Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dwie rocznice, które przeżywam osobiście...

15-04-2020 21:28 | Autor: Wojciech Dąbrowski
Mój dziadek, porucznik Wojska Polskiego Józef Dąbrowski został zamordowany 80 lat temu w Katyniu. Tej prawdy nie znałem długo. Ojciec, powstaniec warszawski, wywieziony do niewoli niemieckiej w sierpniu 1944 roku, przez wiele lat, po powrocie do kraju nie ujawniał faktów niewygodnych dla ówczesnej władzy, a mnie próbował chronić przed poznawaniem ponurej przeszłości.

Dopiero w ostatnich latach życia, po przełomie 1989 roku, zaangażował się w działalność Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Katyńskich i udostępnił przechowywane po swym ojcu pamiątki. Dzięki temu dowiedziałem się, że mój dziadek Józef Dąbrowski zgłosił się ochotniczo do wojska po wybuchu wojny i jestem dziś w posiadaniu kopii dokumentu sporządzonego przez NKWD 9 kwietnia 1940 roku, z którego wynika, że przebywał w obozie dla jeńców wojennych w Kozielsku (str. 454, poz. 68), a w spisie ekshumowanych zwłok w Katyniu, sporządzonym przez Delegaturę PCK w Szwajcarii, figuruje w ewidencji pod numerem 1557. Dopiero wtedy poznałem długo ukrywaną, przemilczaną i fałszowaną przez komunistyczne władze prawdę, przestudiowałem dokładnie zbiór opublikowanych dokumentów i ujawnione źródła historyczne. Obejrzałem także wstrząsający film dokumentalny o Katyniu naszego ursynowskiego reżysera Józefa Gębskiego.

Osobiście do rodziny dziadka, do dziś mieszkającej w Strachocinie koło Sanoka, gdzie się urodził, dotarłem dopiero w 2009 roku z okazji ogólnopolskiego programu edukacyjnego Katyń – ocalić od zapomnienia, gdzie wraz z synem Piotrem zasadziliśmy dąb pamięci.

W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej napisałem wiersz:

 

KATYŃ 2010

Wtedy wiosną w 40. roku

Byłem, wnuku, polskim żołnierzem.

Za to – kula w łeb. Bez wyroku.

Lecz godności nikt nie odbierze.

 

Zawiniłem: byłem Polakiem.

Nie zobaczę cię nigdy, wnuku.

Ale wrócę! I będę ptakiem

Wśród katyńskich sosen i buków.

 

Prawda przetrwa w pamięci świadków,

A z nią biało-czerwone kwiaty.

Nie zapomni o Tobie, dziadku,

W 2010. Katyń.

 

Wiersz został wydrukowany w Passie w czwartek 8 kwietnia 2010 (nr 14/503), dwa dni przed kolejną narodową tragedią, jaką była równo 10 lat temu katastrofa smoleńska.

Tego tragicznego dnia jechałem autobusem z Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie tradycyjnie spędzałem wielkanocne święta, do Krakowa, na swoje kolejne Spotkanie z piosenką. Wszyscy jadący ze mną z niedowierzaniem i przerażeniem słuchali radiowych komunikatów. Do końca tliła się iskierka nadziei. Potem były już tylko łzy i przygnębienie.

W katastrofie zginął Prezydent RP Lech Kaczyński, jego żona Maria i wielu, wielu wspaniałych ludzi, polityków, wojskowych, artystów i duchownych. Jak na ironię, zginęli, chcąc oddać hołd pomordowanym w Katyniu.

Wtedy, mimo woli, przyszedł mi na myśl recytowany ongiś w szkole wiersz Juliusza Słowackiego i zanim dotarłem do Krakowa, pod wpływem pierwszego impulsu, powstał mój tekst upamiętniający to tragiczne wydarzenie. Kilka dni później został wydrukowany w ursynowskim tygodniku Sąsiedzi, w którym pełniłem w tym czasie funkcję zastępcy redaktora naczelnego.

 

10 KWIETNIA 2010

Ciężko nam, Boże!

Dlaczego na Wschodzie

Przelałeś znowu polską krew swych synów?

Nie dość męczeństwa? Nie dość łez w narodzie?

Powstańczych czynów?

Nie dość bitewnych pól okrytych chwałą?

Jeszcze ci mało?!

 

Jak mogłeś, Boże, bez nadziei śladu,

Na śmierć skazywać kolejną ofiarę?

Kim chcesz być dla nas, współczesnych Konradów?

Bogiem czy carem?

Wryje się w pamięć tragiczna sobota:

Polska Golgota!

 

A może chciałeś nas w bólu zjednoczyć?

Byśmy się stali lepsi, chociaż smutni.

