Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dlaczego mi wstyd...

22-01-2020 18:56 | Autor: Tadeusz Porębski
Według Patrycji i Ronalda Potter-Efronów, słynnych na świecie terapeutów, wstyd to bolesne przeświadczenie o własnej zasadniczej ułomności jako istoty ludzkiej. Natomiast według personalistów wstyd chroni ludzką godność, a wstydliwość łączy się z doświadczeniem i przekonaniem o własnej wartości. Piękna i wzniosła definicja, ale brakuje bardzo ważnego odniesienia pod tytułem "wstyd za kogoś". Szukałem w Internecie, ale nic konkretnego nie znalazłem.

Tymczasem temat staje się topowy. To, co wyprawiają ludzie reprezentujący nas w Parlamencie Europejskim, podczas debat o praworządności w Polsce, to już nawet nie magiel – to szambo. I nie ma żadnego znaczenia, która ze zwaśnionych stron ma rację. Chodzi o zachowanie elementarnych norm kultury. Nie tylko politycznej, czy elitarnej (wysokiej) wymaganej od wybrańców narodu, ale tej podstawowej, symbolicznej dla cywilizowanego społeczeństwa. Po tym, co zobaczyłem i usłyszałem podczas "debaty" w PE, po raz pierwszy w życiu wstydzę się, że jestem Polakiem. Mam do tego pełne prawo, bo na europejskim forum reprezentuje mnie motłoch. Kiedy słuchałem pełnej niekontrolowanych emocji, przetykanej inwektywami wypowiedzi pani Beaty Szydło, coś we mnie pękło.

Jednak czarę goryczy przelał fragment równie emocjonalnej i niekontrolowanej wypowiedzi pana Andrzeja Dudy, za przeproszeniem, prezydenta RP. Co ten człowiek wygaduje nie mieści się w żadnych ramach kultury politycznej obowiązujących głowę państwa. Stacje telewizyjne często odtwarzają ostatnie wypowiedzi tego osobnika o "sędziowskich elitach" i "kastach", czy o tych, którzy "w obcych językach narzucają nam jaki ustrój mamy mieć". Wyłączcie wtedy fonię i popatrzcie przede wszystkim na oczy Pierwszego Krasomówcy RP Przemawiającego Bez Kartki (co dla wielu Polaków jest oznaką politycznej wielkości). To są oczy fanatyka. Co zaś do sędziowskich elit. Określenie to w żadnym stopniu nie ma znaczenia pejoratywnego, jak chciałby Pierwszy Krasomówca. W każdym cywilizowanym społeczeństwie sędziowie to faktycznie elita, choćby dlatego, że reprezentują trzecią władzę w państwie wynikającą z monteskiuszowskiego trójpodziału, więc elitą władzy stają się z definicji.

W walce ze środowiskiem sędziów prezydent RP poprosił o wsparcie... górników i hutników. Brakuje szwaczek, gospodyń domowych, rolników bronujących w znoju swoje pola uprawne, kaletników, rymarzy, kierowców, brukarzy oraz zbrojarzy - betoniarzy. Znaczy, ludu pracującego miast i wsi. PK RP walczy niczym lew, nie przebierając w środkach, o wprowadzenie w życie ustawy dyscyplinującej sędziów, zwanej "kagańcową", której propagatorami są trzej politycy tak zwanej Zjednoczonej Prawicy, wybitni znawcy problematyki prawniczej w osobach Sebastiana Kalety (30 lat), Jana Kanthaka (28 lat) oraz Jacka Dawida Ozdoby (28 lat). Trzy prawnicze tuzy z gigantycznym doświadczeniem zawodowym są mądrzejsze od polskich profesorów prawa, speców z Komisji Europejskiej, sędziów Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), członków Komisji Weneckiej, czy amerykańskich kongresmenów, którzy zalecają PK RP niepodpisywanie "kagańcowej" ustawy.

Panowie Eliot L. Engel (lat 72), przewodniczący Izby Spraw Zagranicznych, oraz Bill Keating (lat 68), przewodniczący podkomisji ds. Europy, Eurazji, Energii i Środowiska, doświadczony prawnik, były prokurator okręgowy hrabstwa Norfolk, przestrzegają, że podpisanie ustawy, którą krytykuje praktycznie cały świat, wywoła niepokoje, ponieważ "nie respektuje ona zasady niezależności sądów oraz podziału władzy". Społeczne niepokoje w Polsce narastają, podziały w społeczeństwie weszły na orbitę okołoziemską, świat krytykuje prawniczego gniota wziętego na własne sztandary przez trzech prawniczych gołowąsów, a mimo to gotów jestem tradycyjnie postawić butelkę markowego koniaku przeciwko flaszce "jagodzianki", że PK RP ustawę podpisze. Fałszywe poczucie misji kieruje ludzi polityki na manowce, ale oni tego nie dostrzegają. Trzeba zdzielić ich maczugą w łeb, by zaczęli kontaktować. Taką maczugą jest wypadnięcie z głównego nurtu w wyniku przegranych wyborów. Wtedy powraca kontakt z rzeczywistością, ale jest za późno.

