facebooku, bo wkurzyli mnie ludzie bluzgający na żołnierzy i policjantów pilnujących porządku i przestrzegania prawa na granicy z Białorusią. Od razu dostałem po łbie od kilkorga najbardziej zacietrzewionych obrońców uciśnionych. Odezwała się też w te słowy reżyserka sławy światowej Agnieszka Holland: „ Poprawienie sobie bytu… Tak, ci bezczelni śniadoskórzy lubią w tym celu tonąć w morzu albo zamarzać w białoruskim lesie lub na polskich bagnach. Tylko Polacy budują swoją ojczyznę, w ogóle nie wyjeżdżają w celu poprawy bytu, przestrzegają przepisów, nigdy nie pracowali na czarno w Anglii i nie siedzieli latami bez ważnej wizy w Stanach, mnożą się radośnie, aby polskość kwitła i znani są z chrześcijańskiego współczucia i staropolskiej gościnności”. Koniec cytatu.

Pani reżyserka albo nie rozumie mojego toku myślenia, albo też nie chce zrozumieć, bo to ona zdaje się sprzedawać jedyne prawdy objawione. Otóż, owszem, Polacy wyjeżdżają i wyjeżdżali zagranicę w celu poprawy bytu, ale nie szturmowali granic Niemiec, USA i innych krajów. Sam wyjechałem do Niemiec w 1985 roku, bo miałem cienko w kieszeni, w sklepach pustki, a komuna mocno trzymała ludzi za gardło. Pierwszy lepszy łaps z milicyjną blachą mógł zrobić ze mną, co tylko chciał. Owszem, wyjechałem, ale wpierw musiałem skombinować zaproszenie, odstać dwa dni pod niemiecką ambasadą, a po przyjeździe na miejsce poprosić o azyl i wylądować na trzy miesiące w obozie w Zirndorf, gdzie zostałem poddany wielokrotnym przesłuchaniom. Dopiero potem udzielono mi prawa pobytu, przyznano mieszkanie na wsi, lichy socjal i darmowy kurs języka niemieckiego, co pozwoliło mi rozejrzeć się za pracą. Po dwóch latach ciężkiej tyrki na zmywaku i w fabryce kartonu znalazłem dobrze płatną pracę w małym kasynie gry (Spielzenter) jako kierownik zmiany.

Nie szturmowałem granic, nie rzucałem kamieniami w żołnierzy i policjantów, nie stworzyłem zagrożenia dla własnej rodziny, ponieważ jestem człowiekiem odpowiedzialnym i zdecydowałem się emigrować sam. Gdyby się nie udało, wróciłbym na własne śmieci. Na szczęście się udało i mogłem zaproponować rodzinie wyjazd na gotowe, ale, o dziwo, odmówili, więc kiedy komuna padła zabrałem tyłek w troki i wróciłem do Polski. Na koniec mam do pani Holland pytanie: czy to ja albo którykolwiek z Polaków kazaliśmy „śniadoskórym„ wsiadać na łodzie i tonąć w morzu, bądź lecieć na Białoruś i „zamarzać w lesie lub na polskich bagnach”? Nie, nie, paniusiu, to nie my jesteśmy winni, że „śniadoskórzy” toną i zamarzają w lasach, ale oni sami. Przez własną nierozwagę i nieprzemyślaną, nieodpowiedzialną decyzję wyjazdu w nieznane. Położyli na szali życie swoje oraz własnych dzieci, by dotrzeć do płynącego mlekiem i miodem Edenu, gdzie można nie pracować, a i tak państwo daje zapomogi w gotówce i zapewnia darmowy dach nad głową. Proszę więc, pani słynna reżyserko, nie szukać odpowiedzialnych za tragedię na granicy wśród zwykłych Polaków, polskiego rządu, dowódców kierujących oddziałami wojska i policji, czy wreszcie samych żołnierzy i policjantów.

Zapytam także, bo gnębi mnie to mocno, co ma oznaczać fragment postu słynnej pani reżyserki do mnie, że Polacy „mnożą się radośnie, aby polskość kwitła”. Co to jest? Wyczuwam szyderstwo. A na przykład Żydzi mnożą się mniej radośnie? Albo „śniadoskórzy”? Zaczynam zachodzić w głowę, czy pani Holland w ogóle czuje się Polką.

Wróć