Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dobry czas na porządki

07-04-2021 20:21 | Autor: Mirosław Miroński
Święta wielkanocne mamy już za sobą. Tegoroczne życzenia „Wesołych Świąt!” nie zawsze znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bywało tak m.in. za sprawą pandemii oraz związanych z tym ograniczeń, ale też aury, która w Warszawie daleka była od oczekiwań. Niestety, nie była ona wiosenna w najmniejszym stopniu. Tyle mówi się o ociepleniu klimatu, w tym przypadku jednak nic na to nie wskazywało. Wręcz przeciwnie, było zimno, wietrznie, i mokro.

Wielkanoc jest świętem ruchomym, więc i pogoda wtedy bywa różna i to diametralnie, od niemal letniej po zimową. W obrządku zachodnim, zgodnie z regułą przyjętą podczas soboru nicejskiego w 325 roku, powinna być obchodzona w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni Księżyca. Może wypaść 22 marca, a najpóźniej 25 kwietnia. Z kalendarzem wielkanocnym związane są inne święta chrześcijańskie, m.in.: Środa Popielcowa, Wielki Post, Triduum Paschalne, Wniebowstąpienie Pańskie, Zielone Świątki czy Boże Ciało. Są one obchodzone w dniach liczonych przed i po Wielkanocy. Także w tym roku Wielkanoc wypadła zgodnie zasadami – po pierwszej wiosennej pełni księżyca (4 kwietnia, w niedzielę).

Pamiętam z dzieciństwa, że przez lata w czasie świąt Wielkanocnych mieliśmy szerokie spektrum pogodowe. Dawało się to zauważyć i odczuć zwłaszcza podczas śmigusa-dyngusa. Bywało, że dzieciarnia ganiała z rozmaitymi sprzętami służącymi do polewania w niemal letnich strojach. Każdy brał do ręki kolorowe, plastikowe jajeczka lub pistolety na wodę, wszelkiego rodzaju wiaderka, butelki etc. Eh, co się wtedy działo… Z podwórek polewanie przeniosło się na ulice. Dochodziło do prawdziwych wojen. Nawet przypadkowi pasażerowie autobusów i tramwajów nie byli bezpieczni. Na przystankach czekali już uzbrojeni w wodę młodzieńcy. Dochodziło do dantejskich scen. W robocie były wielkie wiadra z wodą, a wobec kilkudziesięcioosobowych grup nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Chociaż bycie polanym było chyba i tak lepsze niż oberwanie rózgą po nogach, jak to miało miejsce w przeszłości. Smaganie rózgami było często praktykowane wobec niezamężnych dziewczyn.

Śmigus-dyngus, czyli lany poniedziałek, z czasem zamienił się w coś, co przypominało wybryki chuligańskie. Miały one niewiele wspólnego z samymi świętami i towarzyszącą im tradycją. W dużych miastach, takich jak Warszawa, interweniowała milicja, a potem policja. Polewający sami mogli oberwać. I to nie rózgami, a gumowymi pałami, w które byli uzbrojeni funkcjonariusze.

Jako chłopak też nie byłem święty. Do dziś mam wyrzuty sumienia z powodu polania koleżanki. Szukając rozpaczliwie czegoś do nabrania wody, znalazłem plastikowy pojemnik. Szybko napełniłem go wodą z kranu pod blokiem i dalej w pogoń za koleżanką odzianą w białe futerko z popularnego wtedy sztucznego misia. Kiedy ją już dopadłem i polałem, stwierdziłem, że to co miało być wodą okazało się czarną, tłustą cieczą. Prawdziwa tragedia… Dziewczynka wystrojona świątecznie stała przede mną niczym zebra – w białym futerku w czarne paski. Jak się okazało, w pojemniku był zużyty olej silnikowy, brudny i całkiem czarny. No cóż… To był przypadek, ale zapadł mi w pamięci. Być może, koleżanka również pamięta ów incydent, choć było to dawno, w czasach, kiedy za coś takiego można było dostać lanie. I to niekoniecznie od własnych rodziców, również od rodziców poszkodowanej panny.

Na szczęście idziemy do przodu, dziś już nie wolno bić dzieci. Nie znaczy to, że obecnie mogą być całkiem bezkarne. Mają swoje prawa i obowiązki. Dzieci to mali ludzie, przyszli obywatele. Od tego, jak i co im przekażemy, zależy, jacy będą, gdy już dorosną. W sytuacji zgotowanej nam przez koronawirusa nie ma im czego zazdrościć. Pandemia pozbawiła je tego, co dla ich rozwoju jest niezmiernie ważne – możliwości przebywania w grupach, w ruchu, na świeżym powietrzu, na boiskach. Dawniej dzieci i młodzież wykorzystywały każdą wolną chwilę, by posiedzieć na trzepaku, pobawić się na huśtawkach, wyjść na podwórko ot tak, by spotkać się z innymi dzieciakami. Teraz siedzą przy komputerach z nosami przy monitorze. Zarówno te najmłodsze, jak i starsze. Nawet jeśli wychodzą z domu, to i tak nie rozstają się ze swoimi smartfonami, nad którymi spędzają większość czasu, ze słuchawkami na uszach, odizolowani od świata. Jakie będą tego skutki? Łatwo przewidzieć. Skoro trzydziesto i czterdziestolatkowie, a nawet młodzież i dzieci skarżą się na dolegliwości kostne, mają już zmiany zwyrodnieniowe w obrębie kręgosłupa i wiele innych niepokojących objawów, na które zwracają uwagę lekarze – to co będzie później? Równie niekorzystne dla psychiki jest odgradzanie się od realnego życia przy pomocy rozmaitych komunikatorów czy portali społecznościowych. Relacje społeczne, oparte na polubieniach sprowadzających się do kliknięcia odpowiedniej ikonki na ekranie, to nie to samo, co bezpośredni kontakt z drugą osobą.

Pandemia jeszcze nasila te (w mojej ocenie) negatywne zjawiska, co nie znaczy że nic nie można zrobić. Starajmy się im przeciwdziałać. Wykorzystujmy każdą okazję, aby się ruszać. Są jeszcze miejsca na tyle odosobnione, że można tam pospacerować, pobiegać. Nie zapominajmy przy tym o zachowaniu dystansu społecznego i maseczkach ochronnych.

Święta i okres poświąteczny dają impuls do wprowadzenia zmian w naszym życiu. Poczynając od porządków w domu, w ogrodzie, na uporządkowaniu spraw odkładanych na później kończąc. To dobry czas na zmianę niektórych nawyków i stylu życia. Wiele osób postanawia zrzucić zbędne kilogramy, przejrzeć szafy. Warto też zastanowić się, co moglibyśmy zrobić zamiast tkwić przed komputerem, czy nad smartfonem? Co zrobić w ramach wiosennych porządków nie tylko z mieszkaniem, otoczeniem domu, ale i z samym sobą?

Wróć