Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

DZIELNICA MA PIENIĄDZE, ALE NIE MA...ZIEMI!

18-05-2016 23:21 | Autor: Katarzyna Brudnias
Wywiad z burmistrzem Ursynowa Robertem Kempą.

PASSA: Jakie są obecnie najważniejsze problemy do rozwiązania na Ursynowie?

ROBERT KEMPA: Z jednej strony to są te bieżące, doskwierające na co dzień, chociażby problem miejsc parkingowych, zwłaszcza w tej części, która jest najbliżej planowanego tunelu Południowej Obwodnicy Warszawy. Tam kilkaset kolejnych miejsc parkingowych zniknie. Już teraz, gdy wracam o późnej porze do domu, widzę jakie są problemy z parkowaniem.

Ale chyba sytuacja na Ursynowie Północnym jest trochę gorsza?

To prawda. Bodaj najgorzej jest na Stokłosach. A na Jarach to są jeszcze zaszłości sięgające tak naprawdę lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych – budowano bloki z planem miejsc parkingowych 0,3 na jedno mieszkanie, a potem 0,7. Teraz w tych gospodarstwach domowych są nawet po dwa samochody na rodzinę. Na Ursynowie na jedno gospodarstwo przypada średnio 1,3 samochodu, czyli opisowo ujmując: na 3 mieszkania są 4 samochody.

To są problemy bieżące, związane z poprawą organizacji ruchu, stworzeniem przestrzeni do parkowania. Ale mamy też mniejsze problemy – bardziej lokalne. To kwestia ławek, jakiś nasadzeń zieleni, miejsc do aktywnego spędzania czasu wolnego, takich jak siłownie plenerowe. I chociaż nasza dzielnica posiada ich najwięcej, to nadal mam zgłoszenia od mieszkańców o potrzebie ich tworzenia w nowych lokalizacjach . Na Zielonym Ursynowie mieszkańcy potrzebują na przykład większej liczby placów zabaw.

Czy największym problemem nie jest zakorkowanie głównych arterii w godzinach szczytu?

W mojej ocenie na ursynowskich ulicach nie jest to tak duży problem. Oczywiście występuje, ale to nic w porównaniu z korkami, w których stoimy w Śródmieściu czy też na Mokotowie. Tylko gdy wjeżdżam na Dolinkę Służewiecką czy też Rzymowskiego, to jestem dosłownie podminowany. Ale sam przejazd ursynowskimi ulicami do domu nie jest już tak uciążliwy. 

Jakie pan zatem dostrzega inne istotne problemy w dzielnicy?

Jednym z takich problemów jest stworzenie instytucjonalnej formy wsparcia seniorów. Takiego miejsca – można go nazywać Klubem Seniora – brakuje. Ursynów jest często nazywany dzielnicą ludzi młodych, ale jak popatrzymy na statystyki, to okazuje się, że obok 30 tys. osób poniżej 18 roku życia mamy także 30 tys. mieszkańców w wieku powyżej 60 lat. Pamiętajmy, że ci, którzy wprowadzili się na Ursynów, tak jak moi sąsiedzi, w 1983-1984 roku, nie mówiąc już o tych, którzy wprowadzili się pod koniec lat siedemdziesiątych – to osoby będące wtedy 30-, 40-latkami. Teraz mają już po 60, 70 lat, a biorąc pod uwagę wysokość naszych emerytur, raczej  im nie „grozi” przeniesienie się do domku z ogródkiem pod Warszawą. Im trzeba więc coś zaproponować. Jak dotychczas, ofertę dla seniorów tworzymy poprzez biblioteki, kursy oraz poprzez inne działania urzędu, realizowane przez biuro polityki społecznej – chociażby bieżące wydatki na opiekunów socjalnych dla starszych osób czy też projekty dotyczące teleopieki. Mnie chodzi o jednak o stworzenie osobnej instytucji, miejsca wielofunkcyjnego, do którego będzie miała prawo wstępu nie tylko osoba 60 plus. To ma być miejsce, w którym musi być swoista wymiana pokoleniowa. W którym osoby młodsze będą uczyć seniorów na przykład korzystania z komputera, a z drugiej strony osoby starsze będą mogły przekazywać swoje doświadczenie życiowe. Moim marzeniem w perspektywie kilku, kilkunastu najbliższych lat jest stworzenie właśnie takiego miejsca.