Uzasadnianie przez rządzących konieczności zreformowania sądownictwa to klasyczna gadka - szmatka. Nie widzę żadnych działań reformatorskich. Młyny sprawiedliwości jak mieliły wolno przez całe dekady, tak i dzisiaj wolno mielą. Nadal na sprawiedliwość, szczególnie w procesach cywilnych, czeka się latami. Widzę natomiast jak na dłoni działania personalne, czyli upychanie w kierownictwie sądów i prokuratur, w Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym i Trybunale Konstytucyjnym swojaków. Kaleta awansował na sekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, Ozdoba ma być wiceministrem klimatu, Kanthak pełnił urząd rzecznika prasowego i szefa gabinetu politycznego ministra sprawiedliwości. Ubiegał się o zatrudnienie na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, lecz rada wydziału odrzuciła jego kandydaturę. Znaczy, gościu nie jest taki bystry, jakiego udaje przed kamerami. To wierni wyznawcy Prezesa gotowi służyć państwu skrojonemu na miarę oczekiwań swojego politycznego guru, czyli walczyć z łże-elitami, sądowniczą kastą oraz tymi, którzy stoją tam, gdzie kiedyś stało ZOMO.

Dla takich ludzi kontrolowanie sądów i prokuratury przez gremia polityczne jest czymś normalnym. Kłamią przy tym jak z nut, twierdząc, że propozycja polskiego rządu w sprawie zmian w odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów opiera się na przepisach francuskich i niemieckich. "Ten argument jest po prostu śmieszny" – odpowiada prof. Laurent Pech z Middlesex University w Londynie, specjalizujący się w prawie konstytucyjnym Unii Europejskiej, prawie rynku wewnętrznego UE, prawie konkurencji i prawach fundamentalnych UE. Co, zdaniem profesora, jest bezprecedensowe w proponowanych przez polski rząd przepisach? To, że po wejściu "kagańcowej" ustawy w życie będzie można karać polskich sędziów za... stosowanie prawa UE. Nigdzie w UE nie można karać sędziego krajowego za stosowanie prawa unijnego i zasad niezawisłości sędziowskiej. Ale Kaleta, Ozdoba, Kanthak, Jaki i wielu innych hunwejbinów z PiS, z PK RP na czele, uważają, że kontrolowanie polskich sędziów przez polityczne gremia jest właściwe, a wydawanie przez nich wyroków w oparciu o prawo UE – niewłaściwe.

Czy się komuś nasze sądy i sędziowie podobają, czy ma się do nich stosunek krytyczny, nie wolno ich oddać w pacht politykom. Polskie sądownictwo należy zreformować, to oczywiste, ale reforma nie może polegać li tylko na wymianie kadr z obcych na nasze. Sędzia uzależniony politycznie jest bowiem znacznie groźniejszy niż sędzia niekompetentny, bo w przypadku nieuka ewentualny błąd w orzekaniu może naprawić wyższa instancja. Kiedy zaś sądy uzależnione są od polityków, mogą zapadać wyroki "na zamówienie", których wyższa instancja nie będzie chciała podważyć, gdyż jest obsadzona przez "swoich". W lipcu 1934 r. dr Joseph Goebbels, minister propagandy i oświecenia Trzeciej Rzeszy, przemawiał do sędziów: "Silne państwo musi mieć możliwość usuwania ze stanowisk nienadających się urzędników. Koncepcja nieusuwalności sędziów zrodziła się w obecnym świecie intelektualistów, w świecie wrogim narodowi niemieckiemu". Słowa te są tak porażające w kontekście ostatnich wypowiedzi polityków obozu rządzącego oraz PK RP, że nie chcę ich komentować, pozostawiając osąd Czytelnikom.

Czy TSUE ma prawo do oceny wymiaru sprawiedliwości w państwie członkowskim, skoro prawo UE precyzyjnie nie reguluje jak wymiar sprawiedliwości ma być zorganizowany? Zdaniem wybitnych polskich prawników i opozycji, TSUE ma prawo, ponieważ wynika ono z podpisanego przez Polskę w 2009 r. Traktatu Lizbońskiego. Zdaniem Kalety, Kanthaka, Ozdoby i reszty obozu rządzącego – nie ma takiego prawa. Nie jestem prawnikiem, ale potrafię czytać. Wykładnia TSUE, jak należy rozumieć pojęcie sędziowskiej niezawisłości, jest dla mnie jasna. Oznacza między innymi, że "dany organ wypełnia swe zadania w pełni autonomicznie, nie podlegając żadnej hierarchii służbowej, ani nie będąc podporządkowanym komukolwiek i nie otrzymując nakazów czy wytycznych z jakiegokolwiek źródła. W ten sposób chroniony jest przed ingerencją i naciskami zewnętrznymi mogącymi zagrozić niezależności sędziów i wpływać na ich rozstrzygnięcia”. Moim zdaniem, zapisy ustawy "kagańcowej" nijak się mają do powyższej wykładni, dlatego powinny wylądować w śmietniku. Ale może się mylę?

Na koniec moja glossa do PK RP: jeśli osoba gardłuje o oczyszczaniu wymiaru sprawiedliwości z komunistycznych pozostałości i jednocześnie zatwierdza kandydaturę komunistycznego prokuratora na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, to albo osoba cierpi na schizofrenię, albo też jest bezwzględnym politycznym cynikiem nie mającym w sobie krztyny przyzwoitości.

Wróć