Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gazeciarski branża w kłopotach, smutne wnioski – znikną kioski

03-05-2017 19:18 | Autor: Maciej Petruczenko
Z końcem 2016 roku sprzedawanie gazet w kiosku przy ulicy Beli Bartoka zakończyła ulubienica prasowej klienteli – Teresa Ruta. Nie tylko na Ursynowie budek z papierowymi nośnikami informacji, oferujących dodatkowo „mydło i powidło” – coraz mniej.

„Dziennik – Gazeta Prawna” ogłosił, że działalność kiosków podcina z jednej strony spadek zapotrzebowania na wychodzącą z obiegu prasę, z drugiej zaś rzecz o wiele bardziej prozaiczna – podatek handlowy i podniesienie minimalnej stawki godzinowej do 12 złotych, co sprawia, że budkowy biznes staje się coraz mniej opłacalny. Podobno w Polsce jest już tylko nieco pond 56 000 kiosków, o 18 000 mniej niż 10 lat temu.

Warto przypomnieć, że moda na kioski uliczne przeniosła się do Warszawy w 1877 z Paryża, gdzie pierwsze budki z gazetami stanęły 20 lat wcześniej, by z czasem rozrosnąć się do liczby aż 340 punktów sprzedaży najnowocześniejszego naówczas środka masowego przekazu. Dzisiaj kioski paryskie rozprowadzają już tylko 40 procent prasy w mieście, sprzedając dodatkowo papierosy, bilety na loterię, pocztówki, gadżety turystyczne, parasolki, środki higieny oraz – od niedawna – żywność w opakowaniu. Wobec zmniejszającej się liczby zabytkowych kiosków władze Paryża zainicjowały w 2011 akcję ich ratowania i w ciągu pięciu lat ich liczba podskoczyła z 252 do 336. Dzierżawienie kiosku w stolicy Francji kosztuje zaledwie 120 euro miesięcznie, więc są to całkiem dogodne warunki do prowadzenia takiego interesu, jakkolwiek w dobie Internetu czytelnictwo gazet gwałtownie spada i coraz trudniej o klienta, który chciałby kupić w budce ten podstawowy towar.

Starsi czytelnicy prasy pamiętają, jaką popularnością cieszyły się u nas gazety w okresie międzywojnia i długo po wojnie, gdy w czasach PRL rekordy sprzedaży biły największa popołudniówka „Express Wieczorny” i nieśmiertelny, wychodzący od 1921 roku „Przegląd Sportowy”. Ten ostatni był towarem sprzedawanym często „spod lady”, bo kioskarze chowali go dla „lepszych klientów” ewentualnie wymuszali sprzedaż wiązaną: – Dostaniesz pan przeglądziaka, jak pan kupisz jednocześnie „Trybunę Ludu”.

Ach, gdzie te czasy, gdy co drugi pasażer pociągu lub tramwaju czytał w podróży gazetę... Teraz pasażerowie metra ślipią w smartfony, tablety lub notebooki i ani im w głowie sięganie po prasę, która stała się czymś staromodnym niczym złoty zegarek z dewizką. Zresztą elektroniczna forma utrwalania pisma dotyczy nie tylko prasy i książek. Coraz częściej widzi się muzyków, którzy zamiast papierowego zapisu kładą przed sobą zapis nut na tablecie, na którym o wiele wygodniej przesuwa się poszczególne strony nie obawiając się, że kartki się zlepią.

W branży gazeciarskiej zapomniano już o „gorącym składzie”, o zecerach i metrampażach. Komputeryzacja stała się na każdym odcinku mass mediów niebywałym udoskonaleniem, a internetowe portale informacyjne usuwają w cień papierowe wydania dzienników. Dlatego nie bez sentymentu wspominam kiosk przy Bartoka w rejonie Wokalnej, gdzie przesympatyczna pani Teresa Ruta miała przez 15 lat stałą klientelę, na ogół w osobach starszych pań i starszych panów, przyzwyczajonych do kupowania prasy.

– Chociaż nie jestem mieszkanką Ursynowa, w 2001 roku zdecydowałam się na prowadzenie kiosku właśnie w tej dzielnicy, chciałam się bowiem zawodowo usamodzielnić i nie mieć już bata nad głową, jakim były w owym czasie grupowe zwolnienia z pracy, które dotknęły mnie aż czterokrotnie – mówi pani Teresa. – A pracowałam wcześniej w PTTK, w Ministerstwie Przemysłu Chemicznego i Lekkiego, w rozprowadzającej filmy Entertainment Group. W końcu razem z siostrą kupiłyśmy kiosk i nareszcie miałam pewność, że nikt mnie z pracy nie zwolni.

Gdy startowałyśmy z naszym biznesem w 2001 roku, gazety miały jeszcze o wiele większe znaczenie, więc sprzedawałyśmy ich bardzo dużo. Potem sprzedaż zaczęła stopniowo maleć, a już ostatnie dwa lata to był gwałtowny spadek sprzedaży dosłownie z tygodnia na tydzień. Świat informacji przenosi się błyskawicznie do wirtualu. Włącza się Internet i zaraz wszystko się wie. Mogę tylko wspominać z rozczuleniem, że do stałych klientów mojego kiosku należał chociażby znany piosenkarz Robert Janowski, a jeden z mieszkających w sąsiedztwie amatorów prasy przyjeżdżał kupować u mnie gazety nawet wtedy, gdy już przeprowadził się na Mokotów. Do końca 2016 roku miał założoną teczkę, w której odkładałam mu prenumerowaną prasę.

Przez 15 lat zyskałam na Ursynowie całą armię znajomych i przyjaciół. Niektóre panie przychodziły po prostu na plotki. Stałam się, chcąc nie chcąc, siostrą spowiedniczką. Ludzie mnie polubili, niektórzy przynosili mi nawet z dobrego serca gorące obiady. Nigdy w życiu nie zaznałam tyle ciepła, więc nic dziwnego, że pokochałam Ursynów i z wielkim żalem zdecydowałyśmy się z siostrą na zamknięcie kiosku, rozczarowując aż 60 klientów mających u nas teczki.

Kiosk przy Wokalnej odgrywał w szerokim sąsiedztwie rolę integracyjną. Teraz panie dzwonią do mnie, że nie ma się gdzie spotkać. A ja czuję, że moje życie stało się puste – zwierza się z rozrzewnieniem Teresa Ruta, mając świadomość, że nadszedł koniec pewnej epoki.

No bo kioski z gazetami zaczynają stopniowo znikać jako relikt przeszłości, tak jak zniknęły już dawno budki telefoniczne. Dlatego starajmy się szanować panów kioskarzy i panie kioskarki, dopóki jeszcze są. Żaden smartfon ani tablet nie zastąpi nam przecież żywego człowieka.

Wróć