Starsi mieszkańcy Ursynowa mają zapewne jeszcze większe potrzeby...

Mówiąc o miejscu dla seniorów, mam na myśli nie tylko obiekt zwany roboczo Klubem Seniora, ale stworzenie całej infrastruktury dla osób starszych. Bo potrzebne są ławeczki, małe skwerki, gdzie można wypocząć. Z punktu widzenia osoby w tak zwanym kwiecie wieku czy poruszającej się samochodem, nie jest problemem przeniesienie zakupów z samochodu, autobusu czy metra do domu. Osobom starszym to już sprawia trudność. Dlatego potrzebne jest takie miejsce, nawet przed blokiem, gdzie będzie można na chwilę złapać oddech i pójść dalej z tymi zakupami. Gdy spotykam się z mieszkańcami, zwracają mi uwagę, że w drodze pomiędzy przychodnią na Romera a metrem przydałoby się na przykład poprawić nawierzchnię, ale jednocześnie zrobić jakieś dodatkowe ławeczki, żeby można było przysiąść, odpocząć. Jest taki projekt do budżetu partycypacyjnego, który mi się bardzo podoba, żeby zainstalować ławeczki dla osób, które przyjeżdżają do Instytutu Onkologii i Hematologii. Tutaj oczywiście mówimy o osobach chorych. Natomiast musimy pamiętać, że już sam wiek często determinuje nasze możliwości funkcjonowania.

Czy w końcu powstanie na wysokim Ursynowie Dom Kultury z prawdziwego zdarzenia?

Oczywiście, będzie Dom Kultury. Dotychczasowy projekt w zasadzie nie ulegnie zmianie. Chcemy na jego podstawie ogłosić przetarg. Mamy na jego realizację 26 milionów złotych. Zarząd i Rada dzielnicy podjęły już stosowne uchwały. Jeśli w w czerwcu Rada Warszawy poprze projekt, to jeszcze w wakacje ogłosimy przetarg. Być może uda się poczynić przy tym projekcie pewne oszczędności i wtedy zlecimy prace nad projektem zamiennym. Chodzi o niektóre rozwiązania wewnątrz budynku, bo cała jego kubatura nie ulegnie zmianie. W zeszłym roku na zlecenie dzielnicy została wykonana koncepcja „odchudzenia” tego projektu, po to, żeby wystarczyło nam środków finansowych. Przypomnę, że pierwotny projekt był wyceniany na 37-38 milionów złotych. Obecnie jest to kilkanaście milionów złotych mniej. W zagospodarowaniu zewnętrznym zrezygnowaliśmy między innymi z wszelkiego rodzaju wodotrysków i to zarówno w przenośni, jak i w sensie dosłownym. Może zrealizujemy to kiedyś, w przyszłości.

Chciałbym, żeby zarówno Dom Kultury, jak i Klub Seniora nie były miejscami koncentrującymi się tylko na aktywności, które mają w swoich nazwach. Uważam, że takie placówki powinny być miejscem aktywności lokalnej. Dom Kultury, w którym malarz ma miejsce do malowania, a w którym nie odbywają się warsztaty, to już przeżytek. Taki sposób funkcjonowania minął 10,15 lat temu. Zależy mi na tym, żeby to było miejsce otwarte dla mieszkańców, żeby pozwoliło na różnego rodzaju aktywności oraz integrowało ursynowian. Główna sala ma mieć 350 miejsc. Ale dla mnie wartością tego Domu Kultury jest także duża liczba mniejszych sal,  gdzie będą mogły odbywać się spotkania obliczone na kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt osób. Imprezy na 500 osób organizujemy na przykład w Multikinie. Pytanie, czy kolejna tak duża sala jest nam potrzebna. Dochodzą mnie słuchy, że mieszkańcy chcą, żeby ta główna sala była większa, będziemy więc rozważać zmiany. Niemniej jednak pamiętajmy, że i tak będzie to największa sala widowiskowa ze wszystkich miejskich domów kultury w Warszawie.

Istnieje oczywiście ryzyko, że pogorszy się funkcjonowanie spółdzielczych domów kultury. Ale cóż, budżet dzielnicy to nie worek bez dna. Trudno sobie wyobrazić utrzymywanie dwóch dzielnicowych domów kultury – jednego na Wysokim i drugiego na Zielonym Ursynowie – a jednocześnie kilku małych, spółdzielczych, które są w tej chwili dofinansowywane z budżetu dzielnicy. Jeżeli jedna czy druga spółdzielnia podejmie decyzję o zamknięciu obiektu, to trzeba będzie zadbać o to, żeby te nowe domy kultury przejęły zadania tych małych.

