Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dwuznaczna rola zwykłego parasola

30-01-2019 21:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Ni stąd ni zowąd Polska zamieniła się w swego rodzaju Stany Zjednoczone jako kraj, w którym na przemian rządzi jedna z dwóch potężnych partii, przy czym wielkie miasta – jako mocno bronione twierdze – pozostają we władaniu drugiej. Dominującemu obecnie w skali ogólnopolskiej Prawu i Sprawiedliwości nie udało się zdobyć w wyborach samorządowych najważniejszej twierdzy, jaką jest bez wątpienia Warszawa, gdzie Platforma Obywatelska – jak rządziła, tak rządzi.

Nóż w serce PO udało się wbić – zresztą cudzymi rękami – jedynie w Gdańsku, stolica natomiast wciąż znajduje się w rękach przedstawicieli obozu liberalnego, chociaż ten już tak bardzo nie wrzuca na luz i nie zachęca do realizowania młodzieńczego hasła Jurka Owsiaka – „Róbta co chceta”. Tym bardziej, że Policja Państwowa, CBA, CBŚ, ABW i inne organizacje strzegące ładu prawnego tylko na takie lekkomyślne działania czekają, a prokuratorzy od razu zacierają ręce, gdy zwierzyna wpada im w sidła.

No i właśnie wpadł – aż dziw bierze, że tak późno – Golden Boy naszej sceny politycznej, nad którym od początku trzymał parasol były skoczek do wody Antoni Macierewicz, który nie tak dawno jako szef MON udekorował tego młodzieńca, jako rzecznika ministerstwa – Złotym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju. Takiego odznaczenia nie ma wielu żołnierzy, co nadstawiali głowy w wojskowych misjach w Iraku i Afganistanie, skąd niejeden powrócił bez ręki albo bez nogi. Bartłomiej M. wszakże ów złoty medal otrzymał, choć można odnieść wrażenie, że wespół ze swym ówczesnym szefem bardziej przysłużył się bodaj dla bezbronności niż dla obronności ojczyzny, chyba że okresie, gdy był pomocnikiem aptekarza w Łomiankach, zdołał wymyślić jakiś preparat na osłabienie szeregów wroga. Ale tak po prawdzie – tak mu się ów medal należał jak arcybiskupowi Leszkowi Sławojowi Głódziowi – stopień generała Wojska Polskiego. No cóż, skoro jesteśmy w stanie nadać wojsku charakter farsowy, to można przewidywać, że nasz ewentualny udział w wojnie obronnej mógłby się stać jedną wielką parodią. Taką – jak odrzucające opinie rzeczywistych ekspertów śledztwo w sprawie katastrofy rządowego tupolewa pod Smoleńskiem. Poszła na to dochodzenie spora kasa, a wyników jak nie było, tak nie ma, pominąwszy ukucie terminu „pancerna brzoza”.

Sprzyjający PiS-owi tygodnik „Sieci” opisał już parę miesięcy temu nadużycia finansowe, jakich miał się dopuścić Złoty Chłopiec w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, ale dopiero teraz – pewnie z uwagi na potrzebę politycznego skontrowania nazbyt wierzgającego posła Macierewicza – jego pupil został zatrzymany w celu postawienia zarzutów. Poseł Jacek Sasin skomentował to jako potwierdzenie faktu, że PiS nie stosuje podwójnych standardów i w razie naruszenia obowiązujących norm pociąga się do odpowiedzialności również „swoich”. Nie bardzo jest to jednak zgodne z prawdą, bo gdy dzisiejszy koordynator służ specjalnych Mariusz Kamiński dostał sądowy wyrok skazujący (w pierwszej instancji), wykreowany przez PiS na stanowisko prezydenta RP Andrzej Duda w te pędy go ułaskawił, nie czekając nawet na uprawomocnienie tego orzeczenia.

Nie od dziś wiadomo, że polityka z moralnością nie ma nic wspólnego, bo liczy się w niej tylko korzyść, więc zamiast robić dobrą minę do złej gry, lepiej żeby reprezentanci wszystkich partii przyznali od razu, że kręcą lody we własnym interesie zamiast mamić nas, iż wszystko robią „dla Polski”. Wiadomo bowiem, że jedna partia chętnie podstawia nogę drugiej, gdzie tylko się da. Warszawa pod rządami PO przeznaczyła na przykład pewien fundusz na zadaszenie toru łyżwiarskiego na Stegnach, ale nie doczekała się regulaminowego dofinansowania ze strony będącego we władaniu PiS Ministerstwa Sportu i Turystyki, które – być może – nie zechce również dofinansować budowy nowego stadionu lekkoatletycznego przy Wawelskiej, zwanego stadionem Skry. Z drugiej strony zaś partia kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego narzeka, że władze Warszawy uniemożliwiają wzniesienie dwu miłych sercu prezesa wieżowców w rejonie Srebrnej i Twardej, gdzie inwestorem byłaby, jak się zdaje, spółka Srebrna, wbrew skromnej nazwie stanowiąca dla PiS-u wprost złoty interes.

Tylko dobrze zorientowany obywatel jest w stanie się zorientować kto na scenie politycznej jest be, a kto cacy, bo gdy dochodzi do nieustannych zapasów w błocie, to każda strona musi się pobrudzić. Teraz troską obywateli całej Polski w ogóle, a warszawiaków w szczególności, powinny być rachunki za prąd. Premier Mateusz Morawiecki zagwarantował nam, że one na pewno nie wzrosną w stosunku do ubiegłego roku, lecz w praktyce jest to obietnica nie do zrealizowania przez spółki sprzedające nam energię elektryczną, które już wcześniej zawarły odpowiednie umowy z wieloma klientami i trudno, żeby premier te kontrakty swoimi obiecankami unieważnił. Poza wszystkim zaś: z mocy prawa spółkom nie wolno działać na własną niekorzyść i z ochotą dopłacać do interesu, żeby tylko klienci byli szczęśliwi.

Pan premier popadł chyba w szaleństwo antynomii, wypowiadając zdania, które są prawdziwe, kiedy są fałszywe i na odwrót. Tylko że zwykły rozbiór logiczny nie zastąpi arytmetyki rozliczeniowej, a sytuacja jest tym trudniejsza, iż dostarczaniem energii elektrycznej zajmują się nie tylko spółki państwowe, na które rząd może ewentualnie mieć wpływ.

Przyglądając się poczynaniom najróżniejszych ogniw władzy w RP, odnoszę wrażenie, że w dużym stopniu ilustruje je wyświetlony ostatnio w TVP Kultura film „Układ zamknięty” z genialnym Januszem Gajosem w roli głównej. Chyba warto o więc o dzisiejszym układzie zamkniętym mówić coraz bardziej otwarcie. Pro publico bono.

Wróć