Pamiętam też, jak kilkanaście lat wcześniej tłumiona przez władze PRL rewolta studencka sprawiła, że reżim wykreował nagle swojego politycznego guru, który nazywał się Tadeusz Kur. No i od razu w reakcji na to złośliwe studenciaki zaczęły pisać na murach: Kur’wa’s nauczy, Kur’wa’m powie, Kur’wie lepiej...
To ostatnie sformułowanie chyba zaczyna pasować do dzisiejszej rzeczywistości jak ulał. Historia, jak widać, lubi się powtarzać. Mamy bowiem nagły wysyp karier. B-klasowi gracze awansują za jednym zamachem do ekstraklasy i następuje odgórnie sterowana wymiana elit, jakby zgodna z tekstem proletariackiej Międzynarodówki: Nous ne sommes rien, soyons tout (Dziś niczym, jutro wszystkim my).
Pamiętam, jak jeżdżąc na zawody sportowe do Czechosłowacji, spotykałem wszędzie takich ludzi z politycznego awansu po stłumieniu Praskiej Wiosny 1968. Tymczasem zwolennik reform tamtego nurtu (socjalizmu z ludzką twarzą), największy czeski bohater XX wieku, czterokrotny mistrz olimpijski w biegach długich Emil Zatopek stracił w wojsku stopień pułkownika i musiał przez sześć lat harować w kopalni uranu. Na szczęście nie stracił poczucia humoru i gdy powrócił do pełni praw po Aksamitnej Rewolucji 1989, mieliśmy okazję do bliższej wymiany poglądów, gdy w 1992 roku został zaproszony do Polski wraz z żoną Daną (również mistrzynią olimpijską) i odbyliśmy razem fajną turę po kilku naszych miastach, w których opowiadał o swojej karierze młodzieży.
Ciekawe rzeczy będzie też mógł opowiadać wnukom sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie Paweł Juszczyszyn, ukarany właśnie przez – nielegalnie powołaną zdaniem ekspertów – Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego odsunięciem od orzekania i bodaj obniżką pensji za „przekroczenie uprawnień”. Jak słychać, prezes Sądu Maciej Nawacki zarządził odebranie Juszczyszynowi prowadzonych przez niego spraw i zablokowanie dostępu do sądowego systemu informatycznego. Ukarany może tylko przychodzić do swojego pokoju i oddawać się rozmyślaniom.
No cóż, znany jest ciąg zdarzeń, który doprowadził do takiej reakcji. Wiadomo, że Nawackiego włączono do nowo wybranej Krajowej Rady Sądownictwa, a Juszczyszyn zażądał ujawnienia list poparcia dla wybranych do niej sędziów, bowiem listy te wciąż trzymane są w tajemnicy. Na dodatek – jako niezawisły sędzia – zwrócił się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o udostępnienie korespondencji dotyczącej tych list. Nic dziwnego, że rozwścieczyło to obecnych sterników resortu i mamy rozgrywającą się na oczach całej Polski farsę, w której przewija się główny motyw: jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Wytaczając ciężkie działa przeciwko dotychczasowemu zastępowi polskich sędziów, nazwano ich „kastą” i uruchomiono w ślad za tym potężne narzędzia w celu ich skompromitowania. Tak jak niedawne publikacje na temat przestępstw seksualnych księży mogły wywołać wrażenie, że każdy duchowny to zboczeniec i pedofil, tak teraz słowo „sędzia” szerokim masom społeczeństwa kojarzy się z obibokiem, któremu wszystko przelewa się przez ręce, a który na płaszczyźnie zawodowej pozostaje całkowicie bezkarny i może robić, co mu się tylko podoba. Przyszyć komuś łatkę za pośrednictwem mass mediów jest dziś bardzo łatwo. Już w XIX wieku, gdy ówczesne papierowe media starały się epatować nowinkami, zrodziło się przekonanie, iż czyjeś nazwisko może być ogólnie szanowane, dopóki „nie dostanie się do gazet”. Tym bardziej teraz, w dobie mediów społecznościowych, fake newsów i bezczelnego trollowania można zostać skompromitowanym momentalnie. A wszystko na zasadzie: czy to on ukradł, czy jemu ukradli, tego na pewno nie wiadomo, można za to mieć pewność, że ten ktoś zamieszany był w kradzież.
Sędziowie zawsze znajdą swoich adwersarzy w osobach tych obywateli, którym nie spodobały się wydane przez nich wyroki. Szczególnie zaś narazili się opinii publicznej, gdy w bardzo wielu sprawach związanych z postępowaniem reprywatyzacyjnym w Warszawie (a także w innych miastach) przyklepywali swoim autorytetem ewidentne bzdury, pozwalając się wzbogacić najróżniejszym cwaniakom i malwersantom. Dlatego sam wielokrotnie pisałem w tym miejscu, iż – przy całej niezawisłości sędziego – powinien on, tak samo jak lekarz, odpowiadać nie tylko dyscyplinarnie, lecz nawet karnie za naruszenie elementarnych prawideł w sztuce wykonywania swego zawodu. Na przykład wtedy, gdy zignoruje świętą zasadę „audiatur et altera pars” (wysłuchania i drugiej strony).
Tylko że ów bolesny problem reprywatyzacji nadal nie może się doczekać uchwalenia w Sejmie „dużej” ustawy zaprowadzającej porządek. Rządząca teraz partia Prawo i Sprawiedliwość łudziła obywateli obietnicami takiego rozwiązania, ale – jak widać – nawet się do tego nie przymierza. Za to w kwestii zawładnięcia wszelkimi sferami życia publicznego posunęła się już chyba poza wszelkie dopuszczalne granice, nie licząc się nawet ze stanowiskiem prawniczych autorytetów Sądu Najwyższego i wywołując ostry sprzeciw paru instancji Unii Europejskiej. Wolne (jeszcze) media ogłaszają dziś zatem, że demokrację zamieniono w Polsce na dyktaturę. I jak to mawia prosty lud: co będzie dalej, aż strach się bać...