Może wygarnąć chciałeś prosto w oczy:

Dość waszych kłótni!

Niech po tych bliznach trwały ślad zostanie:

Opamiętanie!

 

Pamiętam, że już wtedy dręczyła mnie myśl, że tragedię spowodowała polska niefrasobliwość i bylejakość. Byliśmy przecież wszyscy świadkami wcześniejszych przepychanek pomiędzy kancelarią Prezydenta i Premierem (Ja i moja kancelaria przygotujemy wizytę w Smoleńsku. Tusk i rząd mają się do tej wizyty nie wtrącać – wypowiedź Lecha Kaczyńskiego; Każdy kto będzie próbował zmienić miejsce lądowania prezydenckiego samolotu zostanie oskarżony o utrudnianie Prezydentowi RP sprawowania władzy – wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w TVP).

Kilka dni wcześniej odbyła się już w Katyniu uroczystość z udziałem premierów Polski i Rosji, kancelaria Prezydenta chciała jednak za wszelką cenę postawić na swoim, próbując w ten spektakularny sposób zainaugurować kampanię wyborczą. Wcześniejsze incydenty z lotem Prezydenta do Gruzji, nagminne łamanie procedur, nieprzeszkolona załoga, zignorowanie mgły, brak decyzji o wyborze lotniska zapasowego, działania sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, niechybnie prowadziły do katastrofy. Wszystkie moje przypuszczenia, choć przecież nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, potwierdziły niebawem wyniki prac Komisji Tatiany Anodiny, a później polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych pod kierunkiem Macieja Laska. Oczywiście, wciąż są one kwestionowane przez obecne władze i podważane przez lansowanie absurdalnych teorii o spisku, zamachu, wybuchu, w celu zdyskredytowania przeciwników politycznych, przez żerującą na nieszczęściu Komisję Antoniego Macierewicza.

Ujawnione stenogramy zapisu rozmów w kokpicie bezpośrednio przed tragiczną godziną 8.41 (w tych warunkach nie damy rady usiąść, musimy próbować do skutku, nie ma decyzji Prezydenta co dalej robimy, zmieścisz się śmiało) nie budzą jednak żadnych wątpliwości i są tego niezaprzeczalnym dowodem.

Tragedia smoleńska była dramatem, który jak wiele innych historycznych wydarzeń, jednoczył wszystkich Polaków. Do dziś pamiętamy obraz tysięcy ludzi z płonącymi zniczami na Krakowskim Przedmieściu. Ale ta jedność została zaprzepaszczona. Katastrofa została cynicznie zawłaszczona i wykorzystana do prowadzenia brudnej walki politycznej. Stała się dla niektórych paliwem i trampoliną do zdobycia władzy.

Problem ten podnosiłem już w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej, w wierszu, który ukazał się w Passie 14 kwietnia 2011 roku (nr 15/553).

 

10 KWIETNIA. W ROCZNICĘ SMOLEŃSKA

Przed Pałacem, jak wtedy, znów gromadzą się tłumy,

Tylko jakoś inaczej dziś na siebie patrzymy:

Zamiast dawnej jedności, zamiast chwili zadumy,

Podzieleni, wzniecamy polityczne zadymy.

 

Ty, co jątrzysz i dzielisz, znów chcesz stanąć na czele,

Choć masz prawo do bólu, bo przeżyłeś śmierć brata,

Zamilcz, proszę! Cierpienie uczcij ciszą w kościele,

Nie podburzaj Rodaków, nie podpalaj nam świata!

 

Po 10 latach podziały są jeszcze głębsze, podsycono wzajemną nienawiść, doprowadzono do skłócenia narodu. W dziesiątą rocznicę katastrofy byliśmy świadkami żenujących scen, o godnym uczczeniu 80. rocznicy zbrodni katyńskiej jakoś zapomniano.

Organizatorzy feralnego lotu do Smoleńska mają dziś organizować wybory prezydenckie w okresie wszechogarniającej pandemii koronawirusa. To znów, jak przed 10 laty dążenie za wszelką cenę do postawienia na swoim, igranie z ogniem, będące zagrożeniem dla życia wielu z nas. Dążenie do władzy, jak widać, skutkuje brakiem wszelkich zahamowań.

Prawda o zbrodni katyńskiej została wyjaśniona po latach. Kłamstwa smoleńskie też wcześniej czy później zostaną zdemaskowane. Może jednak warto zrobić to już teraz? Pewnie uczyniłby to sam prezydent Lech Kaczyński, skądinąd autentyczny opozycjonista z czasów PRL, który – trzeba trafu – osobiście awansował mojego dziadka pośmiertnie na kapitana.

Wróć