Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Faryzeusze, wystąp!

22-04-2020 21:22 | Autor: Maciej Petruczenko
Złośliwcy, którzy żadnej władzy nie uszanują, zaironizowali w internetowych postach, że premier Mateusz Morawiecki rzeczywiście wyszedł naprzeciw przedsiębiorcom zagrożonym bankructwem z powodu pandemii koronawirusa. Umożliwiając ponowny dostęp do parków i lasów, sprawił bowiem, że będą mieli oni przynajmniej gdzie się powiesić... Tak Bogiem a prawdą, tego rodzaju stwierdzenie to wcale nie żart, bo w wielu wypadkach ludzie dźwigający na swych barkach gospodarkę narodową nie będą mieli innego wyjścia, powtarzając tylko pamiętne słowa Adama Mickiewicza: nigdzie drogi ni kurhanu.

Nie tylko w Polsce zresztą przedsiębiorcy mają teraz nie lada problem. W Etiopii słynny „cesarz biegów długich” Haile Gebrselassie zastanawia się, jak przetrwać wirusowy kryzys w sytuacji, gdy mu zamknięto plantacje kawy, hotele, kina i fitness kluby, w których zatrudnia w sumie aż 3000 osób. Pamiętając, jak sam był kiedyś biedny, Haile wzdraga się przed zwolnieniem któregokolwiek z pracowników, ale na wszelki wypadek radzi tym z plantacji kawy, żeby na razie przestawili się na przydomową uprawę ziemniaków, bo wkrótce umrą z głodu.

U nas podobny problem mają Polskie Linie Lotnicze LOT i nikt teraz nie pyta kokieteryjnie: „Why not by LOT?”, skoro niemal wszystkie rejsy są zawieszone, a personel będzie musiał za chwilę z głodu palce gryźć albo nająć się do rozładowywania wypełnionych deficytowym towarem ukraińskich antonowów, które – ku memu zdumieniu – wita się w asyście żołnierskiej kompanii honorowej. Tak mi to akurat pasuje do rozładunku, jak hymn narodowy śpiewany uczestnikom mordobicia.

Z lotniczej potęgi, która jeszcze kilka tygodni temu chciała połknąć niemieckiego Condora, zrobiło się „a LOT of trouble”. W sektorze państwowym zresztą kłopotów jest dużo więcej, bo w błyskawicznym tempie rośnie armia niepotrzebnych pracowników. Władza centralna zapowiedziała więc cięcia personalne w rekordowo rozbuchanej bandzie swojaków, zatrudnianych masowo na stanowiskach wiceministrów lub członków tzw. gabinetów politycznych względnie rad nadzorczych. Ta wisząca u klamki klientela robi więc teraz w portki, ale Morawiecki chyba nie ma wyjścia, bo jak za chwilę głodni i pozarażani ludzie wyjdą na ulice, to ani policjanci, ani Wojska Obrony Terytorialnej nie pomogą, tym bardziej, że znowu trzeba się handryczyć z wiecznie niezadowolonymi górnikami, jedyną grupą zawodową, której każda kolejna władza w Polsce panicznie się boi.

Niemniej, gubiący się obecnie w swych poczynaniach państwowi wielkorządcy sami już nie wiedzą, w którym kierunku się zwrócić. Przekonali się, że jechać z przedsiębiorcami równo z trawą już się na pewno nie opłaca i że nie da się dłużej wymyślać kolejnych podatków ani sposobów drobiazgowej kontroli w celu wyszarpywania grosza od tych, którzy sami na siebie zarabiają, zamiast wyciągać do rządu proszalną dłoń. Jeśli pan Morawiecki i jego pryncypał uważali, że można będzie w nieskończoność deptać ludzi, tworzących dochód narodowy i dobrobyt państwa, to teraz muszą się z nimi natychmiast przeprosić. Tylko jak to uczynić, skoro dotychczas wspierało się głównie nierobów i pasożytów, których główną, często jedyną aktywnością życiową stało się rekordowe i całkowicie nieodpowiedzalne dziecioróbstwo albo chlanie na umór.

Nic ani w życiu w ogóle, ani w polityce w szczególności nie jest całkiem czarne lub całkiem białe. Tak jak w czasach PRL, mimo wyraźnych ograniczeń prawnych, mnóstwo kobiet traktowało aborcję jako swego rodzaju środek antykoncepcyjny wielokrotnego użytku, tak teraz lobby świętoszków chciałoby zamienić społeczność Polek w jedno wielkie stado klaczy rozpłodowych. Kościół – poniekąd słusznie – broni tzw. życia poczętego jak niepodległości, zapominając, że życiem poczętym nie mniej niż zygota są skazani teraz na bezrobocie 40-letnia kobieta lub 50-letni mężczyzna, których też trzeba chronić. A jeśli życie jest naprawdę aż taką świętością i należy bezwzględnie przestrzegać przykazania „nie zabijaj”, to czemu Kościół zgadza się na prowadzenie wojen i zabijanie wroga, często temu nawet patronując, tak jak patronował wielokrotnie nawracaniu pogan poprzez ich masowe mordowanie? Czyżby tu nie obowiązywał ów bezwzględny zakaz? Sama nazwa „wojny krzyżowe” wskazuje wszak, że nie były to pokojowe misje stabilizacyjne. I chyba Jezus by ich nie pobłogosławił. Na szczęście dziś nie mamy w najbliższym otoczeniu takich problemów, a choć Kościół jest dbającą o swój majątek zhierarchizowaną korporacją, to przecież wielu księży i wiele zakonnic (choćby moje wspaniałe sąsiadki z klasztoru orionistek) pełni jak najprawdziwszą duszpasterską i charytatywną misję, wyraźnie różniąc się od licznej grupy zdeprawowanych władzą hierarchów, faryzeuszy, dla których dobrą nowiną jest li tyko dobra kasa.

Współczesne środki masowego przekazu pozwalają na błyskawiczne skompromitowanie faryzeuszostwa tych, którzy zmieniają opinię w zależności od politycznej potrzeby. I tak szanowna profesor prawa Krystyna Pawłowicz, z powodu której wstydzę się przypominać, żem prawnik z wykształcenia – jest kompromitowana teraz we wszelkich portalach i kanałach TV ze swą sejmową przemową sprzed paru lat, w której dowodziła, że wybory korespondencyjne to jeden wielki gwałt na Konstytucji. Jednocześnie w licznych wystąpieniach produkuje się nie dyplomowany prawnik bynajmniej, jeno magister historii Jacek Sasin, który rzecze coś zgoła przeciwnego. Ale Jacek nie powie otwarcie, że „Kryśka jest głupia”, a on wie lepiej, tak jak domorosły ekspert w dziedzinie wypadków lotniczych Antoni Maciereiwcz wie lepiej, co się stało 10 kwietnia 2010 przed lotniskiem Siewiernyj pod Smoleńskiem. Choć nie próbuje wytłumaczyć naukowo, czy możliwe jest, by pilot wybuchającego samolotu zdążył jeszcze przed walnięciem w glebę wykrzyknąć fachową komendę: kurwa mać! Cośmy słyszeli z nagrania na własne uszy...

Wróć