Podobno na Wysokim Ursynowie brakuje szkół?

To jest szerszy problem, związany z brakiem wolnych terenów. A chodzi przecież nie tylko o szkoły, lecz także o przedszkola, domy kultury, dom seniora czy inne projekty miejskie. Mówimy tu o Wysokim Ursynowie, bo na Zielonym miejsce jeszcze by się znalazło. Ursynów ma kilkadziesiąt milionów na przyszłą kadencję w wieloletniej prognozie finansowej, które możemy wydatkować na obiekty kubaturowe, takie jak Dom Seniora. Tylko na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie wskazać lokalizacji. Mamy miejsce na przedszkole i dwie potencjalne lokalizacje na kolejne przedszkola, których nie możemy wykorzystać bez zakończenia procesu ustanawiania użytkowania wieczystego na rzecz spółdzielni lub zmiany planu. Na Ursynowie zaistniała kuriozalna sytuacja. Podczas gdy moi koledzy z innych dzielnic mają grunty, a nie mają pieniędzy na inwestycje, u nas jest akurat na odwrót. Mamy pieniądze, ale nie mamy gruntów. Ale nie narzekajmy, nie jest u nas aż tak źle, jak w sąsiednim Wilanowie, gdzie trzeba było wykupić ziemię od dewelopera pod budowę szkoły. Niemniej mamy ból głowy. Gdybym chciał teraz zaplanować budowę kolejnego przedszkola, nawet w przyszłej kadencji, to nie jestem w stanie wskazać lokalizacji dopóty, dopóki nie zakończymy procesu, związanego z ustanawianiem użytkowania wieczystego na rzecz poszczególne spółdzielni i nie uwolni się nam grunt pod budowę. Oczywiście, kontynuujemy politykę, jaką prowadzili moi poprzednicy czyli rozbudowę przedszkoli i adaptację pomieszczeń na kolejne sale dla dzieci. Niestety jednak, w tej chwili doszliśmy do „ściany”. A do tego w styczniu nowy Sejm zdecydował o wydłużenie czasu edukacji w przedszkolu z trzech do czterech lat, co oznacza że problem braku miejsc w przedszkolach, który począwszy od czasów burmistrza Tomasza Menciny był przez kolejnych burmistrzów sukcesywnie rozwiązywany, wraca do nas po raz kolejny. Szukamy więc lokalizacji pod nowe przedszkola. Kilka takich miejsc już wskazaliśmy. Mamy nadzieję, że staną się one dostępne jeszcze w tej kadencji władz dzielnicy. Dostępne – to znaczy, że nie będą w dzierżawie jednej czy drugiej spółdzielni mieszkaniowej.

To chyba musi być frustrujące mieć pieniądze, a nie móc ich wydać?

O tak, to bardzo frustruje. Są opracowania, z których wynika, że wiele placówek oświatowych, planowanych jeszcze w latach osiemdziesiątych na Imielinie, Natolinie czy Kabatach, dotychczas nie powstało. Jak opowiadał mi jeden z członków zarządu z czasów gminy Ursynów, w latach 90-tych rolnicy z Kabat przyjeżdżali pod urząd ciągnikami i proponowali sprzedaż swojej ziemi po 100 dolarów za metr kwadratowy, czyli wtedy za jakieś300 złotych.  Ale wtedy władze dzielnicy nie były tym zainteresowane. Łatwo oceniać z perspektywy 20 lat, więc nie chciałbym krytykować posunięć moich poprzedników. Rozumiem, że wtedy były inne priorytety. Sam mam nadzieję, że jeśli chodzi o rozwój Ursynowa na lata 2030- 2040, nic nam nie umknie i nikt za 20 lat nam nie zarzuci, że akurat był dobry moment, żeby coś zauważyć i zrobić, a my ten moment przeoczyliśmy.

Dziękujemy za rozmowę. I życzymy jeszcze więcej pieniędzy w budżecie dzielnicy Ursynów i przede wszystkim mnóstwa, mnóstwa ziemi pod nowe inwestycje.

Wróć